Rey obudziła się nagle. Od razu zrozumiała, że najwidoczniej zasnęła podczas czytania. Zmrużyła oczy, czekając aż przyzwyczają się do światła. Ruszyła powoli kończynami, starając się wyplątać z pościeli, w której leżała zwinięta w kłębek. Podniosła głowę z czegoś twardego, na czym leżała. Okazało się, że do datapad. Dobrze, że go nie zgniotła.
Poczuła jak jej mięśnie rwą i bolą dokuczliwie . To wspomnienie po sparingu z Benem, który zakończył się w tak nieoczekiwany sposób. Uśmiechnęła się do siebie w duchu, wspominając ich pocałunekTo ostatecznie zamknęło temat tego, kto z nich się kontroluje, a kto powinien. Później, gdy razem przeglądali teksty, atmosfera między nimi istotnie się zmieniła. Oboje czuli, że dzielący ich emocjonalny mur, którego nie byli świadomi, upadł, albo przynajmniej częściowo zniknął. Każde spojrzenie, każdy gest nagle miał zupełnie inny wydźwięk. Więź między nimi stała się elektryczna i pełna życia, a ich twarze coraz o wiele częściej rozświetlał uśmiech. Jedynym minusem było to, że jej myśli lubiły bezwiednie wędrować w jego stronę bez żadnego kontekstu. Sięgały do niego, dotykając go nieśmiało, krążąc wokół, skutecznie odwracając jej uwagę od zadań. Szczególnie tych wymagających skupienia.
Przeciągając się i wyciągając nogi na łóżku, potarła dłońmi czoło, mówiąc sobie, że naprawdę powinna usiąść do tego tekstu jak najszybciej.
Coś z tyłu jej głowy, mówiło jej, że ta sprawa nie cierpi zwłoki. Że czas ucieka, a coś co obudziło się wraz z ich przybyciem na tą planetę pragnie być odkryte i zrozumiane.
Wstała decydując, że najpierw potrzebuje porządnej dawki kofeiny, aby móc trzeźwo myśleć. Był środek nocy i całe jej ciało mówiło, że powinna odpocząć.
Gdy udało jej się w końcu ułożyć wygodnie na materacu z datapadem w jednej dłoni i parującym kubkiem płynu w drugiej, zaczęła z determinacją brnąć przez napisane ciężkim i archaicznym językiem rozdziały na temat legend Alderaanu.
Z początku odniosła wrażenie podobne do tego, co mówił jej Ben - że to zwykłe bajki, martwe legendy i nic więcej. Choć była w stanie intuicyjnie zrozumieć ich warstwę symboliczną, to niewiele to wnosiło. Jednak gdy przeszła do rozdziału, który opisywał Abeloth, zupełnie zmieniła zdanie. Ta część była pisana innym językiem, jakby był za nią odpowiedzialny inny autor, o wiele bardziej doświadczony i posiadający głębszą wiedzę. Nie było tu miejsca na dziecinne porównania i naiwne alegorie.
Autor zaznaczał, że jego zdaniem Abeloth była pierwszą istotą, która zrozumiała czym są obie strony Mocy. Żadna z nich nie kryła dla niej tajemnic, co dało jej praktycznie nieograniczone możliwości. Stąd tak wielka siła...
Rey zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, skąd w takim razie stwierdzenie, że jest ona panią chaosu? To zupełnie nie brzmiało jak związane ze sobą rzeczy. Jednak po przesunięciu tekstu do dalszych rozdziałów autor kontynuował swoje wytłumaczenia, rozjaśniając tą kwestię.
Tak samo jak ciemność nie istnieje bez światła, tak balans nie może zaistnieć bez chaosu. Abeloth jest początkiem, jest matką, kreacją, jest chaosem, której dzieckiem ma być balans.
Rey potarła czoło wierzchem dłoni, czując że chyba jej mózg zaczyna się gotować od tej ideologicznej treści. Czegoś w tym wszystkim brakowało. Może celu? Może powodu? Nie była pewna, czy rozumiała to tak jak powinna... Była jedną z tych osób, które lubiły operować na jaśniejszych danych. Teraz zrozumiała niechęć Bena do zagłębiania się w ten rejon. Jednak motywacja by zrozumieć dlaczego coś ciągnie ją do tej historii bardziej niż powinno, była o wiele większa.
CZYTASZ
Pomiędzy | Reylo
FanfictionCiemne spojrzenie tych znajomych oczu przewiercało ją na wylot, unieruchamiając i odbierając mowę. Czy on też ją widział? /// Star Wars po ep. IX #4 w Reylo - 31.01.2020