clarissa
W piątek Amelia postanowiła zaprosić damską część naszej paczki na noc. Po treningu cheerleaderek wróciłyśmy do naszych domów, aby odświeżyć się oraz spakować na spotkanie, a już o osiemnastej razem z Madison wchodziłam do nowoczesnego domu Morton. Przywitałyśmy się z ciemnoskórą całusem w policzek, a następnie skierowałyśmy się w stronę szklanych schodów, które prowadziły na kolejne piętro. W szybkim tempie znalazłyśmy się w przestronnym pokoju właścicielki, w którym była już Savannah. Po przywitaniu i odłożeniu rzeczy na podłodze zajęłyśmy odpowiednie dla nas miejsca. Oparłam się wygodnie o zagłówek łóżka, biorąc pod plecy jedną z pastelowych poduszek, a siedząca obok Amelia, położyła głowę na moim ramieniu. Siedzące na dużych poduszkach na ziemi Madison oraz Savannah wpatrywały się w ekrany swoim smartfonów.
— Jak z Asherem? — spytałam, gładząc dłonią ramię ciemnowłosej.
— Idziemy jutro razem na bal u burmistrza — odpowiedziała z wielkim uśmiechem, przez co i ja się uśmiechnęłam. — Ten bal jest wyjątkowo nudny i jedyne co się tam robi, to tańczy do wolnych piosenek, je, pije oraz czasem rozmawia, ale ze względu na to, że to twój pierwszy bal, postaramy ci się go jakoś umilić.
— Przywykłam do takich rzeczy. W Nowym Jorku często bywałam na różnych wystawnych przyjęciach albo bankiety — odparłam. Od maleńkości chodziłam takie spotkania, aby jak to mówiła moja matka, zaczęła się przyzwyczajać, bo w przyszłości będą ich stałą bywalczynią. I to nie tak, że Mary Carter zaplanowała moją przyszłość i jasno dawała mi do zrozumienia, na jakie studia mam pójść, ja miałam wolną rękę i mogłam sama zdecydować, co chce robić w życiu. Jednak przez status społeczny i pochodzenie, było wiadome, że nie raz dostanę zaproszenie na jakiś bankiet czy bal u jakieś osobistości. Szczerze mówiąc kiedy jeszcze mieszkałam w Nowym Jorku i chodziłam na takie rzeczy, nie byłam do nich specyficznie nastawiona, a wręcz przeciwnie, właściwie na swój sposób je lubiłam. Eleganckie, pełne przepychu spotkania były oderwaniem od rzeczywistości. Mogłam również poznać rówieśników, którzy siłą zostali zabrani i nie mogli wyjść, bo opinia publiczna była najważniejsza. I cóż, chyba nigdy nikogo nie zdziwił fakt, że ja do tych osób nie należałam. Od zawsze robiłam, co chciałam, nawet jak było to skrajnie nieodpowiedzialne i może to właśnie przez mój egoizm straciłam kilka osób, ale to tylko może, bo nie wszystko było moją winą.
— Jakie macie sukienki? — pytanie Savannah wyrwało mnie z chwilowego letargu, przez co spojrzałam na zaintrygowaną szatynkę z delikatnym uśmiechem. — Planowałam ubrać szmaragdową sukienkę.
— Podkreśliłaby kolor twoich oczu. Najlepiej jakby była przylegająca, żeby podkreślić twoją szczupłą figurę. Dekolt z dużym wycięciem też byłby dobry — odpowiedziałam, a dziewczyny wlepiły we mnie zdziwione spojrzenia.
— Chcesz zostać projektantką czy co?
— Jedna z wielu opcji, Maddie. — Uśmiechnęłam się, a moje towarzyszki skinęły głową. Od maleńkości uwielbiam projektować ubrania w jakiś książeczkach oraz czytać magazyny o tej tematyce, jednak nigdy nie myślałam o zawodzie projektantki, robiłam to dla zabawy i zabicia czasu, jednak ostatnio poważnie się nad tym zastanawiam. — Na twoim miejscu, Madison, założyłabym ciemny fiolet, a Amelii pasowałby ciemny grant.
— Jakieś wycięcia? Co mi co podkreśli? — dopytała Morton, a ja już wiedziałam, że szykuje się długa rozmowa.
I nie myliłam się. Spędziłyśmy co najmniej godzinę na rozmowie o typach sukienek oraz odpowiednich dodatkach. Na białych kartkach, jakie dostałam od Amelii, narysowałam projekty sukienek, jakie według mnie idealnie by do nich pasowały. Każdej z nich aż za bardzo spodobały się moje rysunki i zgodnie stwierdziły, że na kolejną okazję poproszą mnie o pomoc w wyborze odpowiednie stroju.
CZYTASZ
Destroy Me [zakończone]
Romance"Zniszczeni szukaliśmy szczęścia w nieodpowiednich miejscach." Clarissa Carter myślała, że przeprowadzka do Fort Collins wniesie odrobinę kolorów do jej życia. Życie w nowym mieście miało być o wiele prostsze i bezproblemowe, jednak dziewczyna nie w...