【endgame alternative ending】

1.7K 88 23
                                    

Wszyscy patrzyli z przerażeniem na Thanos'a, który pstryknął palcami. Pogodzeni z porażką czekali na śmierć swoją, lub bliskich. W końcu nie wiadomo kto zniknie. Lecz to się nie stało. Rękawica była pusta. Kamienie zniknęły. Thanos w szoku patrzy na swoją rękę, a Avengers i reszta wojowników rozgląda się za osobą, która zabrała kamienie. 

Na polu bitwy panuję cisza, którą przerywają ciche, wypowiedziane słabym głosem słowa:

—A ja-  jestem-  S-spider-man...

Peter pstryka palcami z ogromnym bólem wypisanym na twarzy. Wojownicy Thanos'a zmieniają się w pył. Tyran rozglądał się przestraszony, wie że on też zaraz zniknie. Siada powoli na ziemi i zmienia się w proch. Zebrani na polu bitwy odetchnęli z ulgą. Wygrali. 

Jedyną osobą, która nie ma wielkiego uśmiechu na twarzy jest Parker. Czuje, że utrzymanie wszystkich kamieni nieskończoności było dla jego ciała za dużym wysiłkiem. Próbuje usiąść i oprzeć się o jakiś głaz stojący obok, ale z braku sił upada. Odgłos jaki wydała jego zbroja zwraca uwagę Tony'ego. Mężczyzna ciesząc się wygraną zapomniał o tym kto użył kamieni. 

—Peter, dzieciaku – mówi cicho przerażony. Doskonale wiedział, że chłopak umrze, chociaż starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli. – Wszytko- wszytko będzie dobrze. Czemu to zrobiłeś?

—Nie czuję się zbyt dobrze... – jęknął Spider-man. – Jak to dlaczego, panie Stark? Nikt inny nie mógł tego zrobić, nikt nie był wystarczająco blisko, żeby zabrać te kamienie – powiedział słabo. –Co teraz będzie, panie Stark?

—A co ma być dzieciaku? Wygraliśmy, teraz będzie tylko lepiej – z każdym słowem jego głos coraz bardziej się łamał. – Obejrzymy te Gwiezdne Wojny, o których ciągle gadasz, zjemy pełno cheeseburgerów. I musisz poznać Morgan, cudowna dziewczynka. 

Większość Avengers zebrała się wokół Peter'a i Tony'ego. Oni też wiedzieli co czeka chłopaka. Tego, który zawsze chciał im zaimponować. Tego, który poprawiał im humor swoją czasem nazbyt długą gadką o wszystkim i o niczym. Wiedzieli, że poczucie winy nie da im spokoju. To ktoś z nich powinien to zrobić, a nie Parker. Był za młody i niewinny na śmierć. 

—Panie Stark ja chyba umieram... Boję się... – łkał Spider-man wtulony w zimną zbroję Iron man'a. Słowa chłopaka łamały serce mężczyzny jak i wszystkich wokół zebranych. – Nie chce umierać, proszę panie Stark...

—Będzie dobrze Peter, nie umierasz, jeszcze nie teraz – szeptał Tony próbując go uspokoić. Poczucie winy było ogromne. Za to z jaką ignorancją traktował chłopaka, jak go zbywał, a on mimo jego oschłego zachowania się nie poddawał. Tak bardzo chciałby to wszytko naprawić, ale dla Parker'a nie było już czasu. – Jestem z ciebie dumny, zawsze byłem Peter... S-synu... 

Spider-man uśmiechnął się tylko delikatnie. Jego mięśnie zwiotczały, a oczy stały się puste. Wszyscy ludzie, bogowie, super żołnierze i inne stworzenia klęknęły na cześć Peter'a - nastolatka, który uratował wszechświat. 

Stark nie zwracając uwagi na wokół zebranych zaniósł się głośnym płaczem. Bolało go serce na widok nieruchomego ciała chłopaka, który był dla niego jak syn. Tego, który zawsze był pełen życia, ze szczerym uśmiechem kroczącego przez życie. Teraz martwego, leżącego na ziemi z brudem na twarzy i jeszcze otwartymi oczami, których mężczyzna nie zamknął, bo bał się go dotknąć. 

Jego syn martwy. Zginął by on mógł żyć. Ale zdaniem Tony'ego życie bez niego to nie życie. Szkoda, że dopiero teraz to zauważył. Bo teraz było już za późno. 


𝐎𝐍𝐄-𝐒𝐇𝐎𝐓'𝐘 || mcuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz