Rozdział 2 - a w tobie pokładam największe nadzieje

224 34 66
                                    

          Lata wspinaczki po drzewach, brodzenie w błocie wiosłami dziurawej łodzi przy jednoczesnym wylewaniu wody i mułu, by nie zatonąć wyrobiły u niego niezwykłą zręczność, której pozazdrościli mu inni uczniowie pod opieką Fukuzawy. Z czasem nauczył się poprawnego trzymania miecza z pomocą własnego, niefortunnego ucznia oraz zaczął rozumieć dlaczego chłopak został mu oddany. Silny instynkt przetrwania, wyrobiony wśród gardzącego nim ludu nie opuszczał go nawet na sekundę znajdując się wśród równie podłych hien. Wśród wielu oczu rozpoznawał te należące do Tsushimy, również uczącego się pod okiem swojego ojca sprawnej szermierki, zachwyconego pojawieniem się Chuuyi na lekcjach. Równy rząd uczniów przystanął w ćwiczeniach, by chłopiec mógł zająć swe miejsce obok przyszłego mistrza, a gdy ten wyciągnął drewniany miecz zza pasa ponownie rozpoczęli serię pchnięć. Spojrzał zaciekawiony na Ryuunosuke starając się naśladować jego ruchy. Tsushima sapnął wściekle klepiąc rudzielca swym mieczem w ramię i uderzył od spodu w jego dłoń ustawiając ją w odpowiedniej pozycji. Kolejne, delikatne pacnięcie w kostki ustawiło jego stopy, a jeszcze jedno nakazało mu się wyprostować do wręcz bolesności kręgosłupa. Wbił w końcu miecz w powietrze uświadamiając sobie, że w nowej pozycji rzeczywiście jest to łatwiejsze, gdy musi zrobić gwałtowny zwrot i pierwszy raz od dłuższego czasu niemal nadążał za resztą uczniów. Uśmiechnął się szeroko obracając się prędko, stawiając stopy odziane w sztywne geto bez upokarzającej wpadki. Zaczynał przyzwyczajać się do cięższych ubrań, długich rękawów i zbędnych warstw materiałów, a gdy uświadomił sobie, iż szatyn obserwuje go z równie promiennym uśmiechem dostrzegł również subtelne zmiany na twarzy panicza, gdy ten z płynnością przeskakiwał do swych odrębnych osobowości. Chuuya inaczej nie potrafił nazwać stanu w jakim znajdował się Tsushima, gdy z uległego i grzecznego przyjaciela zmieniał się w tyrana raniącego rudzielca przy każdej okazji. Zupełnie jakby chłopak miał swojego bliźniaka, którego pochłonął oddając mu czasami kontrolę.

-Dobrze ci z mieczem - mruknął wykonując swój manewr nieco bliżej twarzy nastolatka niż było to konieczne.

-Mówiłeś, że nie jesteś jednym z tych mężczyzn - prychnął Nakahara czując jak ulatuje jego cierpliwość z momentem usłyszenia głosu szatyna.

-Nie jestem, ale Chuuya wygląda uroczo - zaśmiał się wywołując niewyraźny grymas na ustach uczniów w ich pobliżu.

-Powinieneś się leczyć - warknął uciekając wzrokiem w stronę Ryuunosuke.

-Jestem tutaj Chuuya - mruknął niezadowolony uderzając mieczem ćwiczebnym w bok nastolatka, który wygiął się w bólu i upadł na trawę czując jak mięśnie sztywnieją od ciosu. Sapnął zaskoczony na kolejną, gwałtowną zmianę w zachowaniu szatyna, który przed momentem zdawał się zachwycony drobną pomocą jaką wykonał. Chuuya jednak posiadał wymaganą zręczność i wytrwałość walcząc o przeżycie w lesie niezliczoną ilość razy, wstając szybko do klęczek. Kolejny atak miecza odbił się z hukiem od jego, gdy schował swe ciało za jego drewnem. Szatyn zacmokał obracając się zwinnie atakując pod innym kątem, wytrącając miecz z dłoni rudzielca wywołując bolesne drżenie mięśni. Chuuya cofnął się potykając o własne geto i upadł z jękiem na trawę, gdy miecz panicza przeciął powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się jego twarz.

-Co ty odpieprzasz? - krzyknął wysuwając stopy z butów pragnąc wstać z resztkami godności jakie pozostały mu w życiu. Uniósł szybko dłonie do głowy, gdy broń ponownie świsnęła przez wiatr, wymierzona starannie w szyję chłopca. Drewno uderzyło z siłą w ciało rudzielca, wydając głośne klaśnięcie, gdy dotarło do kości. Nakahara jęknął boleśnie czując jak ramię drętwieje mu silnie, a palce zmarzły od chwilowej utraty dopływu krwi. Złapał czerwony ślad wolną ręką odskakując prędko od grupki, by móc otrząsnąć się z zaskoczenia.

[BSD] Hana bzu - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz