forfangxtande

749 27 18
                                    

Patrzyłem zmartwionym wzrokiem na zwiniętego w kłębek blondyna. Sprawiał wrażenie tak drobnego i kruchego. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ostatnio znacząco stracił na wadze. Chyba wszyscy to dostrzegali. Cały czas spał, zawsze był zmęczony. Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go ze szczerym, nie wymuszonym uśmiechem na twarzy. Takim obejmującym jego piękne oczy. Okryłem go kocem siadając na fotelu. Wiedziałem, że jest źle. Wręcz bardzo źle. Z dnia na dzień bałem się coraz bardziej. Ale nie umiałem mu pomóc, nie umiałem w żaden sposób podnieść go na duchu. Po spojrzeniach rzucanych w jego kierunku przez trenera wiedziałem, że nie tylko ja. Przeklinałem się w myślach, że nie zauważyłem tego wcześniej. Psycholog nie pomagał, leki też nie. Kiedy wczoraj usłyszałem diagnozę psychiatry, poczułem że jest to wyrok. Jeżeli sam nie będzie chciał żyć, nie pomożemy mu w żaden sposób. Bałem się, tak cholernie się bałem, że obudzę się a jego już przy mnie nie będzie. Że to ja znajdę go zimnego i pozbawionego resztek życia.

Poczułem jak mój telefon zaczyna wibrować. Połączenie przychodzące od Andersa. Wstałem i wyszedłem na balkon, dopiero tam odbierając.

-Wejdź na Instagram, już – Zmarszczyłem brwi, ale zrobiłem jak mi kazał, uprzednio włączając głośnomówiący. Pierwszym postem, który mi się wyświetlił było jakieś podsumowanie konkursu. Jednak kiedy zjechałem w dół moim oczom ukazało się zdjęcie dziewczyny Daniela z jakimś nieznanym mi facetem z podpisem. „ zmiana na lepszy model". Telefon o mało nie wypadł mi z ręki.

-Zabiję ją. – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

-Daniel jeszcze tego nie widział?- Zapytał zmartwiony Fannemel.

-Śpi. To w sumie jedyne co robi ostatnimi czasy. Skacze i śpi. Nie chce nic jeść, pić. Nie śpi tylko kiedy musi iść na skocznie albo na trening. Boję się, Anders.

-Wiesz, młody. Nie ty jedyny. Dobrze wiesz co mówił lekarz, musimy przy nim być, pokazać mu że ma dla kogo żyć, że jest w tym wszystkim jakiś sens. Nic więcej nie możemy. Wiem, że boli cię ta bezradność, Johann.

-Nie umiem tak. Nie umiem pozwolić mu odejść Anders. Nie mogę pozwolić mu umrzeć. – Przetarłem zapłakane policzki.- Idę do niego, jeśli naprawdę może odejść, chcę mieć go przy sobie jak najdłużej.

-Johann, błagam. Nie obwiniaj się za to.

-Jak mogę się o to nie obwiniać. Obwiniam nas wszystkich. Że nikt nic nie zauważył, kiedy jeszcze mogliśmy coś zmienić. Pa, Anders.

Rozłączyłem się i wróciłem do pokoju. Tym razem kładąc się na łóżku obok Daniela. Patrząc na niego, nie byłem w stanie odpędzić łez. Pogładziłem go po policzku, zasłaniając przy tym swoje usta by zahamować wydobywający się z nich szloch.

-Kocham Cię, aniołku. Tak Cię przepraszam za to wszystko. Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe, dlaczego to to musisz tak cierpieć? – Zaniosłem się płaczem, co go obudziło. Spojrzał na mnie zdziwiony spod wpół rozchylonych powiek.

-Co jest, Johnny?

-Nic, nic się nie dzieje. Śpij spokojnie. Jestem tutaj, nie musisz się martwić. – Przytaknął zamykając oczy.

Zacisnąłem zęby na knykciach prawej ręki. Bolało, ale to nic w porównaniu z bólem, który odczuwałem na myśl o stracie leżącego obok chłopaka.

Przymknąłem powieki, na moment. Na chwileczkę, ale kiedy się obudziłem blondyna już koło mnie nie było. Koc którym był przykryty spoczywał teraz na moim ciele. Zarwałem się na równe nogi, czułem jak do moich oczu napływają łzy, zaburzając mi tym pole widzenia. Zamrugałem. Trzęsącą się dłonią otworzyłem drzwi łazienki. Nie znalazłem tam jednak nic. A tak mi się przynajmniej wydawało. Kiedy chciałem wychodzić, coś rzuciło mi się w oczy. Na umywalce leżał srebrny wisiorek z koniczynką, który Daniel dostał od mamy. Zasłoniłem usta czując jak upadam na kolana. Chwyciłem breloczek w dłoń. On wiedział, że tutaj pójdę w pierwszej kolejności. Podciągając się na drzwiach wstałem i wyszedłem z łazienki. Zatrzymując się w małym korytarzyku, zauważyłem coś co zmroziło mi krew w żyłach. Drzwi balkonowe były lekko uchylone. Wolnym krokiem ruszyłem w ich kierunku. Bałem się tego, co tam znajdę. Chciałem wiedzieć, ale życie w niewiedzy był łatwiejsze. Kiedy zatrzymałem się na krawędzi balkonu, spojrzałem w dół. Ziściły się moje najgorsze koszmary. Panował tam zgiełk i ogólne zamieszanie, ale nie przeszkodziło mi to. Z łatwością dostrzegłem bezwładne ciało i blond włosy Daniela.

Krzyknąłem, nie wiem do końca co i osunąłem się na kolana zanosząc się płaczem. Musiałem zwrócić tym uwagę, bo już po chwili do mojego pokoju wpadli Robert, Marius, Halvor i trener. Rudowłosy podbiegł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku nie pozwalając odsunąć mi się nawet na milimetr. Zacisnąłem ramiona na jego szyi. Czułem jak jego ciałem również targają emocje. Schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi. W tle słyszałem przeraźliwy płacz pozostałych przyjaciół. 


*Do napisania tego ff, zainspirował mnie to, że martwi mnie stan psychiczny Daniela. A mówię, to jako osoba ogarniająca psychologię. Jego stan wywołuje u mnie mocny niepokój. A wszyscy dobrze wiemy, jak chłopak dostał od życia po dupie. 

Ski Jumping One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz