Pomiędzy IX

105 10 3
                                    

Padł z głośnym skrzypnięciem starego materaca na łóżko, którego słaby stelaż zatrząsł się i zaskrzypiał pod wpływem jego ciężaru. Wreszcie udało mu się położyć w spokoju po wielu dniach i nocach pozbawionych jakiejkolwiek formy odpoczynku. Był wycieńczony. Bolał go każdy mięsień i każda komórka ciała. Wcisnął twarz w poduszkę i prawie natychmiast zasnął.

Nie zdążył nawet zdjąć butów albo rękawic do ćwiczeń z mieczem. Obok łóżka spoczywał niedbale odłożony metalowy hełm.

Wielogodzinne wycieńczające treningi nie były dla niego niczym nowym. To jego nowy nauczyciel i jego nauki były dla niego największym wyzwaniem.

Po całym dniu treningu fizycznego mistrz zakonu lubił przyjść i odbyć z nim pozbawiony strony dydaktycznej, brutalny sparing, w którym wręcz masakrował swojego ucznia raz po raz, podnosząc poprzeczkę wciąż za wysoko.

Pamiętał ich pierwszy pojedynek.

Właśnie skończył długi bieg na koniec swojej rutyny treningowej, gdy nagle zobaczył potężną sylwetkę rycerza Ren. Widok jego zamaskowanej twarzy budził pierwotne instynkty, gdy tak zbliżał się z impetem. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zaatakował, zmuszając młodszego mężczyznę do defensywy. Ben chwycił swój kij treningowy starając się odeprzeć nagły atak. Walka nie trwała długo. Ben może i był dobry, ale na pewno nie tak nieustraszony i szybki jak wojownik, z którym miał do czynienia. Jego ruchy były dzikie, nieprzewidywalne, wręcz chaotyczne, ale niezwykle silne i celne. Gdyby nie walczyli na kije, tylko na prawdziwe miecze, chłopak by już nie żył.

Bardzo szybko wylądował na ziemi, bezbronny, zdyszany, z podbitym okiem, licznymi siniakami i złamanym nosem, z którego cienką strużką leciała gorąca krew. On także walczył zaciekle nie chcąc się poddać. Chciał pokazać swego nieustępliwego ducha. Po jego czole spływał pot. Mierzył wzrokiem górującą nad nim beznamiętną postać. Nienawidził tego jak wielki respekt budził w nim ten mężczyzna. Z czasem jednak narodził się między nimi pewien rodzaj odwzajemnionej sympatii. Dwóch samotnych wilków, którzy widzą po raz pierwszy swoje odbicie w kimś innym. Jednak był boleśnie świadom długiej drogi, która czekała go do osiągnięcia chociażby namiastki takiego poziomu.

- Ciągle się kontrolujesz - usłyszał głos zza hełmu. To było oskarżenie. Rycerze Ren nie akceptowali jakiejkolwiek formy sprawowania władzy nad Mocą. Ich ideą było całkowite oddanie się jej manifestacjom.

- Próbuję... - zaczął Solo.

- To nie próbuj tylko BĄDŹ - przerwał mu tamten, rzucając kij treningowy na podłogę obok niego. Dźwięk poniósł się echem po pustej sali. - Przyjdź do mnie o świcie. Nauczę cię jak otworzyć się na Moc.

Ben skinął głową nie spuszczając z niego głosu. Nagle nie wiadomo skąd Ren wyciągnął prosty metalowy hełm, podobny do tych, które nosiła reszta rycerzy. Pomógł chłopakowi wstać, po czym podał mu trzymany przedmiot .

- Naucz się w tym poruszać do rana. Użyj do tego mocy - powiedział to, po czym odszedł nie czekając na pytania.

Ben Solo nie zmrużył oka, by móc nauczyć się poruszania w hełmie. Z początku przeszkadzało mu ograniczone pole widzenia oraz stłumione dźwięki otoczenia. Jednak pamiętając słowa rycerza, starał się zaczął posługiwać Mocą jako swoim nowym najsilniejszym zmysłem. Łatwiej było to powiedzieć niż zrobić, jednak nim nastał świt coś w nim pękło. Zaszła jakaś pozornie niewielka zmiana, przesunięcie środka ciężkości. Zdawało mu się, że przestał rozumieć i zaczął CZUĆ.

Gdy zjawił się w kwaterach Ren'a jego nową twarzą była już maska, a ta prawdziwa, ukryta we wnętrzu metalowej konstrukcji, należała do martwej osoby. Ben Solo umarł.

Pomiędzy | ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz