Rozdział 44

160 13 0
                                    

Rhys

Kade śpi w najlepsze w swoim łóżku, tak jak podejrzewałem. Owinął się ciasno kołdrą, odwrócił plecami do pokoju i zwinął się w kulkę, jedną dłoń trzyma schowaną pod poduszką, drugą trzyma na twarzy, osłaniając oczy przed słońcem.

Na stoliku nocnym przy jego głowie zauważam ręcznik i mokrą plamę. Gdy go rozwijam, zauważam jeszcze więcej wody uwięzionej w nieszczelnie związanym woreczku. Kostki lodu. A na ręczniku widać zeschnięte plamy krwi. Uważniej staram się mu przyjrzeć, udaje mi się dostrzec nieznaczną opuchliznę na jego nosie.

Kade? Kade, obudź się.

Mruczy coś cicho pod nosem i ciaśniej owija się kołdrą. Kiedy ponownie wymawiam jego imię, zbywa mnie machnięciem ręki i chowa twarz pod poduszkę. Wzdycham z irytacją i potrząsam nim za ramię.

Tym razem jego reakcja jest błyskawiczna. Obraca się gwałtownie, chwyta mnie za przód koszuli i wyciąga drugą dłoń spod poduszki, przyciska do mojego gardła nóż. Jego spojrzenie się wyostrza, gdy rozpoznaje moją twarz. Serce wali mi w piersi ze strachu i wpatruję się w niego z niedowierzaniem, nie spodziewałem się takiej jego reakcji.

- Jesteś nieostrożny. Nie rób tego więcej – mamrocze.

Opuszcza dłoń z nożem i chowa go z powrotem pod poduszkę, sam także znowu się kładzie. Przyciskam dłoń do szyi w miejscu, gdzie dotykało jej ostrze noża, przełykam ślinę. Mógłby mnie zabić w ułamku sekundy, gdyby w porę się nie zorientował.

Dlaczego trzymasz nóż pod poduszką?!

To nie nóż, tylko sztylet. Jest krótszy niż nakazuje norma, ale wciąż dłuższy od niejednego noża, poza tym...

Nie o to mi chodzi. Dlaczego śpisz z bronią? Dlaczego w ogóle trzymasz broń na terenie szkoły? Oszalałeś?

Oszalałbym, gdybym żadnej nie miał, odpowiada spokojnie.

Leży na plecach, kładzie sobie ramię na oczach. Drugie cały czas pozostaje pod poduszką, zapewne zaciśnięte na rękojeści tego ,,sztyletu".

Dobra, nieważne. Gdzie wczoraj byłeś? I co ci się stało z nosem?

Spotkałem się w barze i zjadłem lody truskawkowe z moim dilerem, potem przejechaliśmy się na spacer do lasu i oglądaliśmy wschód słońca. Nos rozwaliłem sobie o ścianę.

Skoro kłamiesz, wymyśl chociaż bardziej przekonującą historyjkę.

Nie kłamię.

Jak chcesz.

Kończę tę rozmowę i idę do łazienki. Kiedy z niej wracam, on śpi już z powrotem, z nogami porozrzucanymi na łóżku. Wzdycham i przykrywam go kołdrą, uważając, by nie sprowokować go do kolejnego ataku.

Za pół godziny jest śniadanie, a tylko ja jestem na nogach. Zarówno Shane, jak i Tobias wciąż są w łóżkach. Boję się budzić Shane'a, żeby nie skończyć tak jak przed chwilą z Kade'em, więc zaczynam od jego kuzyna. Staję na drabince i potrząsam jego nogą. Wstaje po piątym takim szarpnięciu, podskakując tak gwałtownie, że aż uderza się czubkiem głowy w sufit.

- Auć. Cholera, taka pobudka – mamrocze skrzywiony, pocierając głowę – To ty. Mogłeś być trochę delikatniejszy.

- Przepraszam. Wiesz, która jest godzina? Zacznij się już szykować, bo spóźnimy się na śniadanie. I obudź swojego kuzyna. Nie chcę, żeby mnie zabił.

Zeskakuję z drabinki i idę sprawdzić, czy przyszykowałem wszystkie książki na dzisiejsze zajęcia. Nie chcę biec w przerwie między nimi do drugiego skrzydła, bo czegoś zapomniałem. Obok leżą książki Kade'a, które ktoś przyniósł do nas parę dni temu. Od tego czasu leżą tu nietknięte.

- Dzisiaj nie idziemy na zajęcia – informuje mnie Tobias i ziewa, szeroko otwierając usta.

- Jak to? Dyrektor je odwołał?

To niemożliwe, Sadie na pewno coś by mi wczoraj o tym wspomniała. Chyba że wydarzyło się coś niespodziewanego...

- Shane nie spał w nocy. Wiem, bo obudziłem się jakoś o czwartej i poszedłem do łazienki. Wystraszyłem się na śmierć, gdy zobaczyłem go z podkrążonymi oczami, pijącego kawę. Czekał, aż wróci twój brat, więc teraz będzie spał przez pół dnia.

Faktycznie, na jego stoliku nocnym stoi kilka kubków, z czego jeden wciąż jest pełen zimnej już kawy. Sam Shane śpi wyczerpany i nie zbudził go nawet mój głos, choć normalnie by to wystarczyło.

- Ostrzegałem go, żeby się nie martwił, tylko poszedł spać.Kade wrócił i nic poważnego mu nie dolega. Shane może zostać, my przecież możemy iść.

Tobiasowi momentalnie przechodzi senność. Otwiera szerzej oczy i patrzy na drzwi, jakby miał zza nich zaraz wyskoczyć jakiś potwór. Lub jego stary przyjaciel Peter we własnej osobie. Ta sama myśl musi mu przejść przez głowę, bo jego grdyka porusza się w górę i w dół.

- Bez jednego z nich nie zamierzam stąd wychodzić dalej niż do łazienki – oznajmia stanowczo.

Przewracam oczami i za niego zaczynam mu pakować książki.

- Będziesz ze mną. Jeśli coś się stanie, pojawi się Kade, czyli to tak, jakbyś wyszedł z nim. W takim razie nie ma problemu, prawda?

- Technicznie rzecz biorąc nie, ale Shane się zdenerwuje, jeśli wyjdę bez niego. Nie będzie wiedział, gdzie jestem...

- Kade mu powie. A teraz wstawaj i się szykuj, zanim spóźnimy się na śniadanie.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz