Rozdział 4

481 14 0
                                    

25 grudnia wyruszyliśmy z Rivendell w podróż do Góry Przeznaczenia. Przed wyjściem z doliny Imladris przyszedł do nas mój tata, żeby nas pożegnać.

- Powiernik Pierścienia wyrusza z misją dotarcia do Góry Przeznaczenia. Na nim jednym spoczywa odpowiedzialność, nie wolno mu wydać Pierścienia, odrzucić, albo wydać w ręce Nieprzyjaciela lub, któregoś z jego sług. Nie może dopuścić, aby ktokolwiek bodaj dotknął Pierścienia, chyba że któryś z członków Drużyny i Rady, ale i to w ostatecznej potrzebie. Wszyscy towarzyszycie Frodowi z własnej woli. W każdej chwili możecie zawrócić z drogi. Nie wiąże was żadna przysięga, ani obietnica nie musicie iść dalej jeśli nie chcecie – powiedział

- Przeniewiercą jest ten, kto opuszcza towarzyszy, gdy ciemności zastępują drogę – odezwał się Gimli

- Może, lecz niech nie ślubuje przebrnąć przez ciemności nocy, kto nie widział jeszcze zmroku – powiedział Elrond

- Przysięga utwierdziłaby chwiejne serca – obstawiał przy swoim krasnolud

- Albo też by je złamała – powiedział „ada"

- Niech towarzyszy wam błogosławieństwo wszystkich wolnych istot! – krzyknął jeszcze za nami

Przy brodzie Bruinen opuściliśmy gościniec i skręcając ku południu, weszliśmy na wąskie dróżki. Teren roztaczający się przed naszymi oczami był jałowy i wyboisty. Mieliśmy nadzieję, że przedzierając się przez to pustkowie unikniemy nieprzyjaznych oczu. Szliśmy wszyscy gęsiego, na czele pochodu szedł Gandalf z Aragornem, a na końcu ja z Legolasem jako tylna straż, reszta szła pomiędzy nami. Wędrowaliśmy tak przez dwa następne tygodnie, mało spaliśmy, a posiłki były zimne i niezbyt pokrzepiające. Pogoda się zmieniła, zimny wiatr dmuchający nam w twarz i wdzierający się pod ubrania ustał. Wiatr wiał teraz od południa, a wcześniej wiszące nad nami chmury, rozpierzchły się. Wyszło słońce, a my zobaczyliśmy łańcuch gór i przewyższające go trzy szczyty.

- Mnie mapy są niepotrzebne. To kraj, w którym przed wiekami pracowali ojcowie nasi, obraz tych gór wykuli w metalu i kamieniu na wielu naszych dziełach, upamiętnili je. Widujemy je, wystrzelające pod niebo, w naszych snach. To Baraz, Zirak i Shatur. Na jawie widziałem je tylko raz, jednak znam ich kształty i nazwy, pod nimi bowiem leży Khazad-Dum, stolica krasnoludów, nazywana Czarną Otchłanią, a w języku elfów – Morią. Oto stoi Baranzibar, Czerwony Róg, okrutny Caradhras, a za nim szczyty Srebrny i Chmurny – Kelebdil Biały i Fanuidhol Szary, które po swojemu nazywamy Zirakzgil i Bundushatur. Tu Góry Mgliste rozszczepiają się, a pomiędzy nimi leży pamiętna dla nas Azanulbizar, Dolina Półmroku, przez elfów nazywana Nanduhirion – zrobił nam wykład

- Właśnie do tej doliny zmierzamy. Jeżeli wejdziemy na przełęcz, zwaną Bramą Czerwonego Rogu, a znajdującą się poniżej przeciwległej ściany Caradhrasu, zejdziemy Schodami Półmroku w głąb doliny krasnoludów. Jest tam Zwierciadlane Jezioro, i tam też z lodowatych źródeł tryska Srebrna Żyła – powiedział

- Ciemne są wody Kheled-Zaram. Zimne są źródła Kibil-Nala. Serce drży we mnie na myśl, że może wkrótce już je ujrzę – rzekł Gimli

- Cokolwiek wszakże zrobisz, nie możemy długo bawić w owej dolinie. Trzeba nam spieszyć z biegiem Srebrnej Żyły do tajemnych lasów, a przez nie ku Wielkiej Rzece, potem zaś... – urwał czarodziej

- No cóż potem? – spytał Merry

- Potem do celu podróży, ostatecznie. Nie można patrzeć za daleko przed siebie. Cieszymy się, że pierwszy etap podróży przebyliśmy szczęśliwie. Myślę, że tu odpoczniemy nie tylko przez dzień cały, ale także noc. W Hollinie powietrze jest czyste. Siła złego potrzeba, aby kraj, w którym ongi mieszkali elfowie, zapomniał o nich – rzekł

Elendila - Władca PierścieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz