Pomiędzy XVI

122 14 16
                                    

Uwaga: w środku tekstu znajduje się dość subtelnie i lekko napisana scena miłosna. Czytacie na własną odpowiedzialność!

Od zawsze miała nadludzki instynkt samozachowawczy. Jej podświadomość wiedziała jak obudzić ją w porę. W taki sposób wszelkie niebezpieczeństwa były w porę przez nią zauważane i niejednokrotnie ratowało jej to skórę.

Niezliczone nocne zakusy pustynnych drapieżników i przygodnych rabusiów były w porę przez nią neutralizowane. W końcu mieszkając samotnie w swoim kadłubie AT-AT, była z pozoru idealnym łupem. Dzięki szybkiej reakcji zawsze dawała radę w porę dosięgnąć swojej broni.

A wtedy była na wygranej pozycji.

To uczucie popłochu, który ogarniał ją jeszcze przed wybudzeniem był nieporównywalny z czymkolwiek innym. Otwierała nagle oczy. Zmysły czujne i wyłapujące każdy dźwięk i ruch. Ciało napięte i gotowe do ataku. Dźwięk bicia serca w uszach. Oddech krótki i przyśpieszony. W głowie szybko formujący się plan ataku lub ucieczki i tylko jedno pytanie: Gdzie leży broń?

To dlatego tak gładko przeszła w struktury Rebelii i zaabsorbowała ich tryb życia.

Nagle jakiś chrobot i stąpnięcie gdzieś w rogu pokoju zbudziły ją ze snu. Poczuła silne zaburzenie w Mocy. W ułamku sekundy wyskoczyła z pościeli, jednocześnie przywołując miecz i aktywując go w locie. Skoczyła w kierunku ledwie widocznej w ciemności sylwetki i przyparła ją do ściany.

Nagle krzyknęła, odsuwając się szybko od Bena, którego zaatakowała, biorąc za napastnika. Jego oczy błysnęły w niebieskim świetle miecza. Patrzył na nią tak samo zaskoczony jak ona, unosząc ręce do góry w geście pojednania.

- Teraz się obudziłaś - powiedział w końcu zdobywając się na sarkazm. Nerwowo przesunął językiem po spierzchniętych wargach. Już drugi raz tej nocy spotkał się z agresywną kobietą silną w Mocy. Wolałby nie liczyć do trzech.

- Zwariowałeś!? Życie ci niemiłe? - mówiąc to zgasiła miecz i uderzyła dłonią we włącznik światła na ścianie.

- Przybywam w pokoju - mruknął, opuszczając wzrok na jej prywatne rzeczy ułożone w schludny stos na krześle. Bez pytania zaczął w nich grzebać.

Rey wytrzeszczyła na niego oczy.

Wzięła długi, uspokajający wdech i wydech, przykładając końcówki palców do grzbietu nosa. Czasami Ben był tak samo niemożliwy, jak podczas ich pierwszego spotkania.
Zauważyła, że jego dłonie lekko drżały. Był wyraźnie wytrącony z równowagi. Podeszła do niego ostrożnie, zastanawiając się co takiego doprowadziło go takiego stanu. Położyła dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na nią spłoszony.

- Powiesz mi co się dzieje? - zapytała łagodnie, przesuwając po jego ramieniu w dół, chwytając za dłoń by odciągnąć go od jej rzeczy. Niechętnie ruszył za nią nadal trzymając w dłoni coś materiałowego.

Usiedli na brzegu łóżka. Zabrała swoją skarpetkę z jego ręki, kiwając głową na boki i posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie. - Ben? - ponagliła go.

Mężczyzna wciągnął dużą porcję powietrza nosem, odchylając głowę do tyłu.

- Miałaś rację - zaczął niechętnie.

- Co masz na myśli? - miała złe przeczucia.

- Widziałem Abeloth.

- Kiedy? - jej głos podskoczył o oktawę w górę.

- Przed chwilą. Na statku - Rey z uwagą przesunęła wzrokiem po jego ciele, szukając widocznych urazów. Zaczął odzyskiwać spokój, ale nadal wyglądał na poruszonego

Pomiędzy | ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz