Rozdział 5

244 16 1
                                    

Rhys

Chwilę zajmuje mi określenie, gdzie się znajduję. Kiedy otwieram oczy, siedzę w słabo oświetlonym pomieszczeniu bez żadnych ozdób i prawie bez mebli, nie licząc stołu i dwóch krzeseł po przeciwnych stronach, z czego jedno aktualnie zajmuję ja. Po mojej prawej na ścianie wisi duże lustro, widzę na nim odbicie swojej twarzy.

Co się stało?, pytam zdezorientowany.

Wolisz dłuższą czy krótszą wersję? I nie gap się tak, to lustro weneckie. Po drugiej stronie pewnie siedzą gliny i cię obserwują.

Jasna cholera. Moim pierwszym skojarzeniem był pokój przesłuchań, ale łudziłem się, że znajdę inne wyjaśnienie. Odrywam wzrok od lustra i z braku lepszego obiektu do obserwacji wybieram własne dłonie splecione w nerwowym uścisku pod stołem. Kade zostawił mnie w swobodnej pozie, ale nie potrafię jej zachować. Opieram łokcie na stole i chowam twarz w dłoniach.

Co zrobiłeś? Mów!

Przekonałem Louise, by więcej cię nie dotykała. Chyba jej się nie spodobał sposób, w jaki to zrobiłem, bo Gilbert zaatakował mnie kijem bejsbolowym. Działałem w samoobronie. Potem zjawiły się gliny. Zabrali mnie tutaj na przesłuchanie.

Nie wierzę. Nie chcę tu być. Nie chcę iść do więzienia.

Nie panikuj. Nie zrobiłem mu nic poważnego, a ty jesteś niepełnoletni. Jak dobrze pójdzie, nie trafisz nawet do poprawczaka. Jeśli jednak tak się stanie, to nic strasznego. Dasz radę.

Poprawczak? Nie. Nie, nie, nie ma mowy. Nie wytrzymam w takim miejscu, nie dam tam sobie rady. Do tej pory udawało mi się uniknąć takiego losu, nawet mając za opiekuna kogoś takiego jak Kade. Nie wierzę, że trafię tam na krótko przed ukończeniem osiemnastu lat.

Nie mogłeś się powstrzymać ten jeden raz?!

Nie.

I co ja mam niby im teraz powiedzieć? Że zaatakowałem Gilberta, bo... Bo co właściwie? Jezu, przecież ja nic nie pamiętam.

Nie musisz im już nic mówić. Przesłuchali mnie chyba z dziesięć razy. Powiedziałem im już wszystko, czego potrzebowali, więc nie sądzę, by pojawili się tu po raz kolejny. Jeśli przyjdą, to ja się nimi zajmę. Nie będziesz musiał z nimi rozmawiać.

Gdybyś nie zaatakował Gilberta, to w ogóle by nas tu nie było i z nikim nie musiałbym rozmawiać.

Przekroczył granicę. Oboje ją przekroczyli.

Nie kłócę się z nim dalej. W chwili, gdy to powiedział, powołał się na naszą umowę i odebrał mi podstawy do dalszego wykłócania się.

Dalszą rozmowę przerywa nam otwarcie się drzwi. Wchodzi jakiś mężczyzna w mundurze w znajomych barwach, wizyty na komisariacie stały się dla mnie czymś niemal normalnym po moim ,,cudownym odnalezieniu". Przymyka za sobą drzwi, lecz nie zamyka ich całkowicie. Kade od razu zwraca na to uwagę, staje się czujny. Automatycznie ja także staję się ostrożniejszy, ufając jego odczuciom.

Opuszczam dłonie na stół i nieufnie przyglądam się zbliżającemu się policjantowi. Siada naprzeciwko mnie na krześle, na stole kładzie jakieś papiery w brązowej teczce. Kładzie na nią dłoń o pulchnych palcach, jakby chciał się upewnić, że nie wydrę mu jej i go nią nie uderzę.

- Sprawa nie przedstawia się dla ciebie dobrze – oznajmia na samym wstępie.

- Co... Co ma pan na myśli?

Policjant mruga parę razy, zdradza zaskoczenie zmianą tonu mojego głosu. Może zauważa także pozostałe różnice – inny sposób siedzenia, patrzenia, a nawet aury wokół mnie. Musiał już wcześniej rozmawiać z moim bratem. Potrząsa lekko głową i uderza palcem w teczkę.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz