Rozdział 4 - musiałem chronić ciebie

191 32 32
                                    

                   Pierwsze krople letniego deszczu opadły na ziemię gasząc ogniska pożerające dachy, po których Nakahara miał przemknąć według oczekiwań panicza. Nie mógł się jednak sprzeciwić, gdy został wytresowany do niemal kundlowskiego posłuszeństwa, będąc niczym więcej jak pięknym ptakiem w klatce na co dzień i hartem myśliwskim podczas walki. Chuuya posiadał wiele wątpliwości dotyczących planu, wiedział jednak, że plany Tsushimy były niezawodne, a sam szatyn w bardzo młodym wieku otrzymał tytuł stratega wojennego, gdy przed miesiącem, niewielka armia wysłana na jego rozkaz pokonała dwukrotnie liczniejszą wzdłuż szlaku do Hiroshimy. Rudzielec nie mógł zrobić nic innego jak zgodzić się na taktykę obmyśloną specjalnie dla niego, rudzika klanu Fukuzawa. Zdołał przytaknąć jedynie, gdy ciało opanowało drżenie strachu spowodowane pierwszą, poważną walką. Ta nie miała przypominać dotychczasowych potyczek z paniczem, który pomimo wielu gróźb nigdy nie starał się go zabić. Pamiętając jedną z pierwszych lekcji jaką uraczył go Shuji. Wróg nie oszczędzi go, ponieważ jest jedynie krnąbrnym dzieckiem, zabije go z łatwością łamiąc kruche kości. Jasne palce pogładziły miecz skryty wśród pasów kimona. Wziął głęboki wdech wspinając się po belkach, by zniknąć w końcu wśród dymu. Głośny śmiech Tsushimy przedostał się przez ciszę nocy, gdy błyski mieczy ich przeciwników pokryły drewniane ściany blaskiem księżyca. Żołnierze klanu Moriego zupełnie nie zdawali sobie sprawy z nieobecności jednego z chłopców, zupełnie jakby założyli, że mniejszy i szybszy nastolatek zbiegł już pozostawiając szalonego towarzysza za sobą. Szatyn rozłożył dłonie, złudnie poddańczo zanosząc się gromkim śmiechem, odwracając uwagę mężczyzn od szmeru poruszającego się ciała Nakahary nad nimi.

-Zamknij się gnoju - warknął jeden mierząc mierząc swym ostrzem w gardło chłopaka, który jako jedyny zauważył wściekły, niebieski wzrok w jego odbiciu.

-Nie będziesz mi rozkazywał nędzniku - warknął w końcu spoglądając w niebo, jakby starał się ułatwić samurajowi pracę. Kilku spojrzało za nim w obawie deszczu groźniejszego niż niewinne krople wody. Grad strzał nie nadszedł jednak lecz cień drobnej postaci przemknął wśród dymu mącąc jego delikatną fakturę.

-Jest jeszcze jeden - warknął samuraj starając się wypatrzyć w górze drugą postać.

-Niewiasta - mruknął jego towarzysz. - Zadziorna, zabawimy się z nią, gdy zabijemy tę płotkę.

-Jestem tutaj - powiedział z uśmiechem Shuji kładąc dłoń na rękojeści, gdy pierwsze cięcie miecza rudzielca rozpłatało szyję samuraja stojącego na końcu rzędu. Ciało upadło z łoskotem pełnej zbroi na kamienie alejki, a maska spadła z twarzy ukazując w połowie zwęgloną twarz. Tsushima skrzywił się na widok bestialskiego znaczenia żołnierzy, rozumiejąc już wszelkie historie o naturze Moriego i jego eksperymentach jako coś więcej niż jedynie bajki straszące prostych chłopów. Kolejne ciało upadło, gdy miecz Nakahary przebił się przez czaszkę lądując głęboko w ciele przeciwnika. - Zastanawiam się, czy głośno krzyczeliście z twarzami na płonącym kamieniu - warknął wyciągając miecz z tsuby, by rzucić go swemu podwładnemu. Stanął jednak zaskoczony, gdy chłopak zniknął prędko wśród plątaninie nędznych odnóży ociężałego wojska. Zatopił za to ostrze w gardle samozwańczego przywódcy grupy, gdy ostatni z samurajów padł martwy od własnego miecza. - Doskonale rudziku - sapnął, gdy drobne ciało rudzielca upadło z impetem na ziemię pod ciężarem długiego miecza i Tsushima mógł stwierdzić, że broń była większa od niego samego. Upadł na kolana czując jak mięśnie drżą ze strachu po pierwszej walce, a adrenalina opadła po groźbie śmierci. - Mówiłem, że damy radę - westchnął zmęczony zaciskając palce w zdenerwowaniu.

-Mogłeś zginąć gdybym się choćby potknął - jęknął odrzucając miecz wroga jakby ten zaczął go nagle parzyć. - Myślałem, że umrę.

-To we mnie celowano - odpowiedział z niesmakiem, jednak zmarszczka między brwiami, znacząca nadchodzącą wściekłość, złagodniała, gdy brązowy wzrok napotkał przerażone spojrzenie nastolatka obserwującego uważnie każdy skrawek ciała towarzysza. Otworzył usta, by wyrazić swoje obawy dotyczące dalszej walki z przeciwnikami klanu, gdy niebieska kula rozświetliła niebo przysłaniając swym pięknem nawet światło księżyca. Dla dwójki przyszłych samurajów, zmyślny wynalazek Chińczyków nie był jednak jaśniejącym cudem, a jedynie groźbą dalszego odbierania ludzkiego życia. - Rudziku.

[BSD] Hana bzu - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz