"Witaj na Dromund Kaas, gdzie wolność umiera, a legendy są narzucane galaktyce."
Rey przesuwała dłonią po grzbietach książek ustawionych równo na zakurzonych regałach. Oświetlała sobie drogę mieczem świetlnym, idąc niekończącymi się tunelami biblioteki na Dromund Kaas. Wilgoć zdążyła strawić znaczną ich część, ale na szczęście większość zbiorów została zduplikowana w cyfrowej formie. Jednak to te fizyczne przedmioty przyciągały Rey i brnęła wąskimi korytarzami między rzędami półek, prosto w potężny labirynt starych ksiąg. Nie oglądała się na Bena, który zajął się ściąganiem danych na swój dysk.
Dla niej widok regałów ciągnących się w nieskończoność i niknących w mroku gigantycznej jaskini miał w sobie pewną potęgę i majestat. Ten obraz na nowo uświadomił jej jak niewiele w życiu jeszcze widziała i jak niewiele wie. Gdyby tak zamknąć się tu na kilka miesięcy... Sam na sam z tonami zapisanych cennymi danymi książek. Unikalnych zapisów zbieranych tak pieczołowicie przez ich ostatniego właściciela - Sitha Darth Thanaton'a.
Więc szła tak ciekawa kiedy i czy w ogóle dojdzie do końca tej kilometrowej kamiennej sali, słysząc jedynie dźwięk swoich kroków i widząc zaledwie tyle by móc iść dalej. Co jakiś czas przestrzeń nad jej głową przecinał zbudzony ze snu przedstawiciel lokalnej odmiany latającego gryzonia z długim ogonem zakończonym groźnym kolcem. Temperatura była na tyle niska, że wydychane powietrze wydostające się z jej ust tworzyło białe obłoczki.
Trzymasz się tam? - zapytał Ben ujawniając nagle swoją obecność przez więź. Odkąd przebywali razem całymi dniami, niezwykle rzadko używali takiej formy komunikacji. Rey zadrżała na dźwięk jego niskiego głosu. Choć może to z zimna, bo na prawdę z każdym krokiem coraz bardziej żałowała, że ma na sobie tylko jedną kurtkę.
Tak, chcę dojść do końca - odpowiedziała zatrzymując się nagle przy grubej i ciężkiej księdze. Wystawała nieco przed szereg, jakby ktoś chciał ją wyciągnąć, ale zrezygnował. Warstewka kurzu na niej była o wiele cieńsza. niż na pozostałych.
Znalazłem mapę, ten tunel ma z pięć kilometrów.
Nieeeźleee - wymruczała Rey przeciągając sylaby, wyjmując tą grubaśną księgę.
Była naprawdę ciężka. Kucnęła, by ułożyć ją sobie na kolanach i powoli odchylić ciężką, drewnianą okładkę. Poczuła delikatny uśmiech po jego stronie połączenia.
Masz ochotę na dłuższy spacer?
Jej wzrok prześlizgnął się po tytule zapisanym nieznanymi jej runami. Chciałaby znać wszystkie języki galaktyki i po prostu odczytać tajemnicę tych mistycznych znaków. Rzeczywiście przydadzą się te cyfrowe kopie. Przełożyła kilka kartek, natrafiając na piękne iluminacje.
Nie aż tak długi, chyba niedługo do ciebie wracam - odparła skupiając się na pięknych, misternie malowanych ilustracjach. Zastanawiała się co oznaczały te wszystkie postacie i symbole. - Masz coś ciekawego?
Oparła się plecami o półki za nią, odkładając księgę na bok i sięgając po kolejną, znajdującą się na wysokości jej wzroku. Ta jednak nie zawierała już żadnych obrazków.
O dziwo, okazuje się, że trochę tego jest - sarknął, Rey pokiwała głową na zgodę. Przynajmniej mieli pewność, że nie dadzą rady przeczytać wszystkiego nawet gdyby żyli jeszcze sto lat.
Nagle na jej głowę spadło coś twardego i kanciastego, po czym łupnęło o podłogę u jej stóp.
- Auć - syknęła bardziej z zaskoczenia niż z bólu, chwytając się za czubek głowy i rozcierając piekące miejsce. Poczuła lepką krew pod palcami. Świetnie. Gdy spojrzała na ziemię, okazało się, że u jej stóp leżała okuta w żelazne rogi księga, otwarta gdzieś na środku. Na jednej ze stron widniała ilustracja ukazująca kobietę z ciemnymi i pustymi oczami. Wyglądała upiornie. Miała otwarte szeroko usta. w których wił się wężowy język. Jej wychudzona twarz była pozbawiona oznak wieku czy płci. Jej długie włosy opadały jej na ramiona i piersi, chroniąc jej nagość przed oczami odbiorcy.
CZYTASZ
Pomiędzy | Reylo
FanfictionCiemne spojrzenie tych znajomych oczu przewiercało ją na wylot, unieruchamiając i odbierając mowę. Czy on też ją widział? /// Star Wars po ep. IX #4 w Reylo - 31.01.2020