Rozdział 2 Burak

733 33 8
                                    

Przyjechałam szczotka jeszcze raz po włosach. Spojrzałam ostatni raz w lustro i wyszłam. Droga zajęła mi może 2 minuty. Kiedy weszłam do środka, przy stoliku siedział generał Iroh, ale go nie było. Cóż za nowość...

- Witaj ciesze się, że przyszłaś- przywitał mnie- zaraz zaczniemy, ale jeśli jesteś głodna możesz już śmiało jeść. Zaparzyłem herbatę.

- Dziękuję generale, ja wezmę tylko coś dla siebie i pójdę już.- odparłam.

- Po pierwsze możesz jeść tutaj- powiedział- a po drugie ile razy mam ci mówić, abyś mówiła mi Iroh, bądź stryju.

Ahh...

- Dobrze stryjuuu- ale to dziwnie brzmi- wiesz o tym, że jeśli ja tu będę on nie przyjdzie.- dopowiedziałam.

Nagle usłyszałam trzask drzwi za sobą, wiedziałam, że to on. Nie chciałam się obracać, nie mogłam.

- Co ona tu robi?- No to zaczynamy zabawę.

- Ohh Zuko, uspokój się. Gdzie twoje maniery?- powiedział starzec.- przyszła zjeść z nami. Zaprosiłem ją, a ona się zgodziła. Czy to nie wspaniale?

- Nie- odparł szorstko- nie potrzebuje jej tutaj.

- Książe Zuko, proszę- zaczął stryj, ale wiedział, że i tak z nim nie wygra.

- Jeśli masz zamiar jeść z nią, jedz, ja pójdę do siebie.

Nie no zaraz nie wytrzymam.

- Wiesz co- zaczęłam wstając i zabierając swój talerzyk.- Ja nie chce być tu tak samo jak ty. Wystarczy powiedzieć "idź sobie, nie chce z tobą jeść"- powiedziałam podchodząc do niego- nie musisz grać jakiegoś buraka.
Ah no tak, przecież ty nie grasz- dodałam na jednym wydechu.

Z tyłu usłyszałam cichy śmiech Iroh. No tak, on tu nadal jest. Tak samo jak reszta służby... Trudno, trzeba zacząć teatrzyk. Jak zawsze...

- Co powiedziałaś?

- To co słyszałeś... daj spokój Zuko to tylko głupia kolacja, nic więcej. Ale jeśli tak bardzo nie możesz na mnie patrzeć proszę, idę. Dobranoc. - powiedziałam kierując się do drzwi

- To nie tak- usłyszałam jego cichy szept.

- A jak?- zapytałam odwracając się do niego twarzą. W jego oczach widziałam coś podobnego do bólu. Ale to nie możliwe.

- Nie ważne- odpowiedział po dłuższej chwili. Nie wiedząc co zrobić po prostu poszłam. W tle usłyszałam jeszcze głos stryja:

- Nie możesz tak jej traktować.

Nieprawda, może. To ja jestem zdana na niego nie on na mnie.

W swoim ,,pokoju" zjadłam kolacje i położyłam się do łóżka. Leżąc myślałam o młodym księciu. Co się z nim stało? Gdzie jest ten uroczy dzieciak, który wręczał mi róże?

Niestety nie mogłam zasnąć. Postanowiłam więc, że wyjdę na górę. Wzięłam płaszcz i poszłam. Na moje nieszczęście nie ja jedyna nie mogłam spać. Do góry w blasku księżyca, ćwiczył Zuko. Postanowiłam, że nie dam mu tej satysfakcji i nie uciekne. Poszłam więc do brzegu statku i wychyliłam się za barierke. Zuko nadal ćwiczył i w najlepsze mnie ignorował. Nie powiem irytuje mnie to, ale co ja mogę?

- To nie tak. -usłyszałam za sobą. Odwróciłam się a wtedy wpadłam wprost na tors chłopaka.

- Co nie tak?- powiedziałam najbardziej obojętnym tonem jaki tylko potrafiłam wydobyć z siebie.

- To nie tak, że nie mogę na ciebie patrzeć. - powiedział

- To o co ci chodzi? - zapytałam. Musze wiedzieć.

- Po prostu ja... chodzi o to, że... po prostu. - jąkał się. Zakłopotany Zuko, nie wierzę.

- Po prostu co? Wyduś to z siebie, Zuko.

- Nie chce cię niszczyć- odpowiedział, zbijając mnie z tropu- to moja wina, że tu jesteś. Nie powinnaś. Jesteś tu przeze mnie.

Nie no, tego się nie spodziewałam. Byłam gotowa na kłótnie.

- To nie tak Zuko- próbowałam coś powiedzieć, ale mi przerwał.

- A jak? Jesteś tu bo mi pomogłaś. Niszcze cie każdego dnia, a tego nie chce..

- Wcale nie!- przerwałam mu- jestem tu, bo tego chce, jasne?- powiedziałam chwytając jego twarz w dłonie- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nic ani nikt tego nie zmieni, słyszysz?

- Tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko.- odpowiedział ze spuszczoną głową.

O nie, zaraz będę płakać...

- Hej, spójrz na mnie- poprosiłam- nie jestem zła, tak? Po prostu nie zachowuj się jak burak, okej?

- Okej- odpowiedział ze śmiechem.

- Co robisz?- zapytałam żeby naprawić atmosferę.

- Ćwiczę. Musze złapać Avatara i odzyskać honor.

No taaak. Nie jestem co do tego przekonana, ale przecież mu tego nie powiem. Nie teraz. Avatar zniknął 100 lat temu, to nie możliwe żebyśmy go znaleźli.

- Okej- powiedziałam po dłuższej chwili.

- A ty co robisz?- zapytał

- Nie mogę spać- odpowiedziałam szczerze.

- Ja musze jeszcze poćwiczyć, więc...- Oh, on chyba chce mnie spławić.

- Dobrze, to nie przeszkadzaj sobie. Ja popatrzę.- powiedziałam.

Kiedy Zuko sie oddalił i zaczął ćwiczyć, nie mogłam wyjść z podziwu. Jak z takiego dzieciaka, który stawał w mojej obronie kiedy Azula mnie atakowała, stał się taki. Ma dopiero 16 lat a już jest dojrzalszy niż nie jeden dorosły. Podobnie jest ze mną. Jestem tylko rok od niego młodsza. Niestety los nas nie oszczędzał, musieliśmy dorosnąć tak szybko.

- Szlag!- usłyszałam

- Co się stało?- zapytałam podchodząc do niego.

- Nie wychodzi mi. Stryj potrafi zrobić to tak szybko. Jakby latał- odpowiedział

- Źle się za to zabierasz- powiedziałam bez namysłu.

- Taaaaa, bo ty wierz jak to powinno wyglądać, nawet nie panujesz nad ogniem- odpowiedział oschle. Au

Jeśli ja powiedziałam coś bez namysłu, on naprawdę nie myślał gdy to mówił. Gdy zrozumiał co powiedział jego mina mówiła sama za siebie.

- Hope, ja...- zaczął, ale nie chciało mi się go słuchać.

- Jest okej. Masz racje, ale obserwowałam jak robił to stryj. Technike mam w małym palcu. Mam ci pokazac jak to się robi czy nie?- powiedziałam trochę obojętnie.

- No... jeśli chcesz- odparł.

- Po pierwsze musisz zrobić większy rozkrok, po drugie łokcie bliżej ciała, a po trzecie przestań się spinać. Wygladasz jakby zaraz mózg miał ci egzplodować.- powiedziałam

Zuko wykonał moje polecenia i po chwili zaatakował tak jak powinien. Może nie było idealnie, ale lepiej.

- Udało się! Dziękuję- krzyknął- bez ciebie nie udało by mi się- powiedział uśmiechając się. Tego mi brakowało w nim. Tego uśmiechu.

- Widzisz, nie musze panować, żeby znać technikę- powiedziałam niezbyt uprzejmie.

Nie jestem na niego zła, ale zabolało mnie to co powiedział.

- Hope, posłuchaj, ja naprawdę...- zaczął próbując złapać mnie za rękę, zawsze tak robił, ale nie tym razem

- Nie Zuko, jest okej, naprawdę- powiedziałam odchodząc krok- jestem tylko zmęczona. Będę już uciekać. Dobranoc.

- Dobranoc- odpowiedział.

Kiedy wracałam pod podkład wiedziałam, że jutro Zuko znowu będzie oschły i zimny w stosunku co do mnie. Teraz juz wiem dlaczego tak jest. Nie przejmuje się tym, jest moim przyjacielem był przy mnie, więc teraz ja będę przy nim. Nie zważając na okoliczności i na to jakim jest burakiem. Z takim myślami zasnęłam.

Wygnana Nadzieja // Avatar Legenda AangaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz