【stucky】

1.5K 75 2
                                    

—Czasami myślę, że lubisz obrywać – zaśmiał się Bucky pomagając wstać Steve'owi. 

Blondyn znów pobił się z jakimś osiłkiem w ciemnej uliczce. Takie sytuacje zdarzały się kilka razy w tygodniu, więc gdy Rogers nie wracał długo do domu James wiedział gdzie go szukać. Kończyło się to zazwyczaj tak, że Steve był cały w siniakach i krwi, a Barnes wyganiał drugiego członka bójki.

—Sam się prosił, ona wyraźnie mówiła "nie" – warknął błękitnooki. Nienawidził gdy ktoś robił coś złego, i mimo swojej marnej budowy ciała zawsze godnie stawał do walki.

—Tak, tak jak zwykle. Teraz musimy iść, robi się zimno, a nie chce żebyś znów był chory – powiedział zmartwiony ciemnowłosy. Rozcięcie wargi jego przyjaciela mocno krwawiło, więc bał się, że będzie musiał je zszyć. 

Zdjął kurtkę i zarzucił ją na drobne ramiona Steve'a. Ten spojrzał na niego nieodgadnionym wzrokiem, ale nic nie powiedział. Nie lubił gdy szarooki robił się nadopiekuńczy, wtedy czuł się słaby. Chciał być jak Bucky – męski, przystojny, dobrze zbudowany, a nie niski, chudy i słaby. Nigdy nawet nie miał żadnej dziewczyny, bo żadna nie chciała chodzić z kimś kto sięgał pod brodę. 

Z każdym krokiem szedł coraz wolniej, ponieważ stłuczona noga promieniowała coraz mocniejszym bólem. James widząc to wziął go niczym pannę młodą ignorując zirytowane prychnięcie swojego przyjaciela. 

—Dam radę sam, puść mnie. 

—Oczywiście, a ja jestem dziewczyną – sarknął w odpowiedzi Barnes. 

Do domu, w którym mieszkali razem od śmierci Sary, zostało zaledwie kilka metrów. Po przekroczeniu drzwi szarooki położył delikatnie blondyna na kanapie i poszedł poszukać apteczki. Co prawda nie mieli wszystkich rzeczy potrzebnych do opatrzenia ran, ale plastry i woda utleniona powinny wystarczyć. 

Bucky zaczął odkażać wszystkie rany i zadrapania Steve'a starając się robić to delikatnie. 

—Mogę to sam zrobić, daj mi to – mruknął zawstydzony Rogers. Czuł się niezręcznie gdy ciemnowłosy miał twarz tak blisko jego własnej, a oddech przyjaciela owiewał mu twarz. 

—Czemu ty zawsze chcesz być taki samodzielny? Przecież to, że ci pomagam nie jest oznaką słabości, Stevie – zaśmiał się James. Ta chęć bycia samodzielnym blondyna była urocza i zabawna. 

—A czemu ty zawsze musisz być taki opiekuńczy wobec mnie? – spytał błękitnooki.

—Muszę. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego! Po prostu się o ciebie martwię!

—Nie jestem dzieckiem, nie umrę przez kilka zadrapań! – krzyknął zdenerwowany Rogers. Zazwyczaj ciężko było go wyprowadzić z równowagi, ale adrenalina i stres spowodowane bójką jeszcze nie zniknęły.

—To w takim razie radź sobie sam! Tylko potem nie proś mnie o pomoc, panie dorosły – odkrzyknął mu Barnes. Odsunął się od blondyna, odłożył gazik nasączony wodą utlenioną na stolik stojący obok i wyszedł z mieszkania. 

‎⍟✪⍟✪⍟✪⍟

Od ich kłótni minął tydzień. Była to chyba najdłuższa w historii ich przyjaźni. Zwykle przepraszali się jeszcze tego samego dnia, bo wyrzuty sumienia nie dawały im spokoju. Byli dla siebie jak bracia, rozumieli się bez słów i nie potrafili na siebie gniewać. 

Ta sytuacja była inna, żaden z nich nie chciał przeprosić, bo uważał, że ma rację. Dlatego panowała między nimi napięta atmosfera, a rozmawiali tylko w ostateczności. 

𝐎𝐍𝐄-𝐒𝐇𝐎𝐓'𝐘 || mcuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz