Rozdział 90

140 9 3
                                    

Kade

   Porusza się błyskawicznie, nie daje im szansy na zareagowanie. Kompletnie nie spodziewali się ataku z jego strony, nie zdążają nawet unieść broni. Odcina głowę temu stojącemu najbliżej, drugiemu zaś wbija miecz w głowę z taką siłą, że niemal go przepoławia. Wstrząśnięty cofam się o krok, plecami wpadam na stojącego już tuż za mną Shane'a.

   Astaroth oddycha ciężko od wściekłości, ociera ostrze o płaszcz jednego z zabitych. Gdy tylko jest czysty, rozprostowuje palce. Miecz, zamiast upaść, zaczyna wnikać w jego ciało, aż tatuaż, który stał się wyblakły i pusty, z powrotem się wypełnia. Shane szepcze coś cicho z niedowierzaniem, nie rozumiejąc, na co właśnie patrzy. Mężczyzna tymczasem poprawia własny płaszcz, a gdy się na mnie ogląda, na twarzy ma krople krwi.

   - Zapomnij o tym. Nigdy więcej o tym nikomu nie mów, rozumiesz? Zabiją cię, jeśli się dowiedzą. Jeśli będziesz milczał, to zostanie tylko między nami, będziesz bezpieczny.

   Mrugam zaskoczony. On... chce mnie chronić? Przenoszę wzrok z powrotem na dwa stygnące ciała, w gardle rodzi mi się histeryczny śmiech. Nie umiem go pohamować, zaczynam się śmiać żenująco głośno, aż muszę wbijać palce w usta, by się uspokoić.

   - Zabiłeś ich. Naprawdę ich zabiłeś.

   - Pozbyłem się świadków. Załatw tego śmiertelnika, widział i słyszał zbyt wiele, a potem wracajmy do domu.

   - Nie.

   Poważnieję. Mężczyzna z niezadowoleniem spogląda na Shane'a za moimi plecami, porusza nieco dłonią. To wystarczy, by wywołać moją natychmiastową reakcję. Bez chwili zastanowienia odpycham chłopaka do tyłu i sam staję w większym rozkroku, przyciskam dłoń do piersi. Astaroth otwiera szerzej oczy.

   - Stajesz w obronie tego śmiertelnika?

   - On jest mój – cedzę wściekle – Nie pozwolę ci go tknąć.

   To kłóci się z wszystkim, co powiedziałem Shane'owi. Nie mogłem dać mu lepszego dowodu na to, że go okłamałem. Przeklinam w duchu i modlę się, by temu durniowi nie przyszło do głowy nic robić, nie teraz. Nie przewidziałem, że do starcia dojdzie tak szybko i to na terenie szkoły, w jego obecności.

   Astaroth przechyla głowę i patrzy ponad moim ramieniem na leżącego w śniegu Shane'a. Widzę, jak się zastanawia, dlaczego go bronię i że nic nie przychodzi mu do głowy. Ostatecznie uznaje to za kolejny mój kaprys, jakich miewam całe mnóstwo. Prycha szyderczo i potrząsa głową.

   - Niech ci będzie. Niech żyje, skoro tego chcesz. Chodź do mnie, synu.

   - Synu? - pyta cicho Shane.

   - Synu? - mówi jednocześnie kolejny głos.

   Serce przestaje mi bić. Oglądam się za siebie. Dziesięć metrów od nas stoi Rhys. Właśnie spełnia się mój najgorszy koszmar. Astaroth patrzy na niego, potem z powrotem na mnie, jego źrenice gwałtownie się rozszerzają, gdy łączy fakty. Przez tyle lat obawiał się nastania tego dnia, gdy na swej drodze spotka bliźniaków i starał się temu zapobiec. Przygarnął mnie, swojego syna, wierząc, że jestem jedynakiem i ochronię go przed przeznaczeniem. A teraz dowiaduje się, że mam brata bliźniaka.

   - Kade, kto... kto to jest? - pyta oszołomiony Rhys.

   Niepotrzebnie w ogóle pyta. Nikt nie może zwątpić w nasze podobieństwo. To po nim mamy intensywnie zielone oczy i kruczoczarne włosy, to jego rysy twarzy odziedziczyliśmy. To dzięki temu rozpoznał we mnie syna, nie próbował w ogóle dowiadywać się, kim była moja matka i po tym samym rozpoznaje teraz Rhysa.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz