Rozdział 8 - to byłaby tak wielka strata

154 30 13
                                    

               Czas mijał powoli na kolejnych lekcjach dawanych mu przez życie. Tsushima, wraz z bratem, zaczął znikać na całe dnie unikając wszelkiego kontaktu ze swoją narzeczoną. I choć ta złamała zasady, które wyznaczył sobie panicz, ukarani zostali wszyscy wokół. Zapach wojny zbliżał się do miasta swądem krwi rannych i uciekinierów z wiosek na południu szukających schronienia i strawy. Fukuzawa ignorował chłopów nakazując robienie tego samego swoim samurajom i Nakahara doskonale wiedział, że to z powodu braku wystarczającej żywności. Mieli jedynie ryż na occie i sezonowe rzodkwie, a rybacy wciąż narzekali na brak odpowiednich połowów do wyżywienia dworu i miasta, i zgodnie z rozkazem te przypadały mieszkańcom. Chuuya poprawił chwyt na linie prostując się na chyboczącej łodzi i spojrzał wyczekująco na swego ucznia. Akutagawa niechętnie oglądał zachód słońca, gdy jedynie o tak późnej porze miejscowi rybacy pozwalali im wypłynąć swoimi łodziami, a czarna otchłań głębin zatoki nie wygląda zachęcająco na przypadkową śmierć. Był jednak wiernym uczniem i zgodnie z obietnicą rudzielca, ten rozpoczął naukę rybołówstwa, choć niechętnie. Lina zatrzeszczała pod bladymi palcami, gdy paznokcie wbiły się boleśnie w skórę, a ciemne chmury zebrały się nad słoną wodą. Ryba upadła z głośnym plaskiem pod stopy bruneta i wierzgnęła w ostatniej próbie powrotu do wody. Akutagawa odwrócił wzrok, gdy sprawne dłonie rudzielca ogłuszyły zwierzę szybkim uderzeniem młotka w łeb.

-Zabijasz ludzi, a brzydzisz się rybki? - zadrwił, przeskakując nad skrawkiem wody oddzielającej łódź od chłopaka i stanął pewniej na doku.

-Nikogo jeszcze nie zabiłem - mruknął, ocierając dłoń o wciąż zdrowiejący bark.

-Nikogo? - zapytał, próbując sobie przypomnieć czy na ich pierwszej bitwie padło więcej ciał niż od jego miecza i szponów Nakajimy. Brunet miał jednak rację, bo Chuuya nie potrafił powiedzieć z pełnym przekonaniem czy na drodze leżały ciała. Wszystko co pamiętał to kwiecisty dywan sunący powoli w głąb Japonii. - Kiedyś trzeba zacząć - mruknął w końcu, zawiązując linę na ogonie, by w spokoju zanieść ich przyszłą strawę na plecach niczym prosty tobołek. - Polecam od tak prostych rzeczy, mi pomogło. - Wzruszył ramionami z westchnieniem i spojrzał na niebo nad nimi. - Będzie sztorm, woda cofnie się rzeką i zaleje zamek.

-Skąd wiesz? - zapytał, również patrząc w górę, starając się dostrzec to, co widział rudzielec.

-Urodziłem się na łodzi rybackiej - mruknął, klękając prędko, by przywiązać łódkę do słupka i spojrzał ponownie w niebo, krzywiąc się, gdy pierwsze krople deszczu uderzyły w rumiany policzek. - Wracajmy.

Miasto opustoszało pod wpływem silnego wiatru, zrywającego liście i drobne kwiaty z pobliskiej jabłoni, jednak widok ten napawał przerażeniem, gdy znało się morderczą siłę płatków. Chuuya zakrył odruchowo twarz rękawem kimona i westchnął, wspinając się po kamiennych schodach w stronę jednego z wejść do zamku Osaki. Strażnik przepuścił ich z podziwem dla zdobyczy jaką przynieśli oraz lekkim rozbawieniem widząc zmokłe, przyklejone do czoła, rude kosmyki. Nakahara wiedział, że wygląda przez to mniej szlachetnie, o co starali się przeważnie wszyscy wokół, a jego wygląd można było porównać do nędznej przybłędy. Z czasem mało kto uważał go już za zwykłego chłopa, któremu poszczęściło się i złapał w gusta panicza, a częściej jako pełnoprawny syn generała Kensuke, z którym od ponad pół roku nie miał kontaktu. Tsushima skutecznie zajmował mu czas bezsensownymi rozmowami czy zwykłym proszeniem o towarzystwo podczas intensywnej partii planowania bitew. Shuji jednak nie prosił o ocenę, nie pytał o jego zdanie, jedynie pozwalał mu obserwować i Chuuya wiedział, że to jego szansa na nauczenie się wszelkich strategii pochodzących z genialnego umysłu szatyna. Poprawił rybę moknącą na plecach, gdy wszedł do kuchni, skąd widział jak część służby okrywa bramę słomianymi belami i workami z mchu. Samo przygotowanie jedzenia zajęło im wystarczająco sporo czasu, by sam Tsushima rozpoczął poszukiwanie rudzielca wśród murów zamku, znajdując go siedzącego na ziemi przed paleniskiem. Już wkrótce dołączył do nich Nakajima zaabsorbowany zniknięciem panicza z pokoju wspólnego, by zastać ich obserwujących płomienie pod filetowanymi kawałkami ryby. Ciepłe sake spłynęło po gardle Nakahary, który przestał zastanawiać się już nad momentem, kiedy alkohol w ogóle pojawił się między nimi. Jęknął cicho, czując jak procenty uderzają mu do głowy. Był jeszcze wystarczająco świadomy, by określić swój stan jako gorszy od innych. Nawet Nakajima, który był niezaprzeczalnie najmłodszy i nie powinien mieć do czynienia z silnymi trunkami, trzymał się lepiej po tej samej ilości płynów. Jęknął więc cicho, chowając twarz w kolanach i zadrżał, gdy chłodny palec począł wbijać się w jego czerwony policzek.

[BSD] Hana bzu - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz