Przepraszam że tak długo mnie tutaj nie było ... ale wena nie przychodzi na zawołanie. Napiszcie co myślicie <3
Oparłam głowę o betonową ścianę spiżarni i głośno odetchnęłam, otwierając powoli oczy. Spojrzałam na położony u moich stóp plecak do którego Seth wrzucał część prowiantu. Chwyciłam stojącą obok mnie butelkę wody i upiłam z niej łyk przecierając zmęczone oczy.
- Za chwile kończy się moja zmiana przy drzwiach – wyszeptał brunet – musimy się pospieszyć.
- Z tego co obliczyłam, wschód słońca powinien być o 4:50 – powiedziałam – twoja zmiana kończy się o 5:00
- Wiesz że jeżeli coś w obliczeniach poszło nie tak, lub chmury zasłoniły słońce, przekraczając próg bunkra prawdopodobnie zginiemy – chłopak zapiął plecak i narzucił go sobie na ramiona.
Chwyciłam płaszcz z kapturem i zarzuciłam go na moją czarną bluzę. Chwyciłam kołczan ze strzałami oraz pas z fiolkami i skierowałam się do wyjścia ze spiżarni. Obydwoje musieliśmy niepostrzeżenie przemknąć obok pokoju wspólnego i sypialni w której obecnie odpoczywał czujny Marco. Sunęłam przy samej ścianie, gotowa aby w każdej chwili rzucić się do drzwi.
- Dostaniemy niezły opierdziel jak wrócimy – mruknął Seth – mieliśmy iść tam razem.
- Dobrze wiesz czemu idziemy we dwójkę – weszłam na pierwszy stopień – Marco, Vanessa czy Warren są zbyt ...
- Ludzcy – dokończył za mnie nastolatek również wlekąc się cicho po schodach – ja jestem zaklinaczem cieni a ty jesteś wróżkokrewna... ciemna i jasna strona.
- Jeżeli ktoś ma przetrwać to tylko my – powiedziałam i chwyciłam za korbę – mamy pięć godzin zanim reszta zauważy nasze zniknięcie.
- A Warren ? - Seth pomógł kręcić korbką – Ma teraz swoją wachtę.
- Nie zauważy że nas nie ma, ty mogłeś po prostu iść do łazienki lub kuchni a ja spałam ...
- Z Marco – uśmiechnął się złośliwie na co przewróciłam oczami – tak, domyśliłem się.
Kiedy usłyszeliśmy charakterystyczne kliknięcie mocno popchnęliśmy drzwi które zatrzasnęły się za nami kiedy tylko weszliśmy do gabinetu. Ze ściśniętym gardłem spojrzałam przez okno na słońce wschodzące nad horyzontem.
- Świta – odetchnął młodszy Sorenson – jednak nie jesteś takim debilem z matmy.
- Bardzo śmieszne – warknęłam i zarzuciłam kaptur na głowę chwytając naciągniętą cięciwę łuku – jeden z jeźdźców w każdej chwili może nas zobaczyć, musimy być czujni.
- Nie możemy się rozdzielać – mruknął chłopak.
- Jestem zdziwiona że to TY to mówisz – prychnęłam czując jak chłopak obwiązuje coś wokół mojego nadgarstka.
- Związywaliśmy się tym z chłopakami na misji żeby nie rozdzielić się w labiryncie – wytłumaczył wskazując na ciemnoniebieską wstążkę łączącą nasze nadgarstki – nie krępuje ruchów, rozciąga się nie spowalniając ręki ale nie pozwala od siebie odejść na więcej niż dziesięć metrów.
- A co w wypadku ucieczki ? - spytałam przyglądając się materiałowi.
- W przypadku zagrożenia sama się rozerwie – powiedział – ale to naprawdę kryzysowe sytuacje.
Kiwnęłam głową i poczekałam aż chłopak wyciągnie miecz po czym ostrożnie otworzyliśmy drzwi gabinetu wychodząc na korytarz. Powoli rozejrzałam się na około a następnie zaczęliśmy schodzić na parter. Prosto z klatki schodowej skierowaliśmy się w stronę drzwi wyjściowych. Spojrzałam przez małe witraże lecz na zewnątrz nadal panowała szarówka przez co nie byłam w stanie nic zobaczyć. Panowała głucha cisza a ja my niepewnie naciskaliśmy złotą klamkę. Poczułam nagle jak oblewa mnie zimny pot a po reakcji Setha od razu wiedziałam że również coś poczuł. Obydwoje mieliśmy gęsią skórkę na rękach a brunet zaczął głośno oddychać. Poczułam na sobie palący wzrok. Powoli odwróciłam się i spojrzałam na koniec holu. Oparłam się o drewnianą powłokę a oczy zaszły mi łzami. Chłopak zacisnął mocno powieki ale nie był w stanie odwrócić głowy. Jak za mgłą widziałam rosłego człowieka na wielkim koniu który przyglądał nam się oczodołami pozbawionymi gałek ocznych.
CZYTASZ
Walka o świt
FantasiaKiedy myślisz, że wszystko będzie dobrze dzieją się rzeczy których nie wyobrażałeś sobie w swoich najśmielszych snach. Baśniobór po raz kolejny staje w obliczu niebezpieczeństwa.