Rozdział VII Whisky

1.2K 121 13
                                    

Max

Otworzyła drzwi z tym swoim uśmiechem, którym obdarzała wszystkich wkoło.
- Och, Maxie- szepnęła, przytulając mnie.- Nie masz pojęcia jak bardzo tęskniłam!

- Wiem... mamo- westchnąłem i spojrzałem w jej zmartwione oczy. Tak. Była tylko jedna rzecz gorsza od bycia herosem. Mieć dziecko- herosa. 

Wszedłem do środka i rozejrzałem się po ciasnym mieszkanku, które zazwyczaj nazywałem domem. Tyle, że nie było mnie w nim przez... O bogowie, to chyba już siedem miesięcy. 

Unosił się tu charakterystyczny zapach jej proszku do prania i wszędzie walały się ulotki, które mama rozdawała po godzinach. To był mój dom. Na moim Manhattanie. W moim mieście i w moim świecie. Nie mogłem dopuścić, aby stało się mu coś złego. 

- Mamo, będziesz musiała wyjechać- wyjąknąłem, starając się nie patrząc jej w oczy.
- Słucham?- jęknęła, marszcząc brwi.- Co się dzieje, Max? Masz kłopoty?

Jejku, nawet nie wiesz jakie.
- Tak jakby... Nieważne. Musisz wyjechać. Opuść Nowy Jork, a już na pewno Manhattan. Musisz stąd zniknąć, za chwilę dzielnica zostanie odcięta...

- Max!- przerwała mi ostro, wciąż świdrując mnie swoim zmartwionym i troskliwym, czyli przede wszystkim matczynym spojrzeniem.- Synu, masz mi powiedzieć o co chodzi. Teraz.

- Będzie wojna, mamo- potrząsnąłem ją za ramiona. Niesamowite, że byłem od niej prawie pół głowy wyższy... Kiedy ten czas minął?- Wygląda na to, że wplątałem się w sam środek najgorętszego konfliktu od czasów II Wojny Tytanów, wiesz? Musisz stąd wyjechać. Uciekać. Teraz.



- I?- zapytała Jeep, gdy wyszedłem.
- Odjedzie pierwszym autobusem- stwierdziłem z ulgą i przyjrzałem się mojej latynoskiej przyjaciółce- A twoja matka?- zapytałem.

- Zginęła pięć lat temu. Wypadek samochodowy- rzuciła oschle córka Hefajstosa.- To zabawne, bo była zawodowcem... Zresztą, nie ważne. Wtedy trafiłam do obozu i od teraz to on zastępuje mi ją. JEST nią- spojrzała się na mnie i miałem wrażenie, że w jej oczach czają się łzy.- I nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził moją rodzinę- szepnęła, wyciągając ze swojego paska z narzędziami złoty kluczyk, który zdobyliśmy po walce ze smokiem.

- Skopmy tyłki tym dupkom.

Raven

To nie było tysiące wojowników. To były miliony

Całe hordy obrzydliwych potworów przyprawiających o skręty kiszek, ciemnych demonów majaczących niczym cienie i półbogów. Tych złych

„Takich jak ty"- dodał w myśli głos, ale ja tylko pokiwałam głową.
Za dużo. Za dużo. Za dużo. 

Oczywiście, byłam gotowa grać na zwłokę, wszystkich spowalniać, ale nie mogłam zastosować bezpośredniego sabotażu. Ostrzegłam ich- to powinno wystarczyć.

„Jest jeszcze jedna opcja"- szepnął głos.
Zamknęłam oczy, mocno ściskając powieki i doprowadzając je praktycznie do płaczu. Ścisnęłam kapsułkę zwisającą z mojej szyi. 

Moja śmierć z pewnością pokrzyżowałaby plany Nyks, ale czy zniweczyła? Czy jeśli Max zostanie sam na sam z przepowiednią, to uratuje Olimp? Czy wtedy liczebność wroga przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie?

- Za dużo wątpliwości- mruknęłam, zwracając na siebie uwagę Angeli.

- Co?- zapytała, przekładając swój miecz do drugiej ręki i przeczesując spływające w dół włosy. 

Percy Jackson-Nowe Pokolenie- BitwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz