Rozdział XI "Fata plotą te same wzory, Max"

907 112 19
                                    


Max

Zagwizdałem w gwizdek, który dostałem od taty, modląc się, że nie rozpadnie się w pył, bo to „zły moment". 

Zamknąłem mocno oczy. Nic się nie działo. 

- I czy teraz coś powinno się...- zaczęła Jeep, ale przerwało jej jakieś mikroskopijne trzęsienie ziemi. 

Zachwiałem się i wsparłem o furgonetkę śmierci stojącą obok. Chwianie się w końcu ustało. Rozejrzałem się dookoła. 

- I już?- zapytałem. Odpowiedziały mi tylko zdziwione spojrzenia dzieciaków Hefajstosa i ich rozwarte usta.- Co?- znowu zapytałem.- Coś jest nie tak?

- Co my tu robimy?- usłyszałem za plecami znajomy głos. 

Drgnąłem i odwróciłem się, napotykając spojrzenie równie zdziwionych rzymskich wojowników w koszulkach Obozu Jupiter i pełnym uzbrojeniu legionistów. Stali od razu w szyku, poostawiani w formacje z dużymi, prostokątnymi tarczami. Kilku z nich było na koniach, w swoich hełmach z czerwonymi piórami... Rozglądali się po sobie. 

Zamrugałem, mając nadzieję, że nie jest to jakiś sen na jawie. 

- Jeszcze przed chwilą byliśmy w Nowym Rzymie, zupełnie nieuzbrojeni...- stwierdził powoli Frank, a ja miałem ochotę uściskać go ze szczęścia.- Dlaczego? Dlaczego nagle... Wow, i czuję się tak wypoczęty!

Dzięki. tato. Dzięki! Dzięki! Dzięki!

- Powiedzmy, że Zeus... Jupiter chce, żebyście nastawili tyłki w obronie świata. I jego tyłka- dodałem. 

- Najwyraźniej- odpowiedział pogodnie Frank i odwrócił się do swoich legionistów. Wrzasnął coś po łacinie, a cały oddział odwrócił się i zwarł w jakiejś dziwnej formacji z tarczami wystawionymi do przodu. 

Nim zdążyłem się obejrzeć, moi rzymscy koledzy ruszyli na armię potworów, tnąc i siekając wszystko, co znalazło się na ich drodze. 

Nagle spośród tłumu Rzymian, zaczęła się przepychać jakaś postać.
- Max!- usłyszałem, a chwile później wpadłem w uścisk Percy'ego.- Młody, co tu się wyrabia?

- Z tego co się zorientowałem mamy tu bitwę w obronie Ognia Zachodu- stwierdziłem, a Percy rozejrzał się dokoła, pochwytując spojrzeniem płonące latarnie i gruzy, które pozostawały po mniej stabilnych konstrukcjach. On też był w pełnym uzbrojeniu, ale różniącym się od tym Rzymian. Miał pod swoją zbroją pomarańczową, trochę przetartą już, koszulkę z obozu, a w rękach trzymał plastikowy długopis.

Wow, faktycznie wyglądał jak ja. 

Jego twarz sposępniała, kiedy patrzył na zniszczenia Manhatanu. Cóż, nie chciałem go w to wciągać, naprawdę nie chciałem... Wyglądało, jakby on i Annabeth wystarczająco się nacierpieli i teraz, kiedy jeszcze urodziła im się córka... Pisząc do niego, nie przedstawiłem faktycznego stanu naszej armii. Zapewniłem, że nie musi przyjeżdżać. Jaką różnicą byłby jeden heros?

A w jego życiu tak bardzo widziałem życie, które sam bym chciał. 

Westchnąłem, patrząc jak oboje z Annabeth rozglądają się na polu bitwy, bez zastanowienia chwytając za oręż... Ale skoro już tu byli, to...

- Wygląda jak powtórka z II Wojny Tytanów- mruknął do mnie Percy i pochwyciliśmy swoje zaniepokojone spojrzenia.- Pamiętasz naszą rozmowę o Fatach i pleceniu tych samych losów i motywów?

- Jasne- odpowiedziałem powoli.- Myślisz, że ta bitwa potoczy się podobnie jak tamta? W sensie wygramy, ale będę musiał zrobić to co ty?

- Tego się obawiam- odrzekł, ale zagłuszyły go okrzyki po łacinie wykrzykiwane przez Franka do reszty legionu.

- A... Co dokładnie musiałeś zrobić?- zapytałem ostrożnie.

- Pokonać Kronosa, ale nie tak...- zaczął, szukając odpowiednich słów.- Musiałem pozwolić jego naczyniu, żeby siebie zniszczyło.

- Naczyniu?- powtórzyłem i przypomniałem sobie wszystko, co przeczytałem lub usłyszałem na temat tej bitwy. 

Luke Castellan. On zmienił się w Kronosa. Czy może Kronos zawładnął jego ciałem, ale na koniec, Luke odzyskał kontrolę i zabił się, tym samym, nie pozwalając Kronosowi powstać. Luka okrzyknięto bohaterem i zapomniano wszystkich „złych" rzeczach, które zrobił wcześniej. I może słusznie. 

- Myślisz, że Nyks, tak jak wcześniej Kronos, znalazła sobie osobę, w którą wstąpiła i przyjmie swoją prawdziwą, niebezpieczną dla śmiertelników postać?

Percy pokiwał głową.
- Tak z grubsza, to tak. Jeśli zakładamy, że nasze podobieństwo ma jakiś cel, to nie widzę innego, możliwego wyjaśnienia. Musisz dowiedzieć się, kto to jest i zgładzić go... Cóż, pozwolić mu to zrobić.

Pokręciłem powoli głową.
- Ja nawet nie mam pojęcia, kto mógłby...- zamilkłem. 

Jedno Olimp zniszczy lub zbawi, drugie zaś tam zginie.

- Nie...- szepnąłem i wyminąłem Percy'ego, wzbijając się w powietrze.

- Max!- zawołał za mną, ale nie mogłem się zatrzymać. Nie chciałem. 

Bo to nie mogła być prawda, prawda?
Po prostu nie mogła.

Percy Jackson-Nowe Pokolenie- BitwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz