Rozdział XII "Na twoją porażkę? Zawsze."

1K 117 9
                                    

Raven

Mrużyłam oczy, patrząc w górę. Zaćmienie miało nastąpić w przeciągu następnych minut, cały Manhattan zaczął powoli ogarniać cień. Wzdrygnęłam się na dźwięk własnego głosu.

- Zastanawia mnie, dlaczego twój kochaś tak bardzo się grzebie- stwierdziłam do siebie. To znaczy ona powiedziała to do mnie. Przez moje usta. Znowu... 

Próbowałam się wyrwać, ale nic to nie dało. Kopałam, drapałam i waliłam. Nic.

- Przestań, to łaskocze- roześmiałam się i usiadłam na samym środku skrzyżowania alei. 

Słońce stało w zenicie dokładnie nade mną, niespotykanie dla tej szerokości geograficznej.Natura buntowała się przeciwko uciskowi. Świat stawał na głowie...

- Wiesz, że wiedziałam jak to się skończy, zanim się uradziłaś. Od samego początku. Wszystko co robiłaś, Raven, każdy twój krok, każda decyzja. Wszystko prowadziło właśnie do tego- powiedziałam.

"Zamknij się! Stój pysk! To. Nie. Prawda!"

Znowu się roześmiałam.
- Naprawdę tak sądzisz? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Teraz znam twoje myśli. Od zawsze to przypuszczałaś, prawda? Wierzyłaś, że staniesz się potworem, którego zawsze się bałaś.

"Nie! Nieprawda! Pokonam cię, ty dziwk..."
- Jesteś niezwykle zabawna. W sumie nawet szkoda mi cię zniszczyć. Jak już będę się przeobrażać, niestety spalisz się na popiół. Na pocieszenie powiem ci, że spotka to wszystkich w promilu dwunastu kilometrów- ziewnęłam patrząc w niebo.- W sumie czekamy już tylko na słońce i Maxa.

"Jak już ze mnie wyjdziesz to tak skopię ci tyłek, że cię rodzony Tartar nie pozna!"

Max

Wiatr zabierał mi włosy z twarzy, kiedy mknąłem Piątą Aleją. Pode mną jarzyły się gruzy i ruiny przemarszu wojsk Nyks. Rozbite szyby, nadpalone fragmenty murów, kilka ciał... Jak w snach. Zupełnie jak w snach.

Spikowałem na dół,  kiedy zobaczyłem znajomą postać. Dziewczyna leżała twarzą do ziemi,  ale w jej sylwetce dostrzegłem coś bliskiego. Wylądowałem i przewróciłem ją z powrotem na plecy. Wstrzymałem oddech, kiedy rozpoznałem w niej April. Potrząsnąłem ją za ramiona i ku mojej uldze otworzyła oczy.

- Max?- zapytała i zaniosła się kaszlem.- Raven ona...

- Wiem- praktycznie szepnąłem.- Masz problem z dłonią?- zapytałem, patrząc na jej opuchniętą i zakrwawioną rękę.
- Tak, geniuszu, ale teraz posłuchaj- zdrową rękę zacisnęła wokół mojego nadgarstka.- Czeka na ciebie. Jest przygotowana. Nie możesz się zawahać.

Kiwnąłem głową, choć wcale jej nie słuchałem. Potrzebowała lekarza.
- Malu!-wrzasnąłem, a echo słów poniosło się po wyludniałych ulicach. Musiał być w pobliżu. Miał trzymać się najkrwawszych pól walk. 

Podniosłem April i przerzuciłem sobie jej zdrową rękę przez ramię, choć duszą wyrywałem w stronę Nyks. Słońce zaczynało już swoje zaćmienie. Wszystko było kwestią następnych kilku minut. 

Syna Apolla znaleźliśmy nad ciałem przecznicę dalej. Z jego czoła sączyły się krople potu, a czarne jak smoła brwi marszczył tak, że praktycznie się stykały. Przyciskał bielejące od ucisku ręce do rany jakiegoś chłopaka, stękając.

W końcu jednak przestał, wytarł zgrzane dłonie w koszulkę obozową i nakrył trupa fragmentem jakiegoś materiału.

- Kto to?- szepnąłem, a chłopak smutno pokręcił głową. 

- Liam, syn Hermesa- westchnął.- Potrafię leczyć, nie wskrzeszać. Kiedy dusza przekroczy progi Hadesu, nic nie mogę zrobić- w jego głosie usłyszałem rozczarowanie i poczucie winy. 

W końcu wziął się w garść i spojrzał na April.
- Podaj dłoń. To tylko złamanie. 

Malu przykładał swoje lekarskie dłonie kolejno do rąk, nóg i gardła April, a ja chciałem już uciec. Z każdym nakrytym przez Malu płótnem trupem, miałem coraz większą ochotę skopać Nyks tej jej śmiercionośny zadek. Jakim cudem była taka potężna? Jak można było zignorować tak wielkie zagrożenie. Przecież nie tak dawno temu wydawała się... Elementem humorystycznym Tartaru! 

Chciałem wzbić się do lotu, ale  coś jednak mnie zatrzymało. Obróciłem się i ogarnęłam wzrokiem pole walki, kiedy to do mnie dotarło:
 Przegramy. Potrzebowaliśmy posiłków. Inaczej nasza porażka była tylko kwestią czasu. 

Moje palce odnalazły pierścień, który podarowała mi Raven. Skoro i tak zużyłem gwizdek, to może warto było i zastosować tę błyskotkę?
Położyłem sygnet na chodniku i naparłem na niego stopą.

Malu i April skrzywili się, osłaniając oczy od ciemnego pyłu. Błysnęło ciemne światło i po środku ulicy pojawiła się lekko zdezorientowana, trupioblada dziewczyna. W rękach miała miecz, który zapewne był już użyty w boju...
Inni spojrzeli się na nią wrogo, gotowi do ataku na wypadek, gdyby stawiał opór.

- Angela?- zapytałem, przypominając sobie imię córki Hadesa. 

Dziewczyna w czarnej zbroi stała przede mną ze smutnym spojrzeniem utkwionym w mojej twarzy.
- Miałam cichą nadzieję, że to jednak będzie Raven- stwierdziła cicho. 
- Ja też...

Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, marnując czas, kiedy słońce nad nami zaczęło już wchodzić w zaćmienie. Zakląłem. Mieliśmy mało czasu.

- Co z nią? Co z Raven...- zapytałem wreszcie. 

- Źle- odpowiedziała cicho, obracając swoje długie, czarne ostrze w rękach.- Chyba, że zawładnięcie przez Panią Ciemności nazywasz czymś dobrym.

Przygryzłem wargę.
- Słuchaj...- czułem się idiotycznie, zwracając się do walczącej po drugiej stronie osoby.- Przydałaby się nam twoja...
- Pomoc?- zapytała Angela, a w jej oczach dostrzegłem diabelski błysk. Patrzyła gdzieś w dal, kalkulując coś w głowie. Mimo że nie wiedziałem, jak to było być na jej miejscu, nie mogłem się oprzeć, ale ją osądzać.

Jak mogła się wahać?! Umieramy na ulicach. Ludzi i półbogowie. Jak ktoś mógłby walczyć po tej stronie, jak można usprawiedliwić coś takiego, nawet jeśli bogowie i herosowie potraktowali ją źle. Cóż, wszystko to naprawimy. Systematycznie. Skutecznie... Ale Raven? Moja przyjaciółka miała mało czasu, więc jak można w ogóle usprawiedliwić...

- A chcecie mnie?- jęknęła zaskoczona Angela. 

- Tak!! Bogowie!- krzyknęła poddenerwowana April z boku, kiedy Malu nastawiał jej rękę.

-O, kochany- Angela w końcu szepnęła, przecierając dłonie i wzdychając ciężko.- Za to, co ta suka zrobiła Raven... Zemsta będzie słodka. Dam wam coś więcej niż zwykłą "pomoc"- stwierdziła oschle i zagwizdała przez palce.- Co powiesz na armię piekielnych ogarów?

Raven

Wciąż siedząc na środku skrzyżowania i spalając żywcem czarną magią każdego herosa, który próbował przecisnąć się w moją stronę, usłyszałam wycie psów Hadesu i wewnętrznie się uśmiechnęłam. 

A więc Angela była po stronie półbogów? Max musiał zgnieść pierścień.
"Tak!"

Poczułam jak Nyks się niepokoi, bo tak jakby coś we mnie się niepokoiło... Mały pasożyt siedzący w ciele, niebezpiecznie się w nim wygrzewający. Nie na długo, ty suk...

Zaczęłam się pocić. I słusznie. Ha, to jeszcze nie był koniec, to jeszcze nie był koniec, to jeszcze... 

Nagle jednak jej niepokój zniknął... albo raczej spróbowała go przede mną ukryć. 

Uśmiechnęła się moimi ustami, przecierając moją twarz moją ręką i zostawiając na niej smugę z czyjejś krwi. Skrzywiłabym się...

- Idzie tu- szepnęłam i rzuciłam sobie spojrzenie w oknie pobliskiej restauracji.
- Gotowa, Raven, skarbie?

"Na twoją porażkę? Zawsze."

Percy Jackson-Nowe Pokolenie- BitwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz