18 - eden

434 72 35
                                    

Aby konsumpcja substancji psychoaktywnej była pozytywnym doświadczeniem, muszą być spełnione trzy warunki. Odpowiednia dawka, czyli właściwa ilość danej substancji. Nasz własny stan psychiczny. Czas i miejsce, a więc ramy zewnętrzne. Jeśli to wszystko jest w porządku, to właściwie nic złego nie może się wydarzyć.

~Christian Ratsch

Puka cztery razy pod rząd. Potem przerwa. Puka raz. Przerwa. Puka dwa razy. Wtedy dopiero go wpuszczam.

Micah zamyka za sobą drzwi, a ja zasuwam szafkę tak, by dodatkowo utrudniała wejście do pomieszczenia. Mój brat wyciąga z dwóch toreb po kolei rzeczy, a Jimin zaczyna przebierać w ubraniach. Od razu widzę, jak mina mojego ukochanego rzednie.

– Nie mogłeś kupić czegoś ładniejszego? – pyta, ale wiem, że gorsze rzeczy nie będą aż tak bardzo rzucały się w oczy. Nasze drogie, czyściutkie i pachnące płaszcze zamienić musieliśmy na te, których dziury były już dwa razy cerowane. Jimin wącha je. – Przynajmniej czuć pralnią.

Potem bierzemy się za jedzenie. Nie jestem przekonany co do dziwnie wyglądającej lasagne, ale ostatecznie okazuje się zjadliwa. No i jest obecnie jedyną dostępną opcją.

Za dobrze wykonane zadanie posypuję bratu trochę euforii. Nie pozwalam mu jednak wciągnąć wszystkiego od razu.

– Rozmawiałeś z kim trzeba?

– Marc da za dwa woreczki tyle ile chciałeś za jeden, a na głównej ulicy jeśli będę chciał sprzedać to sześćdziesiąt procent idzie do Wielkiego Hala. To tutejszy boss. I z góry uprzedzam, że z nim nie będę się targował.

– To za mało.

– Możesz sprzedać broń.

– Mogę ci sprzedać, ale kulkę i to za darmo – mówię, a Micah pochyla się nad stolikiem. Mija chwila a z kreski zostaje jedynie połowa jej długości. – Miałeś się dogadać z tym całym Marciem, że weźmie cztery worki, ale nie kurwa pół darmo. To kurwa nie rośnie na drzewach, stary.

– Wiem, no wiem – mówi, kiedy szarpię jego kurtką. – Pojadę jeszcze do Rottvill. Tam czasami ktoś szuka takich smaczków.

– Nie. Nie odejdziesz stąd dalej niż na tą ulicę. Muszę cię mieć na oku – mówię, a Micah przewraca oczami.

– Nie sprzedam was – mówi, a ja parskam.

– Sprzedasz nas przy pierwszej lepszej okazji.

– Jesteś moim bratem.

– Jesteś dla mnie obcy – odpieram, a on siada naburmuszony na fotelu z założonymi rękoma. Micah jest kawałkiem mojego serca, ale tamta część, w której go trzymam już dawno obumarła. Choć może zbytnio pośpieszyłem się z chęcią zabicia go. Nie wiem, czy byłbym ostatecznie w stanie to zrobić. – Pojedziemy do Rottvill razem – mówię, ale zaraz podchodzi do mnie Jimin.

– To niebezpieczne.

– Nie bardziej niż wypuszczenie go stąd samego na tak długo – mówię, wskazując głową na chłopaka pochylającego się nad stolikiem. – Będzie dobrze – zapewniam, całując Jimina krótko. W końcu ukochany niepewnie, ale jednak kiwa głową.

Dojadamy lasagne i zabieram wszystkie nasze rzeczy. Kiedy schodzimy, Jimin zatrzymuje się jeszcze na chwilę w łazience, więc czekamy na niego na korytarzu z Micah. Mój brat nerwowo rozgląda się, co chwilę spoglądając na mnie. Kiedy pochodzi do nas jeden z bezdomnych ćpunów i pyta, czy coś mamy, nie muszę sam się trudzić, bo Micah popycha go i mężczyzna przewraca się. Zbiera się potem szybko i odchodzi.

Euphoria Garden | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz