Rozdział 76

153 11 5
                                    

Kade

   Kiedy ponownie się budzę, nie czuję już bólu. Leżę na boku z podkulonymi nogami, bo kanapa jest dla mnie nieco przykrótka. Analizuję dźwięki i zapachy, jakie mnie otaczają. Słyszę trzy bicia serc, trzy spokojne oddechy. W domu panuje cisza, za to na zewnątrz jest o wiele więcej ciekawych hałasów – szum wiatru, który porusza trawą i liśćmi; śpiew ptaków, które pozostały na miejscu; silnik przejeżdżającego samochodu... W powietrzu czuć nietypową mieszankę zapachów, większość pochodzi właśnie ode mnie. Moje ubranie jest przepocone, tak samo jak włosy i skóra. Prócz tego wyczuwam damski żel pod prysznic i jakiś kwiatowy szampon do włosów, charakterystyczny zapach kawy i czegoś do jedzenia.

   Wolno unoszę powieki. Muszę zamrugać parę razy, nim odzyskuję pełną ostrość widzenia i na moment wstrzymuję oddech. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo osłabiały mnie tabletki, póki znów nie odzyskałem pełnej mocy. Nie mogę porównać tego, co widziałem wcześniej z tym, co widzę teraz.

   Wszystko jest niesamowicie wyraźne, widzę najdrobniejsze pyłki na meblach czy drobinki brudu wnoszone do domu na podłodze. Oczy mnie już nie bolą, są przystosowane do takiej ostrości widzenia, tak samo jak uszy.

   Podnoszę się powoli i siadam na kanapie. Shane półleży na fotelu naprzeciwko mnie, głowa opadła mu do tyłu. Śpi. Jest bardzo blady, a pod oczami ma ciemne sińce, wygląda na ledwo żywego. Rozglądam się za Celeste. Jej też nie szukam długo, siedzi po turecku pod ścianą i słucha muzyki przez jedną słuchawkę.

   Usłyszała, że wstaję i podnosi głowę, wyciąga słuchawkę z ucha.

   - Kade? Jak się czujesz?

   - Dobrze – odpowiadam szczerze – Trochę osłabiony, ale jest dobrze. Jak długo spałem?

   - Cóż, przez połowę czasu byłeś przytomny... Dobrze, że tego nie pamiętasz. Ledwie udało nam się ciebie utrzymać na kanapie, tak się rzucałeś. Parę razy zrzuciłeś z siebie Shane'a, nieźle go poobijałeś. Uspokoiłeś się dopiero jakieś pięć godzin temu.

   - Co z nim?

   Przyglądam się mu. To dziwne, że jeszcze się nie obudził, choć nie tylko wstałem, ale jeszcze prowadzę rozmowę z Celeste.

   - Cały czas przy tobie czuwał i mi pomagał. Wytrzymał całkiem długo, jak na śmiertelnika. Całe siedemdziesiąt godzin bez snu, niebywałe. Zasnął właściwie dopiero niedawno.

   - Byłem w tym stanie przez trzy dni? - upewniam się, czy dobrze zrozumiałem.

   - Tak. To i tak krócej, niż zakładałam. Twoje ciało nie lubi czekać tak samo jak ty. Jak na takiego idiotę poradziłeś sobie całkiem dobrze. I nie martw się o Rhysa – mówi, dosłownie czytając mi w myślach – Dopilnowałam, by twój ból nie dotarł do niego, zablokowałam cię. Żyje w słodkiej nieświadomości, jak zawsze zresztą...

   - Przekazałem mu część prawdy. Oddałem mu wspomnienia –mówię ściszonym głosem, by nie zbudzić Shane'a.

   - I jak to zniósł?

   - Całkiem dobrze. Trochę spanikował i znowu śnią mu się koszmary, ale prócz tego dobrze.

   - Nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, jakie ma szczęście, że ma ciebie. Polubiłam za to twojego śmiertelnika – mówi i uśmiecha się lekko – Trochę rozmawialiśmy, wydaje się całkiem rozsądny i wygląda na to, że myśli o tobie poważnie.

   Przewracam oczami, jeszcze tylko tego mi brakowało.

   - Zachowujesz się, jakbyś była moją matką. Musiałaś go wypytywać o takie rzeczy?

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz