19 - storm of daggers

401 67 98
                                    

Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew.

~D'Avenia: "Biała jak mleko, czerwona jak krew"

Eden podobno jest rajem, ale patrząc na dość obskurnie wyglądające namioty cyrkowe, pośród których króluje i góruje ten jeden – największy, w niebiesko-żółte pasy mam wrażenie, że ta parada dziwadeł lata świetności miała za sobą.

Kroczę dumnie przed siebie. Widzę plecy Micah, który obejmuje ramieniem przekupioną prostytutkę, wyrwaną w barze. Choć może wyrwaną to za dużo powiedziane. Za kreskę euforii zgodziła się udawać dziewczynę mojego brata. W prostytutce była jeszcze jedna zaleta. Prostytutki mają za koleżanki inne prostytutki. A koleżanką tej, która napatoczyła się w barze była niejaka Celine – grubsza kobieta po trzydziestce. Ale już nawet nie chodziło o Celine, a o jej brzdąca, którego "pożyczyła nam na jeden wieczór". Idę więc z małym chłopcem za rękę, w talii obejmując kogoś, kto ma uchodzić za jego matkę.

– Ładnie ci w tej peruce – szepczę do ucha Jimina, kiedy stoimy w kolejne do wejścia na główny pokaz.

Jimin poprawia spadające z nosa okulary, a potem zakręca loczek długich, blond włosów na palcu. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że mój ukochany może mi się podobać w spódnicy w groszki, koszuli, za którą wcisnął stanik wypchany skarpetkami i z chustką na głowie, która była ostatnim krzykiem mody. Celine pożyczyła mu nawet obcasy, kiedy w końcu pozbyłem się dla niej z kieszeni resztki euforii.

– Mam się dla ciebie częściej malować szminką? – pyta Jimin, oblizując różowe usta. Ten lekki flirt jest dla niego rozładowaniem emocji, ale w środku drży ze strachu. Wiem, bo ja boję się tak samo mocno.

Nie spuszczamy oka z mojego brata, którego towarzyszka ciągle karci za dotykanie jej pośladków. Przewracam oczami. Mam nadzieję, że głupie, nastoletnie żądze mojego brata nie zniszczą tego misternego planu. To była nasza jedyna szansa.

– Nie bój się – mówi Jimin, kiedy już wchodzimy do środka namiotu. – Twój brat wie, że jeśli to spierdoli to go zabijesz – szepta znów, a później kierujemy się zgodnie z naszymi miejscami do tyłu na trybuny. Micah siedzi dwa rzędy bliżej.

Jimin bierze malca na swoje kolana i zaczyna go zabawiać, kiedy chłopiec z nudów zaczyna ssać palce. Ma jakieś cztery lata, więc pewnie niewiele do niego dociera, ale zdaje się, że samo bycie w cyrku to dla niego centrum wielkiej radości. Nie dziwię mu się. Byłem o dekadę starszy, kiedy pierwszy raz zasiadłem na widowni, a ostatkiem sił powstrzymałem się przed posikaniem się w portki z ekscytacji.

Nie musimy długo czekać aż gasną światła. Sala jest w połowie pełna. Słabo, myślę. Jest sobota. W takie dni do Ogrodu Euforii przychodziły tłumy. Najwyraźniej Eden jest naszą marniejszą podróbką. Podczas występu dowiaduję się dlaczego. Show nie robi wrażenia. Kilka zwierząt daje radę i co dziwne – mają słonia, ale poza nim właściwie nie ma co oglądać. Klauni znają podstawową żonglerkę, podczas ci z Ogrodu żonglują nie trzema, a siedmioma piłeczkami, czy nożami. Elementy scenografii nie zwracają uwagi. Malec na kolanach Jimina cieszy się na widok akrobatki, ale dorośli i starsze dzieci wokół nas zdają się nudzić.

Ale w końcu na scenie pojawia się posągowa piękność. Jisoo kłania się nisko i choć jej twarz ozdabia maska, rozpoznaję ją bez problemu. Poza tym – jej ciążowego brzuszka nie ukryje tak łatwo pod luźnym strojem z piór, choć ci nieco mniej spostrzegawczy może go nie zauważyli.

Jisoo prezentuje swój klasyczny numer – rzucanie do żywej tarczy. Za jej asystenta robi inna dziewczyna, która kiedy tylko Jisoo rzuca sztyletem, zamyka przerażona oczy i piszczy. Amatorszczyzna, myślę i widząc minę Jimina dochodzę do wniosku, że chłopak ma takie samo zdanie.

Euphoria Garden | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz