Rozdział 3 - zaskocz ich jesienny wietrze

210 34 64
                                    

                     Jazda konna podczas krótkich ćwiczeń strzelniczych, po wyuczonej trasie miała się nijak do długiej, mozolnej drogi do starej wioski. Słońce dawno zaszło za horyzont pogrążając postacie czterech młodych w ciemności. Konie zwolniły wkraczając na żwirową ścieżkę, gdy wiatr rozwiał wśród nich liczne płatki kolorowych kwiatów. Tsushima parsknął złowrogo zakrywając usta i nos przed słodkim zapachem nektaru. Nakajima również postąpił podobnie rzucając przerażone spojrzenie towarzyszowi, niewzruszonemu miodowemu odorowi. Palce Shujiego zacisnęły się na nadgarstku rudzielca i pociągnął jego ramię w stronę twarzy, by i on zakrył swoje usta przed napływającymi płatkami. Koń Chuuyi wierzgnął lekko stąpając nerwowo w miejscu, odmawiając dalszej podróży i nawet uderzenie w jego zad drewnianym witkiem nie poskutkowało ruszeniem tułowia dalej. Spojrzał na panicza oczekując rozkazu, gdy drugi koń począł naśladować wierzchowca przyszłego samuraja. Szatyn zszedł na ścieżkę klękając powoli, wciąż zasłaniając usta i zgarnął z drogi garść różnych gatunków kwiatów.

-Nakajima, miałeś z tym do czynienia - warknął stłumiony przez materiał zwracając ciemny wzrok na jasnowłosego chłopca wyraźnie przerażonego widokiem tak wielu roślin ulatujących z najmniejszym podmuchem wiatru.

-Choroba kwiecistych płuc - jęknął przyciskając rękaw mocniej do twarzy zaciskając palce wolnej ręki na lejcach.

-Hanahaki to bajka strasząca dzieci - warknął Akutagawa zmuszając swojego wierzchowca do dalszej podróży, ten jednak stanął dęba na uderzenie butów o boki starając się zrzucić swojego jeźdźca.

-Rodzice Atsushiego zmarli na Hanahaki - oznajmił spokojnie Chuuya zsuwając się ze zwierzęcia by stanąć obok swojego pana. - Co robimy? Nie możemy tak wkroczyć do wioski jeśli jest opanowana przez chorobę.

-Wiem rudziku - warknął groźnie dłubiąc w ziemi paznokciem. - Nie możemy też się wycofać. Jeśli to pandemia musimy to sprawdzić, ostrzec resztę i wyjechać jak najszybciej w stronę Osaki. - Wyprostował się wycierając dłoń o hakamę. - Idziemy dalej. Czy któryś z was ma oblubienicę? - Spojrzał po swoich ludziach, którzy energicznie zaprzeczyli i jedynie jasnowłosy chłopiec wbił wzrok w drzewa ze smutkiem, wywołując ciężkie westchnienie Tsushimy. - Atsushi zostanie tutaj - warknął przeczesując włosy palcami. - Gdy zobaczysz podejrzany ruch od strony wioski natychmiast wypuść ognie w niebo. Zjawimy się jak najszybciej - rozkazał odpinając sakwę od siodła rzucając ją rudzielcowi. - Reszta za mną. - Chuuya ruszył posłusznie za właścicielem czując jak odprowadza go czujny wzrok Nakajimy zatroskanego o los towarzyszy.

-Shuji, czy to na pewno dobry pomysł? - zapytał cicho zagłębiając się między płatki kolorowych kwiatów. - Jeśli Atsushi może zachorować powinniśmy wycofać się natychmiast. Nie możemy przynieść hanahaki do domu.

-Jesteś zakochany? - mruknął wściekle, że rudzielec stara się odwieść go od obowiązków zwiadu i spojrzał na niego, gdy ten pokręcił głową - a ty Akutagawa? Kochasz kogoś w tej chwili?

-Nie panie - odpowiedział oschle, jak miał w zwyczaju wokół oficjalności swojego statusu.

-Nie masz się czym więc martwić. - Poklepał towarzysza po ramieniu na otuchę zagłębiając się bardziej w ostry zapach słodyczy przedzierający się już przez materiał rękawów koszul. - Jest szansa, że jeśli zachorujemy teraz, kwiaty wymrą nim poznamy niewiastę godną naszego uczucia. Gdybyś kochał jak Atsushi choroba byłaby bardziej dokuczliwa.

-Czyli powinienem się cieszyć, że jestem wybredny nawet co do wyboru gejszy? - zapytał poprawiając torbę zwisającą z ramienia.

-Wybierałeś gejszę? - warknął wściekle Tsushima wprawiając Nakaharę w zakłopotanie. Rudzielec nie rozumiał poruszenia w głosie nastolatka, jak również jego zdziwienia, że tak powszechny proceder wśród samurajów dopadł również i jego.

[BSD] Hana bzu - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz