Rozdział 79

147 10 0
                                    

Kade

Potrafię już lepiej kontrolować swoje zmysły, ale przebywanie w szkole w ciągu dnia wciąż jest dla mnie olbrzymim wyzwaniem. Wszyscy zachowują się tak głośno, jest mi ciężko wyłączyć się na ich głosy. Hałas nie sprawia mi już bólu, jest po prostu... rozpraszający. Nieustannie słyszę, o czym rozmawiają inni i to tworzy chaos w mojej głowie.

Zaczynam rozumieć, czemu Shane torturował swoje wrażliwe uszy głośną muzyką. Wolał to, niż podsłuchiwanie kolegów i koleżanek, szczególnie, gdyby miał usłyszeć jakieś nieprzyjemne rzeczy o sobie. Ma lepszy słuch od innych wilkołaków, to musi być zasługa jego silnych, wilczych genów, które pozwalają mu także na przemianę w dowolnej chwili. Wszystko ma swoją cenę.

Udaję się za kaplicę i opieram się o płot. Ogród już całkiem obumarł, nigdzie nie widzę też Robbiego. Nic dziwnego, nie miałby tu już nic do roboty. Opieram podbródek na ramionach i przyglądam się martwym roślinom i zeschniętym liściom przyniesionym tu przez wiatr. Mam nadzieję, że dożyję do wiosny. Chciałbym móc zobaczyć, jak to miejsce znów rozkwita.

- Czekałem na ciebie od paru dni.

Unoszę głowę i się oglądam, nieopodal mnie stoi Robbie. Zaskoczył mnie, tak po prostu używając swojego głosu. Wciąż brzmi nieco dziwnie, mówiąc na głos, kiedy nie może siebie usłyszeć, ale nabiera nieco wprawy. Co dziwne, wcześniej na korytarzu widziałem, że wciąż posługuje się językiem migowym.

Gdyby przestał się wstydzić i po prostu mówił, ułatwiłby sobie komunikację z innymi. Czyta w myślach praktycznie wszystkim, więc mógłby się z nich dowiedzieć, co mówi dana osoba i odpowiadać jej na głos.

Działałoby to w prawie każdym przypadku.

,,Stęskniłeś się za mną?"

- Chcę ci coś pokazać.

Nie czekając na mnie odwraca się i zaczyna iść. Z umiarkowaną ciekawością podążam za nim, chowam dłonie do kieszeni spodni. Mimo zimnej pory mam na sobie tylko bluzę, nie chce mi się udawać, że temperatura ma na mnie jakiś wpływ. To samo zaobserwowałem u wampirów, one także ubierają się tak samo, jak w ciepłe dni. W tym miejscu nie obowiązują nas zasady, nie trzeba zachowywać pozorów, jesteśmy wolni.

Razem z Robbiem wchodzimy do budynku i kierujemy się do skrzydła szkolnego. Wspinamy się po schodach na sam szczyt, gdzie wcześniej jeszcze nie byłem. Nikt mi nie powiedział, co się tam znajduje i nie przyszło mi do głowy, by to sprawdzić. W pewnym momencie dochodzimy do końca długiego korytarza zakończonego zamkniętymi na klucz drzwiami.

Chłopak wyciąga go z kieszeni i otwiera je, gestem prosi, bym je za sobą zamknął. Po wąskich, kręconych schodach wspinamy się jeszcze wyżej, aż stajemy przed kolejnymi drzwiami, tym razem oszklonymi. Nie są zamknięte, wystarczy je pchnąć, by dostać się do środka.

Okazuje się, że znajdujemy się na dachu, a dokładniej w szklarni, która nie jest widoczna z ziemi. Pomieszczenie jest ogromne, ma kolisty kształt, w środku jest ciepło, jak latem. Pośrodku znajduje się mały staw z wodnymi roślinami i kolorowymi rybami, wokół zaś rosną najróżniejsze egzotyczne gatunki roślin i drzew. Momentami odnosi się wrażenie, że znajduje się w tropikalnej dżungli, z tym właśnie kojarzy mi się ciężkie, wilgotne powietrze i słodki zapach.

Robbie stuka mnie palcem w ramię, policzki pokrywa mu rumieniec. Zwykle jest taki poważny i bez emocji, ale przy mnie uwydatnia się jego wrażliwa, nieśmiała natura. Może to wina tego, że umie czytać w myślach każdej osoby i zawsze wie, co ktoś o nim myśli, ja zaś jestem ,,nieczytelny".

Nie musi mnie prosić, wiem, o co mu chodzi. Podaję mu swoją dłoń, chwyta ją. Nawiązywanie połączenia jest już tak samo łatwe, jak z Celeste, bo Robbie się przede mną nie wzbrania. Uśmiecha się, ledwie zaczyna słyszeć i odpręża się.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz