Prolog - Twoje istnienie jest odrażające

588 41 41
                                    

            Postrzępiona, konopna lina wynurzyła się powoli ze zmąconej wody, gdy płytka łódka przechyliła się lekko nabierając odrobiny wody. Drobny chłopiec zanurzył w zimnej toni poranione dłonie chcąc dosięgnąć napuchniętych, drewnianych bloczków utrzymujących się nieco poniżej powierzchni wody. Wciągnął ich część na pokład, oblepione zieloną roślinnością jeziora, galaretowatymi glonami, pokrywającymi każdą powierzchnię sieci. W niej trzepotało desperacko kilka ryb, starających się uciec z powrotem do swego domu. Sprawne palce wyplątały je z lin wrzucając do, równie, starego wiadra, z którego powoli uciekała zielonkawa woda pobrana z jeziora. Chłopak westchnął na widok marnego połowu i łapiąc za wiosło począł nim nerwowo poruszać starając się dotrzeć do brzegu, gdzie niska i równie drobna kobieta, starała się wyprać poszarzałe, podarte prześcieradła w zanieczyszczonej wodzie. Przybił do niewielkiego pomostu, zbudowanego z kawałka popękanej bali uwiązanej grubą liną do starego pnia.

-Mamo - przywitał się skinieniem głowy i postawił na ziemi wiadro ze swoim łupem. Przełknął głośno ślinę widząc jej niezadowolenie.

-To nic - powiedziała oschle rzucając mosiężną tarę na marną kupkę trawy. Chłopiec zgarbił się pozwalając, by marchewkowe włosy zasłoniły opaloną twarz, doszukując się w słowach brunetki nagany. - Chuuya. To mniej niż potrzebujemy.

-Ojciec będzie zły - szepnął drżącym głosem czując narastające mdłości.

-Idź do domu - rozkazała wycierając dłonie o starte kimono, gdy do brzegu przybiła druga łódka, z której wyszedł starszy mężczyzna o surowym spojrzeniu. Postawił wiadro pełne zdobyczy przed wychudzoną kobietą i spojrzał na połów syna wywołując na twarzy grymas zawiedzenia. - Jest jeszcze za młody - jęknęła wyciągając chusteczkę w stronę męża.

-Jest słaby. Chłopcy w jego wieku są więksi i silniejsi - warknął ocierając twarz z potu. - Nie zabiorę go do wioski. Nie mogę się z nim pokazać naszemu Panu. Każ mu wrócić na jezioro. - Posłał wściekłe spojrzenie młodzikowi, wciąż stojącemu przy nędznym wiaderku, z równie żałosną zawartością.

-Wiesz, że musimy przedstawić panu Chuuyę - jęknęła desperacko chwytając wychudzonymi palcami bark chłopca. - Musimy.

-Jaki pożytek będzie miał z tak marnego dziecka? - krzyknął. - Ma wrócić na jezioro i zarobić na swoje wychowanie. - Uniósł dłoń wysoko i uderzył w blady policzek syna, gdy ten otworzył usta, by chronić własną godność.

Upadł na kamienie raniąc kolana i dłonie posyłając jedynie wściekłe spojrzenie lazurowych oczu. Dźwignął się z trudem zmęczonych mięśni i chwycił rączkę wiaderka chcąc powrócić na swoją łódkę, by uniknąć konfrontacji z większym mężczyzną i móc ze spokojem spędzić resztę dnia, choć wiedział, że bez lepszego połowu mógłby równie dobrze spać na jeziorze. Nie był też głupi i zdawał sobie sprawę, że woda, niegdyś pełna swej fauny, teraz pozbawiona była życia, a nieliczne narybki utrzymywały się tam już jedynie ze swej upartości do życia. Pragnął być czymś więcej niż rybakiem i utopionymi marzeniami jego ojca o służbie panu. Spojrzał na wciąż wierzgające ryby w wiadrze zastanawiając się na ile rodzice wybaczą mu jedynie dopełnienie zawartości. Przygotował starannie łupinę, którą nazywał łodzią od kilku lat, wylał wodę, która zdążyła zebrać się na jej dnie i odepchnął się od brzegu. Nie miał jednak ochoty ponownie męczyć się ze szlamem i zgniłymi glonami, obślizgłymi rybami oraz zimnem. Przedryfował kawałek w głąb zbiornika wodnego uważnie obserwując ojca szykującego się do wymarszu do wioski, a gdy zniknął wśród drzew pobliskiego lasu chwycił za wiosło wymachując nim desperacko, by dobić do niewielkiej przystani na równoległym końcu. Mógł bez obaw zostawić tam łódkę i ruszyć w długą drogę do miasteczka.

[BSD] Hana bzu - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz