Poobijany mężczyzna leżał skulony pod ścianą ciemnej uliczki. Jego głowa pełna była pytań. Nie rozumiał co się z nim działo. Bał się.
Miał wypełnić misję. Pokonać Kapitana Amerykę, jednak coś mu nie pozwalało. Dziwne uczucie, inne niż wszystkie, które pamiętał. Takie przyjemne.
"Bucky" tak go nazwał. Znał to imię. Należało do niego. Nie, nie do niego. On był Zimowym Żołnierzem, Bucky to przeszłość.
Kłócił się sam ze sobą w myślach. Przed oczami pojawiały mu się migające obrazy, jakby wspomnienia, przyprawiając go o ból głowy.
Nagle usłyszał dźwięk podobny do szumu, po czym pośpiesznie kroki. Wyrwało go to z przemyśleń. Podniósł się szybko zerkając nerwowo w stronę, z której słyszał odgłosy. W jego stronę szedł wysoki mężczyzna, co chwilę odwracając się za siebie. Nie widział twarzy obcego, krył się w mroku.
Stanął pod ścianą przyjmując pozycję obronną. Nie widział czy obcy mężczyzna jest przyjaźnie nastawiony. Jego oddech lekko przyspieszył, gdy poczuł chłód panujący od nieznajomego. Ten mamrotał coś pod nosem w nieznanym mu języku.
Strumień błękitnego światła z sakiewki, którą otworzył, padł na twarz nieznajomego. Sięgnął do niej i wyciągnął błękitną, błyszczącą kostkę. Momentalnie jego skóra stała się niebieska, a oczy czerwone. Mężczyzna, widząc to, momentalnie schował przedmiot do worka.
Bucky na widok przedmiotu cicho wciągnął powietrze ustami. Już kiedyś to widział i nie kojarzyło mu się to dobrze. Jednak nie mógł uciec, nieznajomy stał mu na drodze. W głowie rodziła mu się panika, musiał uciekać. Rzucił się w stronę wyjścia z uliczki. Przebiegając obok mężczyzny poczuł szarpnięcie, chłód, uczucie spadania, a potem ponownie grunt pod nogami. Rozejrzał się pośpiesznie przyjmując pozycje obronną. Nie wiedział jakiego nastawienia jest obcy.
—Kim jesteś?
Pokój, w którym się znajdowali, był oświetlany jedynie przez mała lampkę stojącą szafce, więc znajdowali się w półmroku. W pomieszczeniu przeważały ciemne kolory. Meble i podłoga zrobione były z ciemnego drewna. Na środku znajdował się dywan w zielono-czarne wzory, na nim stała nieduża kanapa wykonana z czarnej skóry, to na niej siedział nieznajomy. Wokół pełno było szafek i półek z książkami. Na środku sufitu wisiał starodawny żyrandol wykonany ze złota z niezapalonymi świecami. Nie widział jednak nigdzie drzwi lub innego wyjścia z tego pokoju.
—To ja powinienem zadać to pytanie pierwszy. Porwałeś mnie.
—Widziałeś zbyt dużo, nie mogłem puścić cię wolno.
—I tak nie miałbym komu powiedzieć.
—Może ty nie, ale oni by cię znaleźli i musiałbyś im powiedzieć.
Bucky nie wiedział czemu, ale w towarzystwie nieznajomego czuł się swobodnie. Nie miał pojęcia co robić. Rozsądek kazał mu uciekać, ale serce przekonywało, że powinien zostać. Gubił się we własnych myślach. Jednak o ucieczce, na ten moment, i tak nie było mowy.
—W najbliższym czasie będziesz skazany na moją obecność. Jestem Loki Od- Laufeyson.
—Bucky... Tak myślę
Loki spojrzał na niego dziwnie, ale nic nie powiedział. Zmarszczył brwi, rozejrzał się, po czym wykonał dziwny ruch dłonią, a za plecami Bucky'ego pojawiło się spore łózko z czarną pościelą. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
—No co? Przecież musisz gdzieś spać.
—Um... Tak, tak.
Barnes był zszokowany. Dawno nie spał w prawdziwym łóżku. Zazwyczaj noce spędzał na materacu, ziemi lub zmrażali go. Nie był przyzwyczajony do takich dogodności. Z zawahaniem podszedł do łóżka i usiadł na nim. Było bardzo wygodne, bardzo. Miał ochotę się położyć i nigdy nie wstawać. Był zmęczony. Po wielu latach mordowania ludzi, prania mózgu i bólu. Był zmęczony Zimowym Żołnierzem, który siedział gdzieś w jego umyśle uśpiony.
CZYTASZ
𝐎𝐍𝐄-𝐒𝐇𝐎𝐓'𝐘 || mcu
FanfictionOne-shot'y z Marvela. W większości shipy boy x boy, więc jeśli nie tolerujesz nie czytaj. Miłej lektury ♡