dziesięć lat później
charles
— Gdzie ty, do cholery jasnej, jesteś?! Powinieneś być już na miejscu!
Przewróciłem oczami, słysząc donośny głos Constance Carter. Zacisnąłem dłonie na skórzanej kierownicy mojego Bentleya i wcisnąłem mocniej pedał gazu, gdy sygnalizacja pokazała pomarańczowe światło. Miałem w dupie to, że mogłem dostać mandat. W tym momencie liczyła się dla mnie jedynie moja żona na porodówce.
— Zaraz będę! — odkrzyknąłem do telefonu, wyprzedzając rozwalającego się Fiata, który jechał dwadzieścia na godzinę.
Kobieta mruknęła coś pod nosem, po czym rozłączyła się pierwsza, nie dając mi nic więcej powiedzieć. Wiedziałem, że zawaliłem sprawę, ale nie mogłem przecież przewidzieć, że akurat dzisiaj, podczas mojej rozprawy sądowej, którą oczywiście wygrałem, moja żona zacznie rodzić nasze drugie dziecko. Nie byłem pieprzonym jasnowidzem.
Przyspieszyłem po raz kolejny. Wskaźnik na tablicy rozdzielczej unosił się w górę, niebezpiecznie zbliżając się do końca. Nie przejmowałem się tym. Myślałem jedynie o mojej żonie, synku i córeczce, która właśnie wychodziła na świat.
Cztery lata temu urodził mi się syn. A dwa lata temu wziąłem ślub z kobietą, którą kochałem od liceum. Nasza droga była dość skompilowana. Musieliśmy pokonać mnóstwo przeszkód, aby ostatecznie być razem. Znaleźliśmy do siebie drogę i razem byliśmy cholernie szczęśliwy.
Clarissa Carter-Collins była moją żoną, a ja byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Była moim ideałem. Moim domem. Moją ostoją.
Była moim wszystkim.
W pośpiechu wysiadłem z samochodu, który zamknąłem, biegnąc do szpitala. Clarissa była na porodówce, która znajdowała się na trzecim piętrze. Pieprzony angielski szpital.
Właśnie. Kiedy Clarissa była w piątym miesiącu ciąży z naszym synem, postanowiliśmy przeprowadzić się do Anglii. Właściwie to Clarissa podjęła taką decyzję, a ja jedynie się na nią zgodziłem. Najpierw kupiliśmy apartament w centrum Cambridge, a potem wzięliśmy się za budowę domu, w którym już mieszkaliśmy. Nasz dom nie był wyrafinowany. Był skromnym jednopiętrowym domem z przestronnym salonem, kuchnią oraz jadalnią i pięcioma sypialniami. Mieliśmy też duży ogród z basenem i nowo wybudowanym placem zabaw dla naszych dzieci.
Przeprowadzka była trudna. Zostawiliśmy naszych przyjaciół i rodziny w USA. Jednak Amelia i Asher byli na miejscu i zawsze nam pomagali. Z czasem przeprowadzili się tutaj również dziadkowie Clarissy oraz Jackson, którzy teraz mieszkali na tym samym osiedlu, więc byliśmy w stałym kontakcie. Amelia i Asher doczekali się córki, Sarah i teraz mieszkali w apartamencie w Oxfordzie.
Na korytarzu przed salą stali dziadkowie Clarissy, Jackson oraz nasz syn. Czterolatek rzucił się na mnie, gdy tylko mnie zobaczył. Podniosłem go z ziemi i przytuliłem.
Carden Collins był czteroletnią kopią mnie. Miał burzę brązowych włosów po mnie oraz brązowe oczy po mojej cudownej żonie. Charakter miał jednak po matce, co nawet mnie cieszyło. Był energiczny, uparty i czasami wybuchowy.
— Mogę do niej wejść? — spytałem, podchodząc do nich.
— Gdybyś przyjechał jakieś trzy godziny wcześniej, to tak — odparł Jackson, opierając się o białą ścianę obok drzwi. — Teraz to niemożliwe.
— Byłem na rozprawie sądowej — syknąłem. — Nie mogłem się z niej urwać.
Jackson Avery, który nic się nie zmienił przez te wszystkie lata, wzruszył jedynie ramionami. Ponownie utkwił wzrok w ekranie swojego telefonu, nie obdarzając mnie kolejnym spojrzeniem.
CZYTASZ
Destroy Me [zakończone]
Romance"Zniszczeni szukaliśmy szczęścia w nieodpowiednich miejscach." Clarissa Carter myślała, że przeprowadzka do Fort Collins wniesie odrobinę kolorów do jej życia. Życie w nowym mieście miało być o wiele prostsze i bezproblemowe, jednak dziewczyna nie w...