Rozdział 5 - jesteśmy i będziemy jeszcze długo

214 34 28
                                    

                             Dziękował wszelkim bogom, że wraz z żołnierzami podróżowali zwykli słudzy i damy towarzyszące Fukuzawie, jak również te uczące się na konkubiny. Mięśnie wciąż drgały boleśnie ocierając się o ciężki materiał kimona, gdy starał się utrzymać na koniu jasnowłosego. Oparty o plecy chińskiego delegaty walczył ze snem odkąd słońce zaczęło chować się za horyzontem drzew. Przestał wyczekiwać powrotu Tsushimy, który podczas jednego z postojów został zaproszony do powozu ojca i pochód ruszył dalej nim Chuuya zdołał się zbliżyć. Nakajima wkrótce musiał wrócić do posłańców swojej siostry i rudzielec został zmuszony do słuchania dziwnego, krzykliwego języka bliskich sąsiadów. Kilku osobistym żołnierzom pana klanu w niesmak została niezwykła zażyłość czwórki młodzików i Nakahara wyczuwał ich obawy jako oznaki buntu przeciwko ojcu Tsushimy. Rozdzielono ich oddając konia panicza Akutagawie, którego wkrótce wysłano wraz z niewielkim zwiadem daleko przed podróżników. Szczekliwy, nieco piskliwy śmiech jednego z towarzyszy tygrysiego wojownika wyrwał rudzielca z zawieszenia między czuwaniem a snem. Wysoki mężczyzna, nieco wyższy niż przeciętny chińczyk, zanosił się gromkim śmiechem spoglądając na orszak wokół powozu chorych.

-Wybacz, obudziliśmy cię - jęknął nieśmiało chłopak również kiwając się lekko przez wszechogarniająca senność.

-Z czego się śmieje? - zapytał przecierając oczy czując jak ciało nastolatka napina się niespokojnie. - Nie będę zły jeśli to z moich włosów - szepnął przeciągając się z jękiem.

-Nawet w Chinach mój kolor włosów jest bardzo nietypowy - zaśmiał się cicho i westchnął po chwili zaciskając palce na lejcach. - Mój przyjaciel zapytał czy w Japonii wojownicy pochodzą od kur - wyjaśnił szybko rumieniąc się, że i jego ten żart rozśmieszył.

-Nie rozumiem - powiedział spokojnie spoglądając na największego śmieszka, który uniósł dłonie przepraszająco, a po chwili pomachał nimi jak skrzydłami, gdy rękawy jego koszuli zatrzepotały błyszcząc kolorowymi nićmi.

-Ko ko ko ko - zawołał szaleńczo rozśmieszając tym samym chińskich wysłanników oraz samego Nakaharę, który spojrzał szybko na samurajów i zachichotał głośno na widok długich rękawów ich strojów oraz orientując się szybko, że niemal wszyscy posiadają imiona zbliżone do gdakania.

-To było dobre - zawołał radośnie klepiąc jasnowłosego po ramieniu. - Macie tego więcej?

-To było obraźliwe - skarcił go zaciskając usta by nie wybuchnąć śmiechem.

-Śmieszy cię to chiński chłopcze - oznajmił rozbawiony - a ci debile potrafią jedynie machać mieczami.

-Jestem Japończykiem jak pan - przypomniał mu prędko wołając zaraz do swego towarzysza w jego języku, a ten podał rudzielcowi skórzany bukłak. - Ciężko dorasta się wśród dwóch kultur, gdy jedną trzeba ukrywać - powiedział spokojnie zerkając za siebie, by posłać Nakaharze pocieszające spojrzenie. - Uwaga, to alkohol - jęknął, jednak za późno by ostrzec nastolatka przed piekącym uczuciem w gardle. Ten zakaszlał gwałtownie od goryczy i wypluł zawartość ust na ziemię.

-Następnym razem zacznij od tej informacji - krzyknął odrzucając napitek Chińczykowi. - Co to jest?

-Grog - oznajmił spokojnie ze śmiechem. - Nauczono nas go pędzić podczas wizyt piratów na wybrzeżach Szanghaju.

-Piraci? - zapytał zaskoczony. - Zaskakujesz mnie mały lordzie. Ty i twój styl walki.

-To zmilitaryzowany styl tygrysa. Ludzie mojego kraju od wieków obserwują faunę i uczą się od niej.

-Jesteś niezwykły - mruknął dostrzegając jednego z posłańców Fukuzawy nadjeżdżającego w ich stronę. - Czuję kłopoty - warknął w końcu. - Szkoda, jeszcze się nie wyleczyłem.

[BSD] Hana bzu - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz