14 Ostatnia noc

380 25 60
                                    

Baaaaardzo króciutki rozdział ale w najbliższym czasie będą pojawiać się właśnie takie. Ten rozdział chciałabym zadedykować  Angelka_luna i sister0000001 które komentują każdy rozdział i zawsze napiszą coś ciekawego <3 Kochani proszę o jakieś pytanka do bohaterów lub do mnie bo zamierzam kiedyś zrobić taki bonusik, podejdźmy do tego z humorem! A teraz zapraszam na rozdział <3


Oparłam się o drzwi bunkra głośno i szybko oddychając. Nogi zaczęły mnie mrowić z powodu zbyt dużego wysiłku a w uszach szumiała mi krew.

- Biegłeś – wyszeptałam.

- Tak jak się umówiliśmy – odparł Seth – nie ważne co się stanie, biegniemy do bunkra.

- Ta iluzja była tak prawdziwa – mówiłam, dalej przytulona do zimnej powłoki – tak, realistyczna.

- Woda na pustyni, załamanie światła – mruknął – przepowiednia od samego początku mówiła o iluzjach ale pomimo tego kiedy zobaczyłem cie martwą ...

- Przez chwilę zapomniałam że to jedynie wytwór mojej wyobraźni – przyznałam.

- Chodźmy – chłopak pociągnął mnie lekko za rękę schodząc stopień niżej – jest szansa ze nikt jeszcze nie zauważył że nas nie ma.

- Szczerze wątpię – powiedziałam kiedy przed nami pojawił się rozwścieczony Warren.

- Co wy do cholery wyprawiacie ?! - wrzasnął a w przeciągu sekundy przed schodami zgromadziła się cała reszta - Jak śmialiście wyjść stąd i nic nam do kurwy nędzy nie powiedzieć ?

Spojrzałam na rodziców i dziadków którzy patrzyli na nas ze strachem i zawodem. Spojrzałam na Marco i Paprota którzy w przerwach między zabijaniem się wzrokiem skanowali nas badawczo. Warren wraz z Dale'm wściekli stali z przodu i ciskali w nas piorunami, a Vanessa i Tanu stali z boku i starali się nie wtrącać do zaistniałej sytuacji. Znowu poczułam się jak kiedyś. Dostawaliśmy w kość przez to jak postąpiliśmy – ja i Seth. Tak jak kilka lat temu, graliśmy rolę niesfornego rodzeństwa które czasami wie lepiej niż inni. Niestety rzeczywistość wróciła równie szybko jak zniknęła. Tym razem byliśmy rodzeństwem które miało racje, i narażało swoje życie by chronić innych.

- Co wy sobie myśleliście ? - dziadek Sorenson odezwał się cicho patrząc na nas oczami pełnymi bólu.

Nie byłam w stanie się odezwać, czułam jak bardzo się o nas martwili. Z jednej strony było mi ich żal, z drugiej, cieszyłam się że nie musiałam ich narażać na tak wielkie niebezpieczeństwo.

- Kendra musi odpocząć – powiedział Seth po czym złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę sypialni.

Kiedy reszta podążyła za nami, jak najszybciej zamknęliśmy drzwi i zabarykadowaliśmy je dużą komodą. Przez następne kilkadziesiąt minut Warren i dziadek Stan uspokajani przez babcie Ruth i Vanesse, rzucali w naszą stronę pretensjonalne pytania na które my nie zwracaliśmy uwagi.

***

- Rozumiecie ? - zapytałam kiedy rankiem przy śniadaniu wraz z Sethem opowiedzieliśmy im całą sytuacje – nie mieliśmy wyboru ...

Atmosfera wydawała się lepsza i czystsza z czego wszyscy byliśmy zadowoleni. Powoli zaczynaliśmy się pakować gdyż zaraz po wschodzie słońca mieliśmy wyjść na zewnątrz. Dzisiejsza noc miała być ostatnią spędzoną pod ziemią.

- Kendra – Van weszła do środka – wszystko spakowane, jesteśmy gotowi.

- W takim razie wystarczy obliczyć wschód słońca – powiedziałam i kiwnęłam głową w stronę mamy która podała mi zeszyt z ołówkiem.

Godziny mijały, a wszyscy spędzaliśmy ten czas siedząc ponuro i wyczekując odpowiedniej godziny. Słońce z pewnością już zaszło a my powoli kładliśmy się spać. Czekałam aż wszyscy zasną a następnie skierowałam się w stronę wyjścia z bunkru. Położyłam jedną dłoń na powłoce drzwi natomiast palcami drugiej oplotłam rączkę korbki.

- Nawet o tym nie myśl – usłyszałam za sobą ciche mruknięcie.

- Nie myślę – powiedziałam i usiadłam na schodku robiąc chłopakowi miejsce obok – to był tylko taki odruch.

- Bałem się o ciebie – powiedział – wstaliśmy rano i okazało się że zniknęliście. Twoi rodzice i dziadkowie odchodzili od zmysłów.

- Nie udawaj że nie wiesz dlaczego poszłam tam z Sethem – wyszeptałam.

- Oczywiście, że wiem – zaśmiał się lekko – obydwoje jesteście inteligentni i sprytni. To było oczywiste że prędzej czy później ... weźmiecie sprawy w swoje ręce.

- Tęsknie za byciem dzieckiem – potarłam rękami zmęczone oczy – za beztroskim kąpaniem się w basenie, łapaniem wróżek i szukaniem ukrytych czekoladek...

- Każdy kiedyś musi dorosnąć – stwierdził – dla ciebie nadeszło to zdecydowanie za wcześnie i to w dodatku w rzeczywistości dużo mroczniejszej niż ta ludzka.

- Kiedy byłam tam na górze – wzięłam głębszy oddech – wszystko wydawało się być martwe, szare, zwiędnięte, ale co jakiś czas kiedy skupiałam się bardzo mocno... widziałam to co naprawdę się tam działo.

- To znaczy ? - chłopak przysunął się do mnie i objął ramieniem moje drżące z zimna ciało

- Płonący las, ruiny rezydencji – mój głos zaczynał lekko drzeć – szczątki i szkielety magicznych istot...

- Nie martw się ... - potarł kciukiem mój policzek - kiedy wyjdziemy, wszystko będzie po staremu ...

- Mam taką nadzieję – uśmiechnęłam się lekko – Czemu tak bardzo się zmieniliśmy ?

- Z wiekiem każdy się zmienia – mruknął i spojrzał prosto w moje oczy – ale niektóre uczucia pozostają niezmienne ...

- Czekaj ... - wyszeptałam wiedząc co ma zaraz nastąpić, przypomniałam sobie nasze wspólne przygody, nocne wyjścia i pocałunki. Przypomniałam sobie także brązową czuprynę i kakaową skórę.

- Kocham cię ... - chłopak nachylił się w moją stronę na co jedynie zamknęłam mocno powieki.

- Nie powinieneś tego mówić – wyszeptałam wstając – Nie ten czas ... Paprot

Co o tym myślicie ?

Honey  <3

Walka o świtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz