Weszłam do domu gdzie pachniało już owsianką przygotowaną przez babcie Larsen. Dochodziła godzina ósma rano a tata właśnie szedł po schodach aby mnie obudzić. Odchrząknęłam głośno zwracając tym uwagę wszystkich siedzących przy stole w kuchni. Dale zakrztusił się kawą a mama i dziadek Stan wpatrywali się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Trochę makijażu, lekka zmiana ubioru i nowa fryzura może jednak zadziwić.
- Dzień dobry wszystkim – uśmiechnęłam się rozpinając pelerynę i zdejmując buty. Usiadłam przy stole obok Vanessy która przyglądała się kwiatom w warkoczyku.
- Gdzie byłaś ? – tata zajął swoje miejsce obok mamy i dosypał borówek do swojej owsianki.
- W Grunholdzie, potem u satyrów a następnie spędziłam trochę czasu z driadami. Nawlekłam też flagi na maszt i zrobiłam oznaczenie – zaczęłam wymieniać napotykając zaskoczone miny domowników.
- Aktywnie – mruknął dziadek Larsen ocierając ręce serwetką.
- Biorę to na poważnie – odpowiedziałam polewając moją porcje miodem.
- Kendro, kiedy skończysz jeść chciałbym prosić byś przyszła do mojego gabinetu – dziadek wstał od stołu i chwycił w dłoń kubek z herbatą poczym udał się na górę.
Po chwili również odeszłam od stołu i wspięłam się po schodach kierując się w stronę gabinetu.
- Stało się coś ? – zapytałam siadając w jednym z foteli.
- Jeden z naszych wysłanników odnalazł torbę Warrena zawieszoną na pnączu spadającym w przepaść – dziadek oparł czoło na zaciśniętej pięści.
- Myślisz że spadli – wyszeptałam powstrzymując łzy.
- Na chwilę obecną nie mam nawet siły tak myśleć. Poszukiwania nadal trwają a my w tym czasie musimy przygotować się na przyjęcie kandydatów – odparł.
- Kiedy przyjadą ? – spytałam bawiąc się kwietnym warkoczykiem.
- Za dwa dni, będą mieszkać w pokojach gościnnych na parterze. Martwi mnie jeszcze jedna rzecz – otworzył jedną z szuflad i położył na blacie jeden z bardzo starych dzienników opiekunów – otwórz go na stronie setnej.
Wzięłam do rąk rozpadającą się książkę i delikatnie zaczęłam przewracać strony. Strona z numerem sto była prawie pusta, lekko pożółkła a na samej górze niedbałym pismem zamieszczono kilka niezwiązanych ze sobą słów.
„KILKA NOCY W ROKU, PRZEMIENIA SIĘ W TRZY DNI, SCHRON, DOM NIE JEST BEZPIECZNY, DWADZIEŚCIA PIĘĆ PEŁNYCH OBROTÓW RYDWANU, PO CAŁKOWITYM ZAĆMIENIU GWIAZDY, ŚMIERĆ, ZAKLECIE, OCHRONA LASU, SCHRON PIĄTY STOPIEŃ NA GÓRĘ, GABINET SZAFA, PRAWDZIWA MAGIA, OSIEM OBROTÓW W PRAWO, DWA W LEWO, JEDEN PEŁNY OBRÓT W PRAWO, NOC ŚMIERCI, DZIEŃ SPUSTOSZENIA, NOC ŚMIERCI, DZIEŃ SPUSTOSZENIA, NOC ŚMIERCI, DZIEŃ SPUSTOSZENIA"
- Co to znaczy ? – spytałam
- Nie mam pojęcia, lecz może być to coś strasznego, w dziennikach innych opiekunów znalazłem kilka nawiązań do tego tekstu, lecz nie próbowali rozszyfrować wiadomości a tylko spekulowali czy to co napisał Marle Lotro jest prawdą. Chciałbym prosić Cie abyś spędziła nad tym trochę czasu. W starej rezydencji znajdziesz z pewnością wiele książek które pomogą odkryć ci sens tej wiadomości.
- Kim jest Marle Lotro ? – przeczytałam nazwisko zamieszczone na pierwszej stronie dziennika.
- Z tego czego dowiedziałem się podczas oglądania tego dziennika był on czwartym z kolei opiekunem Baśnioboru, nie pozostał jednak na tym stanowisku długo ponieważ starszyzna magicznych istot uznała go za niepełnosprawnego umysłowo i przekazała stanowisko jego bratankowi .
CZYTASZ
Walka o świt
FantasyKiedy myślisz, że wszystko będzie dobrze dzieją się rzeczy których nie wyobrażałeś sobie w swoich najśmielszych snach. Baśniobór po raz kolejny staje w obliczu niebezpieczeństwa.