Rozdział 36

179 14 0
                                    

Kade

Wstaję jako pierwszy. Zwlekam się z łóżka i schylam po torbę, czujnie obserwując ruchy wokół mnie. Rhys i Tobias z pewnością śpią, co do Shane'a nie jestem tego taki pewien. Nie jestem jeszcze do końca przekonany do ich historii z wilkołakami i całą resztą, ale po tygodniu spędzonym w tej szkole zdążyłem się przekonać, że choć część z ich opowieści musi być prawdą. Uczniowie przestali się ukrywać i ze swobodą używają swoich mocy. Ledwie wczoraj widziałem, jak ktoś się przechadza, podrzucając w dłoni kulę ognia wielkości piłki do tenisa.

Ta wersja tłumaczyłaby jego doskonały słuch. I fakt, że tak często puszcza głośną muzykę. Musi dawać mu się we znaki, ale lepsze to, niż podsłuchiwanie rozmów innych osób w szkole. Tłumaczy również, dlaczego Eve kazała mu odejść tak daleko od swojego gabinetu – mógłby usłyszeć jej rozmowy z pacjentami.

Nie daje po sobie znać, że usłyszał mój ruch. Nawet gdyby tak było, pewnie by tego po sobie nie okazał.

Rhys rozpakował swoje rzeczy już tydzień temu, gdy stało się jasne, że tutaj zostaniemy. Ja także rozpakowałem część torby, by zapewnić ich, że nie planuję nagle znikać. W torbie zostały tylko ważniejsze rzeczy i po jednej części odzieży na zmianę, tak na wszelki wypadek. Wśród tych ważnych rzeczy znajduje się pistolet, trochę amunicji i nieco ostrzejszej broni. Dziś interesuje mnie to ostatnie.

Ściskam nóż w dłoni, stopą wpycham torbę z powrotem pod łóżko. Nie staram się zachowywać cicho, wychodząc z pokoju. Zamykam się w łazience i zapalam światło, by lepiej widzieć. Zdejmuję koszulkę i staję przed lustrem, nóż kładę na umywalce. Ostrożnie zdejmuję bandaże i ściągam z ran gazy, przyglądam się ranom.

Ich brzegi są jeszcze nieco zaczerwienione, nie widać żadnej znacznej opuchlizny. Niemal nie czuję już bólu, choć od ich zadania minęło tak niewiele czasu. Pora pozbyć się szwów. Ściskam w dwóch palcach jeden i odciągam go nieco od skóry, by nożem go przeciąć. Systematycznie powtarzam ten proces, aż pozbywam się wszystkich.

Od razu oddycham swobodniej bez nich w swoim ciele. Spoglądam w dół na ciemnoróżowe blizny, wygładzam je palcem. Opieram się biodrem o umywalkę i spoglądam w stronę drzwi.

- Możesz wejść. Pewnie cię ciekawi, co porabiam w łazience z nożem.

Nie powiedziałem tego głośno, nie musiałem. I tak mnie usłyszał. Klamka się porusza po kilku sekundach, w uchylonych drzwiach widzę jego twarz. Z krzywym uśmieszkiem obserwuję jego wyraz twarzy, kiedy on wchodzi do środka i przygląda się mojemu ciału.

- Mogłeś pójść do szpitala na ściągnięcie szwów.

- Niepotrzebny problem. Świetnie sobie poradziłem.

- Właśnie widzę – mamrocze.

Zbieram wszystkie szwy i wyrzucam je do śmietnika razem z zabrudzonymi gazami i bandażami. Zakładam z powrotem bluzkę i chwytam nóż. Bawi mnie natychmiastowa czujność chłopaka, obawia się, że mógłbym się na niego rzucić. To nie do końca bezpodstawna obawa, muszę mu to przyznać.

- To łączy ciebie i Rhysa. Blizny. Tyle że jego zostały stworzone, by zadać mu ból. Twoje blizny powstały, bo próbowano cię zabić.

- Dziesięć punktów dla psa.

- Uciekasz przed kimś gorszym, niż policja.

Podchodzę do niego na tyle blisko, że nasze ciała niemal się stykają. Muszę zadzierać głowę, by nie urywać kontaktu wzrokowego, nieco mnie to kręci. Korci mnie, żeby jednak spróbować go dźgnąć.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz