【winterfrost / lucky】

1.4K 48 25
                                    

Na imprezie w Stark Tower wszyscy bawili się świetnie. No może oprócz dwóch osób. 

Pierwszą z nich był Bucky, który siedział gdzieś w najbardziej zacienionym kącie z piwem w ręku. Nie czuł się tu dobrze. Wszyscy ci ludzie bawili się beztrosko nie zwracając uwagi na problemy, które doskwierały im na co dzień. Barnes tak nie potrafił, mimo że już pozbyli się programu Zimowego, więc nie stanowił żadnego zagrożenia. W pewnym momencie chciał podejść do Steve'a, bo tylko przy nim czuł się komfortowo, ale blondyn siedział ze Stark'iem. Z Tony'm nie chciał rozmawiać, chociaż tamten zapewniał go, że nie ma mu za złe morderstwa jego rodziców, bo przecież nie był sobą. 

Drugą osobą, która siedziała sama był Loki. Bóg psot nie wiedział co ze sobą zrobić. Doskonale wiedział, że nikt go tu nie chce. Był tu tylko z powodu Thor'a, który uważał, że kara za atak na Midgard była najlepsza do odbycia właśnie w Midgardzie. Nie wiedział co kierowało jego bratem, ale był pewien, że wolałby być w lochach Asgardu, niż tu na imprezie Starka. Siedział sam, bo nikt nie chciał z nim rozmawiać, albo po prostu się go bał. Nie przeszkadzało mu to, a przynajmniej chciał to sobie wmówić. Rozglądał się po cali, obserwując bawiących się śmiertelników. Jego uwagę zwrócił ciemnowłosy mężczyzna siedzący z dala od imprezowiczów. Nie znał go. Wyglądał trochę podobnie do niego i na tak samo niezadowolonego z tego gdzie się znajduje.

Loki niewiele myśląc wstał z fotela i ruszył w stronę mężczyzny. Ciemnowłosy czymś go zaintrygował i czuł, że musi go poznać. 

—Wolne? – zapytał Laufeyson wskazując na krzesło obok niego. Tamten tylko pokiwał głową i wziął kolejny łyk piwa. 

—To ty jesteś ten straszny Loki, na którego wszyscy narzekają? 

—Tak, tak to ja – odpowiedział lekko zdziwiony. Był tu dopiero trzy dni, dlaczego wszyscy na niego narzekali? 

—Nie wyglądasz na takiego strasznego, ani niebezpiecznego jak mówią – mruknął Bucky. Był zaskoczony, że ktoś się do niego dosiadł, nawet jeśli był to Bóg psot. Zrobiło mu się miło, że ktoś zwrócił na niego uwagę. 

—Może ty się przedstawisz? Znasz moje imię, ja twojego nie. 

—Jestem James Barnes, jeśli dobrze pamiętam. Wszyscy mówią do mnie Bucky – nadal nie pamiętał szczegółów ze swojego życia. Większość jego wspomnień to opowieści Steve'a o ich przygodach sprzed wojny. 

—Co masz na myśli mówiąc "jeśli dobrze pamiętam"? – zapytał zaintrygowany Loki.

—Długa historia... – mruknął James. Nie miał ochoty na opowiadanie o swoim życiu, lecz widząc zaciekawiony wyraz twarzy swojego towarzysza zaczął mówić: – Opowiem, ale w dużym skrócie. Jestem, a może byłem, przyjacielem Kapitana z dzieciństwa. Gdy wybuchła wojna poszedłem do wojska, a jakiś czas potem Steve także dołączył do armii już jako nadzieja i symbol kraju. Na jednej z misji spadłem z pociągu w przepaść, znalazła mnie Hydra i zrobiła ze mnie swoją marionetkę. Nie wiele pamiętam z tamtego czasu. Tylko ból, krzyki moich ofiar – jego głos lekko zadrżał – Prali mi mózg i usuwali wspomnienia przez co teraz nie wiem o sobie zbyt dużo. Usunęliśmy Zimowego, ale to nie zwróciło mi pamięci. Teraz nikt oprócz Steve'a nie zwraca na mnie uwagi. 

Bóg psot siedział w lekkim szoku. Nie spodziewał się takiej historii. W jego sercu, które było jak z lodu pojawiło się współczucie, jak i sympatia do Bucky'ego. Byli naprawdę podobni, obydwaj nie chciani, przez złe rzeczy, które robili. Nawet jeśli się zmienili niechęć innych została. 

—A ty opowiesz mi coś o sobie? Jestem ciekaw skąd wzięła się ta zła opinia. 

Tak spędzili najbliższe kilka godzin. Rozmawiając o wszystkim co męczyło ich sumienie, wiedząc, że ten drugi wysłucha i zrozumie. Odsłaniali przed sobą swoje słabe punkty, ale nie przeszkadzało im to. Przy sobie czuli się swobodnie, mogli być sobą. 

𝐎𝐍𝐄-𝐒𝐇𝐎𝐓'𝐘 || mcuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz