15. Powitanie lata i to przeczucie

247 22 31
                                    


- Wszystko wygląda tak jak to zostawiliśmy – stwierdził dziadek przekraczając próg salonu.

- Nikomu nic się nie stało, las wygląda normalnie – odezwał się Warren wchodząc zaraz za dziadkiem.

Rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu wszyscy wydawali się czuć nie pewnie. Tak jakby oczekiwali trzęsienia ziemi, zawalenia sufitu czy po prostu nagłej śmierci. Drogę z bunkra do domu przebyliśmy w zawrotnym tempie, nie oglądając się za siebie, chcąc zapomnieć że to wszystko się wydarzyło.

- Musimy być czujni – powiedziałam – nie ważne, że teraz wszystko wydaje się idealne. Coś może się stać kiedy najbardziej nie będziemy się tego spodziewać.

***

- Tęsknisz za nim ? - spytała Vanessa podając mi klamerki którymi przypięłam białe prześcieradło w celu wysuszenia go.

- Trochę ... bardzo – mruknęłam smętnie.

- Teraz nasuwa się pytanie – zaśmiał się Warren chwytając Van pod boki i patrząc na mnie ze złowieszczym uśmiechem – Powiedziałaś to myśląc o Paprocie czy o Marco ?

- Nienawidzę was – warknęłam i chwyciłam kosz z praniem który przeniosłam do następnego sznurka.

Kilka dni po wyjściu z bunkra Rita wróciła do Meksyku a Marco dość przygnębiony brakiem siostry, zaszył się w pokoju i nie miał ochoty widywać się z nami częściej niż to konieczne. Paprot natomiast wrócił do Królestwa Wróżek które powoli kończyło swoją odbudowę. Cały czas prześladowało nas wszystkich przeczucie iż zapomnieliśmy o czymś ważnym.

- Seth razem z Satyrami organizuje dzień powitania lata – prychnął Warren pocierając lekko sparzone słońcem ramie.

- Nie żartuj – mruknęłam zażenowana.

- To pewnie pomysł Nowela i Dorena – powiedziała Van – Tańce dookoła ogniska, tenis, oglądanie telewizji i żelki w kształcie misi. Słyszałam jak dzisiaj rano rozmawiali o tym ze Stanem a on zgodził się pod warunkiem że przez kolejne dwa tygodnie będą odwalać za niego czarną robotę.

- Stan i utargi z satyrami ? - zaśmiałam się i rozwiesiłam ostatni już element prania – Tego jeszcze nie grali.

***

- Kendra proszę – kolejny raz zostałam pociągnięta za rękę – tylko jeden taniec.

- Nie Verl, przetańczyłam z tobą już trzy piosenki – warknęłam.

- Kendra przecież to twoja ulubiona piosenka – satyr dalej stał natarczywie blisko przestępując z nogi na nogę.

- Jeżeli dama mówi „nie" to znaczy że masz zjeżdżać – usłyszałam za sobą męski głos a po chwili latynos usiadł na kamieniu tuż obok mnie.

- Jak się czujesz ? - spytałam chłopaka, kątem oka patrząc jak zestresowany satyr chowa się za jednym z drzewek.

- Już lepiej – powiedział – musiałem trochę odreagować, ten wyjazd Rity, czas spędzony w bunkrze, rozłąkę z rodziną i sytuacje między nami...

- Rozumiem – mruknęłam opierając głowę na jego ramieniu – to był trudny czas dla wszystkich.

Siedzieliśmy na płaskich kamieniach rozstawionych wzdłuż żywopłotu i obserwowaliśmy co dzieje się wokół stawu. Niedaleko jeziora paliło się ognisko wokół którego tańczyły driady co jakiś czas wirując wokół stojących nieopodal centaurów których główną rozrywką było siłowanie się na rękę z słabszymi niczego nieświadomymi satyrami. Rodzice z dziadkami siedzieli na molo odwróceni do nas tyłem i obserwowali tańczące wkoło wróżki. Tuż za rozległymi krzewami siedzieli Doren, Nowel, Seth i Warren delektując się piwem kremowym. Co jakiś czas Seth patrzył w moją stronę a ja teatralnie odwracałam wzrok udając że nie widzę tego jak jest demoralizowany. Verl dalej chował się za jednym z drzew bojąc się konfrontacji z Marco który teraz rozmawiał z jednym z młodych centaurów. Spojrzałam na taflę stawu w której odbijał się lekko niebieski księżyc, woda co chwila mącona była przez najady które wyłaniały swe szpony ilekroć ktoś nierozważny stanął zbyt blisko brzegu.

Walka o świtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz