Pomiędzy IV

125 11 2
                                    


Finn otworzył oczy, które natychmiast oślepił ostry blask słońca. Jego żar palił skórę i wyciskał krople potu ze skóry na jego twarzy. W dłoni pewnie trzymał miecz świetlny. Czuł wibracje mocy wydobywające się wprost z jego wnętrza, rezonujące w każdej komórce ciała, wędrujące przez jego ramię do paliczków dłoni i wnikające w broń w jego dłoni, która była żywa niczym przedłużenie przedramienia.

Poruszał się powoli i ostrożnie, ale z wyczuciem i wdziękiem. Jego kroki były płynne i zwinne, a ciosy zadane niewidzialnym wrogom trafne i energiczne.
- Szybciej, szybciej - usłyszał głos kobiety imieniem Mia. Przyspieszył tempo wykonywania opanowanych sekwencji. Cios, zamach, cios, obrót, cios, cios, wykrok, cios. Był w natarciu. Poczuł jak zaczyna się męczyć, ale umysł był pełen energii i przejął kontrolę nad ciałem każąc mu ruszać się szybciej i mocniej. - Precyzyjniej! - usłyszał. Postarał się bardziej, jednocześnie czując, że rzeczywiście jego ruchy wypadają z toru, stają się nerwowe i niedbałe, ciosy stracą moc.
- Nie mogę! - odpowiedział krzywiąc się, ale nie przestając.
- Czas nie istnieje, skup się - najpierw słowa te zabrzmiały obco, jednak po chwili pojął ten tajemniczy konstrukt. Cofnął się energicznie do swojego centrum, zamykając znów oczy, poczuł jak jakaś inteligentna siła w nim zaczyna przejmować panowanie nad wykonywaniem dotąd tak mechanicznych czynności. Nagle jego ruchy stały się jednocześnie lżejsze i szybsze, pozbawione ciężaru wysiłku ograniczonego rozumu. Jakby tańczył - Wspaniale, wspaniale! Odpocznij!

Gdy tylko skończył i schował miecz przy boku, natychmiast padł na plecy, na suchy ciepły piach plaży. Mia rzuciła mu bukłak z wodą, którą natychmiast zaczął łapczywie pić. Resztą polał sobie twarz, aby zmyć zalewający mu oczy pot. Dyszał i był wykończony, ale na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.

Mia spojrzała na niego z dumą. Był najszybciej uczącym się padawanem jakiego miała do tej pory. Przez pierwszy tydzień co prawda nie zapowiadał się na kogoś ze szczególnym talentem, ale gdy tylko zrozumiał, że nikt po niego nie przylatuje, że wie jak może sam sobie pomóc, a Rey w tej czasoprzestrzeni nie narodzi się jeszcze przez wiele pokoleń, sytuacja szybko się zmieniła. Zaczął ciężko trenować. Stwierdził, że albo zwariuje, albo sam dotrze do rozwiązania tej sytuacji.

Szczęśliwym trafem na plaży gdzie wylądował znalazła go Mia, ciepła i energiczna kobieta w średnim wieku, która na jego szczęście była mistrzem Jedi. Znalazła go zanim przypływ zdążył go dosięgnąć i utopić. Jego zagubienie było niezmierzalne. Ostatnim jego wspomnieniem było rozważanie możliwej śmierci, gdy rozpędzali Sokoła Milenium prosto w czarną otchłań przejścia na Exegol. Potem obudził się w pachnącej drewnem i kwiatami Cassa Mia, jak nazywano żartobliwie ośrodek szkoleniowy. Przez chwilę rozważał czy to nie niebo, do którego trafił po śmierci. W końcu w pokoju w którym się znalazł rozpościerał się widok na błękitny ocean, ponad wilgotnym w klimacie lasem latały rajskie ptaki o piórach zabarwionych we wszystkich kolorach tęczy, w najodważniejszych zestawieniach. Powietrze pachniało piwonią, było ciepłe i przyjemne, trzy słońca jasno rozświetlały czyste niebo. Jednak to nie było niebo.

Trafił na dalekie krańce galaktyki, na planetę o której nigdy nie słyszał, do tego całe setki ABY przed swoim czasem. Do tego nie miał pomysłu na to w jaki sposób skontaktować się z Rey czy w ogóle kimkolwiek.

Uznał to zdarzenie za okropnie nieszczęśliwe, ale nie aż tak aby nie skorzystał z okazji odbycia szkolenia. Po cichu liczył, że może to da mu możliwość powrotu, albo chociażby zrozumienia swojej sytuacji.

Jego umysł przeszedł w tryb szkoleniowy, który znał doskonale ze swoich czasów szkoleń i służby w Nowym Porządku. Trenował, spał i jadł tylko w jednej intencji, którą była całkowita dedykacja. Z początku podchodził do wszystkiego po żołniersku, w nadmiarem determinacji, surowości i uporu. Nie rozumiał dlaczego ciągle słyszał o energii, emocjach, wnętrzu, skoro ma nauczyć się walki mieczem i sztuczek mocy. Moc była wtedy dla niego jedynie rodzajem niewidzialnej broni. Wtedy jego progres był zerowy. Mia nakazała mu oddać wypożyczony miecz świetlny i udać się do ich samotni wykutej w skale przybrzeżnych wzniesień. Tam miał medytować i medytować, aż zrozumie dlaczego. I zrozumiał.

Pomiędzy | ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz