【stony】

1.3K 59 0
                                    

tw: samobójstwo, ale nie do końca [nic drastycznego] 

Steve obudził się z okropnym bólem głowy. Ostatnie co pamiętał to huk i ból. Potem była już ciemność. Coś musiało pójść nie tak w trakcie misji. Zerwał się ze szpitalnego łóżka ignorując ból. Musiał sprawdzić, czy Tony jest cały. 

Na korytarzu wpadł na Sam'a, ten zrobił zdziwioną minę po czym podszedł do niego i mocno przytulił.

—Steve? W końcu się obudziłeś! – powiedział Wilson z wielkim entuzjazmem odsuwając się od przyjaciela. – Musisz leżeć w łóżku, nieźle się poobijałeś.

—Nie teraz, Sam, powiedz mi gdzie jest Tony? Jest cały? – pytał Rogers rozglądając się niespokojnie. Naprawdę martwił się o swojego chłopaka. 

—Chodź do sali, musimy pogadać – mruknął Falcon. Jego entuzjazm opadł słysząc pytania Kapitana. 

—Coś mu się stało? Jest ranny? Błagam powiedź, że żyje – mamrotał zmartwiony niebieskooki, gdy szedł  z powrotem do swojej sali. 

Steve usiadł na łóżku czekając, aż czarnoskóry zacznie mówić. W głowie tworzyły mu się coraz czarniejsze scenariusze. Nie wiedział co się stało, ani jakie szkody ponieśli. Nic nie wiedział. 

—Wiesz... Byłeś nieprzytomny trzy miesiące – zaczął niepewnie Sam. Obawiał się reakcji przyjaciela, lecz ten nawet nie drgnął. – Stark... On nie wytrzymał tej presji. Wiesz, że on nigdy nie był cierpliwy. Nie dał rady. Poddał się. Wrócił do tej swojej asystentki... Pepper. Próbowałem z nim porozmawiać, ale nie dał sobie nic wytłumaczyć. Tak mi przykro stary... 

Rogers nic nie powiedział. Jedynym znakiem tego, że te słowa do niego dotarły były łzy spływające po jego policzkach. Nie miał siły się odezwać. Ból w sercu był gorszy niż wszystkie obrażenia. On naprawdę kochał Tony'ego, a tamten go zostawił. Nie poczekał na niego, tak jak blondyn by zrobił. Wolał się poddać i pójść łatwiejszą drogą. 

Teraz Steve'owi już nie zależało. Na niczym. 

⎊⍟⎊⍟⎊

Minął tydzień zanim Rogers wyszedł ze szpitala, z którego nie chciał wychodzić. Bał się powrotu do normalnego życia, bez Stark'a przy swoim boku. Zastanawiał się nad wyprowadzką z bazy, żeby tylko nie oglądać Tony'ego i jego nowej dziewczyny. Sama ta myśl była dla blondyna absurdalna. Przecież piwnooki mówił, że jest gejem. Nagle mu się zmieniło? 

Gdy nastał dzień powrotu do bazy Steve'a zjadały nerwy. Może i był Kapitanem Ameryką, ale on też się bał. A spotkania z Tony'm obawiał się bardzo. Nie wiedział jak zareaguje. Miał nadzieję, że Stark widząc go zrozumie swój błąd. 

Jednak widząc piwnookiego poczuł zbierające mu się w oczach łzy. Tak bardzo chciał go przytulić, pocałować, ale wiedział, że nie może. Chciał pokazać, że zachowanie Tony'ego nie wywarło na nim żadnego wrażenia. Dlatego podniósł głowę, pozbył się łez i pewnym krokiem podszedł do reszty zespołu serdecznie się witając.

Kątem oka zerknął na Stark'a, który nawet nie patrzył w ich kierunku. Nie wydawał się zainteresowany obecnością niebieskookiego. Rogers prychnął pod nosem czując nieprzyjemne ukłucie w sercu. Pora zacząć jego drogę przez mękę. 

⎊⍟⎊⍟⎊

Steve skłamałby mówiąc, że jest dobrze. Czuł się tak cholernie niepotrzebny i samotny. Piwnooki całkowicie ignorował jego osobę, a gdy już rozmawiali nigdy nie wspominał o ich wspólnej przeszłości, jakby nie istniała. To tak bardzo go bolało.

Na misjach nie potrafił się skupić, dlatego stał się bezużyteczny. Prawie cały czas siedział zamknięty w pokoju próbując zapomnieć. Odmawiał jedzenia i picia, a spać nie mógł, więc całymi dniami wlepiał oczy w ścianę.  Wiedział, że inni się o niego martwią, no może oprócz Stark'a. Słyszał też rozmowę Sam'a z Tony'm. Ciemnoskóry ponownie próbował przemówić mu do rozsądku, ale mężczyzna w ogóle się nim nie przejmował. 

Rogers go nie rozumiał, przecież się kochali, tak? Piwnooki mówił mu to wiele razy, a jednak teraz tego nie okazywał. Można by powiedzieć, że go nienawidził. Tylko dlaczego? Co takiego zrobił?

Blondyn spacerował po korytarzach rozmyślając nad sensem swojego życia. Brak reakcji ze strony Starka go ranił. Czasami chciałby paść w ramiona mężczyzny nawet jeśli ten miałby go później zwyzywać. Potrzebował bliskości, potrzebował Tony'ego. 

Nawet nie zwrócił uwagi kiedy nogi poniosły go na dach. Dopiero czując wiatr uderzający w jego zmęczoną twarz zauważył gdzie jest. Wtedy w jego głowie pojawił się pomysł. Powinien to skończyć. Tą mękę. Wystarczy tylko skoczyć...

—Naprawdę chcesz to zrobić? – zapytał głos za nim. Steve odwrócił się nie pewnie. Tony. – Od zawsze wiedziałem, że jesteś słaby. Nie wiem co mój ojciec w tobie widział – prychnął z wrednym uśmiechem na twarzy. – Już jako dziecko czułem do ciebie odrazę, bo to z ciebie Howard był dumny, nie ze mnie. 

—Ale... przecież mówiłe- –zaczął Rogers, ale piwnooki mu przerwał. 

—Naprawdę w to wierzyłeś? Chciałem się tobą pobawić. To było dobre dla mojego ego. Wykorzystać największą dumę mojego ojca... Bo to ty stanowiłeś przeszkodę do szczęśliwego życia! Nigdy cię nie kochałem, rozumiesz? Nienawidzę ciebie i wszystkiego co z tobą związane! – Stark mówił coraz głośniej. Wyrzucał z siebie słowa, które raniły, wręcz zabijały Steve'a. 

Niebieskooki czuł się pusty. Pod koniec słowa miliardera nie sprawiały mu już bólu. Tony za bardzo go zranił, ale mimo to nie miał mu tego za złe. Za mocno go kochał. I naprawdę nie obchodziło go to, że był Kapitanem Ameryką. W jego obecnym stanie i tak nie był w stanie pełnić tego obowiązku. Wiedział, że Sam przejmie ten tytuł i będzie go reprezentował z dumą. 

—Żegnaj Tony... Mam nadzieję, że teraz, gdy mnie nie będzie, poczujesz się naprawdę szczęśliwy – powiedział obojętnym głosem Rogers. Na jego twarzy malował się nikły uśmiech, a oczy nadal lekko błyszczały. 

Blondyn obrócił się, stanął na krawędzi i skoczył. Ziemia zbliżała się nieubłaganie, a on czekał na śmierć ze zniecierpliwieniem. 

Jakie było jego dziwienie, gdy zamiast twardej ziemi i bólu, poczuł miękki materac. Rozejrzał się zdezorientowany. Leżał na sali szpitalnej, podpięty pod kroplówkę i kilka innych urządzeń. Przeżył? Nie, nie było takiej opcji. Nawet jeśli był super-żołnierzem. To wszystko mu się śniło? 

Jego rozmyślenia przerwał Tony wchodzący do pomieszczenia. Widząc, że niebieskooki nie śpi otworzył szeroko oczy w szoku. Przetarł oczy sprawdzając czy to nie zwidy spowodowane zmęczeniem, ale nie, blondyn nadal tam był i wlepiał w niego swoje błękitne tęczówki. 

—W końcu się obudziłeś – mruknął Stark wtulając się w tors Steve'a. – Już się martwiłem, że znów zaśniesz na siedemdziesiąt lat, mrożonko. 

—To wszystko to był sen, tak? – spytał niepewnie Kapitan.

—Nie wiem co sobie ta twoja śliczna, blond włosa główka wymyśliła, ale to na pewno nie prawda –zapewniał go piwnooki gładząc delikatnie szerokie plecy swojego chłopaka. – Leżałeś tu całe dwa miesiące, a ja obok ciebie. Nie waż się tak nigdy więcej robić, bo nie wytrzymam.

—Byłeś tu cały czas? I nie wróciłeś do Pepper, tak?

—Oczywiście, że byłem. Nigdy bym cię nie zostawił Steve – szepnął Tony patrząc mu w oczy po czym lekko musnął jego usta. 

Rogers ochoczo oddał pocałunek zastanawiając się, jak mógł uwierzyć, że mężczyzna go zostawił. Wiedział, że Stark był mu wierny, mimo swojej przeszłości pełnej jedno nocnych przygód. 

—Kocham cię – szepnął uśmiechnięty Steve, gdy odsunęli się od siebie by złapać oddech. 

—Ja ciebie też – odpowiedział mu Tony i przyciągnął go do kolejnego pocałunku. 

𝐎𝐍𝐄-𝐒𝐇𝐎𝐓'𝐘 || mcuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz