【balcon / winterfalcon】

945 48 49
                                    

W komorze kriostatycznej Bucky spędził 3 miesiące. Musieli go wyciągnąć, bo dłuższe przebywanie tam źle zadziałałoby na jego zdrowie, nawet jeśli jest superżołnierzem. Czas na Wakandzie mijał mu przyjemnie, mimo że nadal nie było sposobu na pozbycie się programu Zimowego Żołnierza. Zaprzyjaźnił się z Shuri, Okoye i kilkoma kozami. Jedyną rzeczą, która mu przeszkadzała był Sam Wilson.

Steve, jego troskliwy przyjaciel, przysłał ty Falcon'a, aby go pilnował. Zupełnie jakby był małym dzieckiem. Obecność ciemnoskórego go irytowała. Sam chodził cały czas za nim i komentował wszystko co robił. Aby zrobić mu na złość jedną kozę nazwał "Sammy", a to tylko bardziej sprowokowało Wilson'a. Każdego dnia dogryzali sobie i utrudniali życie. Nikt z ich otoczenia nie zwracał na to uwagi, bo stało się to codziennością. 

—Możesz nie przeżuwać tak głośno? Przeszkadzasz mi – spytał zirytowanym głosem Sam. Jedli śniadanie jedynie w swoim towarzystwie, bo reszta była zajęta. 

—Możesz nie oddychać? Zabierasz mi powietrze – prychnął Bucky. 

Wilson, na złość długowłosego, zaczął łapać wielkie wdechy przez usta. Barnes spojrzał na niego z wściekłością na twarzy. Sam uśmiechnął się do niego szeroko patrząc prosto w oczy. Irytowanie Bucky'ego było jego ulubionym zajęciem, sam nie wiedział dlaczego. Mina jaką robił James, gdy był zły, była jego zdaniem okropnie zabawna. Kiedyś udało mu się zrobić zdjęcie, które pokazywał każdemu przyprawiając Bucky'ego o wściekłość. 

Barnes wiele razy najchętniej uderzyłby Sama'a w twarz swoją metalową ręką, żeby zedrzeć ten durny uśmieszek z jego twarzy. Nie chciał jednak zawieść Steve'a, więc z całego serca próbował się nie irytować i być miłym dla Falcon'a. Na razie mu się nie udało. 

Po nie do końca przyjemnym śniadaniu James udał się na zewnątrz. Chciał spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, podziwiając urok Wakandy. Udał się do swoich ulubionych kóz, nakarmił je i wygłaskał. Siedząc na łące z Sammy'm [imię kozy] podeszły do niego dwie dziewczynki. 

—Dzień dobry, panie Biały Wilku. Jak się pan dziś czuje? – spytała jedna z nich. Wyglądała na starszą. 

—Cześć, ślicznotki – przywitał je z uśmiechem Bucky. – Dobrze, chociaż pewna osoba trochę zakłóca mój spokój. 

—Mówisz o mnie? – odezwał się głos z tyłu. Sam.

—Oczywiście – zaśmiał się James. – Że nie. Chodź, usiądziesz z nami. 

Wilson spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami. Ta uprzejmość ze strony Barnes'a była niepokojąca. Falcon usiadł niepewnie metr od mężczyzny i dwóch dziewczynek. 

—Jesteś pewien, że ktoś nie wyprał ci ponownie mózgu? 

—Po prostu mam dobry humor – wzruszył ramionami długowłosy. – Mam nadzieję, że tego nie zepsujesz. 

W odpowiedzi dostał tylko szczery uśmiech od Sam'a. Chwilę siedzieli w ciszy zakłócanej beczeniem Sammy'ego i szumem drzewa, pod którego cieniem siedzieli. 

—Czy możemy uczesać panu włosy, panie Biały Wilku? – spytała cicho młodsza dziewczynka. 

—Jasne, Zandri – odpowiedział jej z szczerym uśmiechem James. Dziewczynki zachichotały, po czym zabrały się do roboty. 

—Myślałem, że lubisz jak ktoś dotyka twoich włosów – prychnął Wilson.

—Nie lubię kiedy ktoś próbuje mi je zgolić kiedy śpię – warknął Barnes wspominając zdarzenie sprzed kilku dni. 

—Wyglądałbyś lepiej w krótszych włosach – stwierdził ciemnoskóry. 

—Odwal się od moich włosów, ptaku. Ty jesteś prawie łysy, nie znasz się – wyśmiał go Bucky. 

𝐎𝐍𝐄-𝐒𝐇𝐎𝐓'𝐘 || mcuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz