Rozdział II Chińszczyzna i Cyjanek

1.8K 119 5
                                    

Max

- Czy to w porządku, że kiedy świat stoi w obliczu zagłady lub co najmniej wielkiego niebezpieczeństwa, opychamy się chińszczyzną?- zapytał Malu, szturchając niepewnie pałeczką zawartość swojego pudełeczka.

- Na głodnego raczej nie ocalimy świata- odparowałem z pełnymi ustami, uśmiechając się nonszalancko.- Nie wiem, co masz do tego kurczaka. Jest pyszny.

- Ale...- spróbował ponownie syn Apolla.

- Trawienie wspomaga myślenie- stwierdziłem, podjeżdżając moim biurkowym fotelem na kółkach do mapy Manhattanu zawieszonej na ścianie „Wehikułu Truskawek" (jakoś wszyscy zaczęliśmy nazywać tak naszą białą furgonetkę).

- To nawet nie jest prawdziwa chińszczyzna! To jakaś parodia chińszczyzny- odparła urażona córka Demater, ale ja pokazałem jej język, wyrażając moją dezaprobatę do jej jęczenia...

Tak naprawdę nienawidziłem i tej chińszczyzny, i tego kurczaka, który był beznadziejny, ale nie w tym rzecz. 

Stosowałem taktykę NMSNZ i OUOPTZ, czyli Nie Martw Się Na Zapas i Odwróć Uwagę Od Problemu To Zniknie. Swoją drogą było to bardzo przydatne przy odkładaniu w czasie prac domowych. W każdym razie, ostatnim czego było trzeba „Łowcom Truskawek" (nie pytajcie, nazwa to pomysł Jeep), było martwienie się, że przepowiednia zaczyna się spełniać. 

Moja przepowiednia. Nie piątki innych herosów. 

Obróciłem się i wbiłem czerwoną pinezkę w punkcik na mapie.
- Empire State Bulding- powiedziałem, a reszta zgodnie pokiwała głowami.- Centrum tego wszystkiego. Będziemy musieli go chronić.

- Bez jaj, geniuszu- odpowiedziała wesoło Jeep, pochłaniając kolejne kawałki dania- Keen, będziesz jadła to brązowe?- zapytała dziarsko, zabierając jej sprzed nosa plastikowe opakowanie grzybków Mun i nie zwracając kompletnie uwagi na to, co robię przy mapie.

Mówiłem. NMSNZ i OUOPTZ- zawsze działa. 

Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem kolejną pinezkę- czarną.
- A tu... zgromadzi się dziesięciotysięczna armia gotowa zgładzić naszą cywilizację- stwierdziłem pogodnie, wbijając szpilkę przy brzegu New Jersey. 

Wszelkie rozmowy przy stole narad ucichły.
- Ilotysięczna?- zapytała powoli Keen Yaho, a Malu ostentacyjnie odsunął kartonik z chińszczyzną od swoich ust. 

Cóż, NMSNZ i OUOPTZ działało w 99 procentach...
- Dziesięciotysięczna- stwierdziłem, żałując, że zacząłem w ogóle ten wątek.
- Johnson, bracie...- zaczął Alex, pochłaniając już piąte opakowanie kurczaka.- W obozie jest nas...
- Z Łowczyniami niecałe czterysta, ale...
- Czekaj- przerwała nam April, a jej stanowczy głos poniósł się echem po wnętrzu wehikułu.- Skąd to niby wiesz? Wątpię, żeby któryś z wojowników Nyks po prostu do ciebie zadzwonił i powiedział liczebność swoich wojsk oraz usytuowanie- stwierdziła chłodno. 

- Nie, nie bądź śmieszna- zaśmiałem się, ale zaraz potem spoważniałem.- Napisał list.

Raven

- Cip, cip, cip- szeptałam do ptaka, a całe moje ciało mówiło mi, że to głupie. Bardzo głupie.- Chodź ptaszyno, chodź...- rzuciłam się na czarne zwierzę, ale te odleciało i usiadło pobliskim płocie. 

Nie miałam pojęcia jaki bóg odpowiada za ptaki, ale byłam na niego bezwzględnie wściekła. Zresztą, już wyobrażałam sobie Wielkiego Bossa Zeusa, który chichocze na swoim wielgaśnym tronie, patrząc na moje próby. 

Ptak przekręcił łepek, a ja z profilu poznałam, że jest to kruk.
-Kruk? Serio? Drogie Fata, macie świetne poczucie humoru*- mruknęłam. 

W końcu postanowiłam dać za wygraną i usiadłam.
- Drogi Kruku- zaczęłam, a to wydało mi się jeszcze głupsze niż rzucanie się za nim na ziemię.- Jestem przyjaciółką Maximusa Johnsona, syna Zeusa, który... hm... zna twój język?

Kruk przekrzywił łepek i spojrzał na mnie swoimi czarnymi jak obsydiany oczyma. Westchnęłam.
- Czy byłbyś tak miły i przekazał mu ten leciutki świstek papieru, który jest jednocześnie bardzooo ważną wiadomością?

Przez chwilę wydawało mi się, że ptak pokręcił przecząco głową. O bogowie, co ja wyprawiałam?

- Słuchaj, wiem, że nie jest ci to na rękę, ale nie mogę użyć tęczy Iris, bo demony mają na nią podsłuch- stwierdziłam spokojnie. Kruk pozostawał niewzruszony. Zacisnęłam zęby.

- Okey, spróbujmy inaczej- zaczęłam.- Max, ten syn Zeusa, z pewnością da ci coś w zamian. Wiesz, jest dobry i w ogóle... Jak znam go, to ma gdzieś w zapasie chińszczyznę, żeby wcisnąć ją niczego nieświadomym herosom w imię głupiej metody o dziwnym skrócie literowym. Lubisz chińszczyznę?

W odpowiedzi kruk zerwał się do lotu, porywając kartkę papieru, którą trzymałam w dłoni.
- Widocznie lubi- wzdrygnęłam się na dźwięk głosu za plecami. 

Błyskawicznie dobyłam miecza i wymierzyłam ostrze w postać za mną. 

Westchnęłam, widząc rozbawioną minę Angeli.
- Możesz się tak do mnie nie zakradać od tyłu?- zapytałam, wytrącona z równowagi.

- Mogę, jeśli obiecasz, że nie będziesz rozmawiać z ptakami, kiedy nie mam w dłoniach kamery- stwierdziła, chichocząc, co było dziwnym widokiem zwarzywszy na jej przypominającą trupa urodę.

- Ale teraz poważnie- przestała.- Jeśli ktoś dowie się, że spiskujesz, może cię spotkać marny koniec- szepnęła konspiracyjnie córka Hadesa. 

- Nie spotka mnie, jeśli nikt się nie dowie- odpowiedziałam i razem ruszyłyśmy w kierunku obozowiska kamperów, namiotów i przyczep samochodowych. 

Rzuciłam jej znaczące spojrzenie.
- Masz to?- zapytałam.

Angela przez chwilę się wahała.
- Nie jestem pewna czy...- przerwała, napotykając moje błagalne spojrzenie. Z ociąganiem włożyła rękę do kieszeni kurtki i wyjęła z niej niewielką kapsułkę.

- Trzymaj- jęknęła podając mi przedmiot.

- Działa?- zapytałam.

- Ten Nazista ręczy za to życiem- stwierdziła gorzko.- Chociaż trudno ręczyć życiem, kiedy od 70 lat jest się trupem... W każdym razie, cyjanek podobno nigdy nie zawodzi- westchnęła.- Domyślam się po co ci to i mówię, że to ZŁY POMYSŁ.

- Nie rozumiesz. Przepowiednia zaczyna się spełniać, nawet śmiertelnicy zaczynają coś podejrzewać- szepnęłam, z fascynacją patrząc się na kapsułkę, która w ułamku dwudziestu sekund potrafiła zadecydować o czyimś życiu.
- Muszę mieć stuprocentową pewność, że to będę ja. 


*Kruk- (z ang.) raven, więc o ironio i guess...


Max

        April pięć razy czytała kartkę, którą przyniósł mi kruk. Następnie pięć razy próbowała podważyć jej autentyczność, a po poddaniu się, przez bite pięćdziesiąt minut wbijała w mapę kolorowe pinezki, zanudzając nas szczegółami kilkudziesięciu alternatyw przebiegu bitwy.

 W sumie byłem jej nawet wdzięczny, bo poczułem się trochę jak w szkole... W której, łagodnie mówiąc, nie byłem od dłuższego czasu. Teraz uczenie się w szkole brzmiało tak ludzko, tak bezpiecznie... Ziewnąłem.

 A potem przeszedł mnie dreszcz. Taki porządny. 

Wszystko zrobiło się jakieś czarne i...

Percy Jackson-Nowe Pokolenie- BitwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz