27 - to moja wina

1.4K 66 47
                                    

clarissa

Od tygodnia nie wyszłam z domu.

Od tygodnia widziałam tylko twarze mamy, babci Cecelii, dziadka Felix'a, Jacksona, Nathaniela i Alberta.

Od tygodnia nie widziałam żadnych innych twarzy i nie rozmawiałam z kimś, kto nie był domownikiem.

Wyjście z pokoju sprawiało mi trudność, więc nawet nie myślałam o wyjściu z domu. Większość czasu spędziłam w łóżku, leżąc pod kocem z Brunem i laptopem, oglądając film czy serial albo czytając książkę, aby uciec myślami od własnych problemów. Byłam w stanie robić tylko te dwie czynności, ponieważ dzięki nim nie skupiałam się na własnych problemach, czego zdecydowanie pragnęłam.

Nie chciałam zaniedbywać przyjaciół, wiedząc, że się o mnie martwią, ale przez pierwsze dwa dni tuż po samym weselu, samo podniesie telefonu, sprawiało mi trudność, więc odpowiadaniem na wszelkie pytania zajęli się Nathaniel i Jackson, którzy swoją drogą cholernie mi pomagali. Kiedy mój stan psychiczny i fizyczny się minimalnie poprawił, starałam się być z nimi na bieżąco, ale stało się to wycieńczające i zabierało mi zbyt dużo czasu, który mogłam spożytkować w o wiele lepszy sposób niż pisanie z nimi o głupotach, więc ograniczyłam się do odpisywania im dwa razy dziennie, co na moje szczęście im wystarczyło, ponieważ mogli być na bieżąco ze wszystkimi wiadomości dotyczącymi mnie.

Dziadkowie, mama i Albert również starali mi się pomagać, choć nie zawsze im to wychodziło. Robili wszystko po swojemu, nie zważając na to czego ja pragnę. Tak więc, w przypływie gniewu wygarnęłam in wszystko i poprosiłam o pozostawanie mnie w spokoju. Zastosowali się do mojej prośby i starali się nie wchodzić mi w drogę.

Nathaniel i Jackson przez ten czas stali się mi najbliższymi osobami. Praktycznie tak jak ja nie wychodzili z domu, ponieważ chcieli być przy mnie. Wychodzili jedynie do sklepu, ale tylko i wyłącznie w sytuacji, kiedy miałam jakieś zachcianki dotyczące jedzenia czy picia (zdarzało się to bardzo rzadko), a oni nie chcieli fatygować dziadków czy rodziców. Czasami miałam ich serdecznie dość, ponieważ potrafili siedzieć w moim pokoju przez okrągłe trzy godziny, a ja w tym czasie nie mogłam robić nic innego jak tylko patrzeć się na nich i rozmawiać lub patrzeć się w zupełnie inną stronę i milczeć, mimo wszystko miło było mieć ich koło siebie.

— Dzisiaj jest taka piękna pogoda, Lissa. Nie możesz wiecznie siedzieć w pokoju.

Usłyszałam słowa Jacksona koło godziny dwunastej, kiedy to dopiero się obudziłam. Nie spałam już od dobrych trzydziestu minut, więc zdążyłam się umyć i przebrać w wygodne i luźne rzeczy, ponieważ lipiec był wyjątkowo ciepły. Siedziałam na moim łóżku, szukając nowej książki. Moje zajęcie zostało przerwane.

— Zapuścisz tutaj korzenie.

Spojrzałam na chłopaka znad ekranu iPada. Przewróciłam oczami i westchnęłam z irytacją. Pokazałam mu środkowy palec, co skwitował parsknięciem. Wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na szafkę nocną.

— Może już je zapuściłam  — fuknęłam, wstając z łóżka.

Zgarnęłam z biurka czarne okulary przeciwsłoneczne, następnie założywszy je, wyszłam z Jacksonem z pokoju.

— Gdybyś zapuściła tam korzenie, to byś nie wyszła z pokoju  — odparł, schodząc po schodach koło mnie. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową z niedowierzaniem.  — Widzę, że komuś dzisiaj humor dopisuje  — dodał, szturchając mnie.

— Jakoś tak lepiej się dzisiaj czuję.  — Wzruszyłam ramionami.

Jackson w odpowiedzi zarzucił mi swoje ramię i przyciągnął do siebie, całując mnie w głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem na jego gest, czując się odrobinę bardziej szczęśliwa.

Destroy Me [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz