Rozdział 24

66 10 12
                                    

Podróż do domu była jeszcze bardziej uciążliwa i nudna niż kiedy jechałyśmy do domu Alexandrii. Kiedy wsiadałyśmy do autobusu, na dworze było już całkowicie ciemno. Zajęłyśmy miejsca siedzące przy jednym z okien. Na dworze zaczął podać deszcz, uderzając w szybę okna. Kornelia cały czas była w mocnym szoku i chwilami w ogóle nie kontraktowała z otoczeniem. Zaczynałam się martwić. Jej oddech był nierówny i niespokojny, kiedy wpatrywała się w przestrzeń przed sobą.

- Kornelia? Wszystko w porządku? - zapytałam miękko, kładąc jej dłoń na ramieniu.

Popatrzała na mnie pustym wzrokiem. Zabawne, że pośród wszystkich osób w naszej grupie, to ona najbardziej kpiła ze mnie, kiedy mówiłam, że widzę duchy. Ani przez chwile nigdy nie myślała, że mogę mówić prawdę i wcale nie mieć omamów czy halucynacji. A teraz spośród naszej czwórki, no dobra piątki, to padło akurat na nią i to ona dowiedziała się jako pierwsza. Obstawiałam, że czuła się teraz zażenowana tymi wszystkimi obelgami, którymi rzucała przez ostanie paręnaście miesięcy pod moim adresem, kiedy mówiła, że ściemniam.

- To wszystko dzieje się naprawdę? - zapytała teraz cicho, zapewne po raz pierwszy w życiu pragnąć, naprawdę być wariatką, która powinna siedzieć w wariatkowie.

- Tak, to wszystko najprawdziwsza prawda.

- O matko, nie potrafię tego wszystkiego pojąć. Ty.. ty...

- ...jestem medium. - dokończyłam za nią. - Widzę duchy i potrafię z nimi rozmawiać.

Kornelia potarła sobie skronie, jakby nagle złapała ją migrena.

- Czy inni z naszej paczki wiedzą?

- Nie, do tej pory trzymałam to w sekrecie. Nie uwierzylibyście mi przecież bez dowodu.

- I tak po prostu widzisz dusze, które chodzą sobie po ziemi? - spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi, więc pokiwałam cierpliwie głową, po raz kolejny potwierdzając to, że jestem medium. - A one mogą jakoś wyczuć ciebie, skoro ty wyczuwasz je?

- Jeśli pytasz o to czy wytwarzam jakąś energie, które one mogą wyczuć i do mnie przyjść to nie. Nie promieniuje niczym takim, ale kiedy duchy znajdują się niedaleko mnie, to instynkt podpowiada im, że jestem w pobliżu.

- A czy w tym autobusie są jakieś duchy? - zapytała i tym razem w jej oczach widziałam ciekawość, a nie skołowanie tym wszystkim.

Rozejrzałam się zatem po pojeździe. Przy pani w błękitnej kurtce, która była w średnim wieku, siedział mały chłopiec, którego sylwetka była bardzo blada, teoretycznie przeźroczysta.

- Widzisz tamtą kobietę w niebieskim ubraniu? - wskazałam ją dyskretnie, a Kornelia pokiwał głową. - Obok niej siedzi chłopiec – pokazałam na fotel obok, choć dla mojej kompanki, był pusty, bo nie widziała tam nikogo. - Zakładam, że to jej syn, który zmarł jakiś czas temu. Duchy, po śmierci często trzymają się blisko osób, które były dla nich ważne za życia. W pewien sposób nam nimi czuwają i są ciekawe jak im się w życiu powodzi.

- To dlatego ojciec nawiedza Alexandrie?

Skrzywiłam się nieco na te pytanie.

- W tym przypadku sytuacja jest nieco inna. Widzisz, jej ojciec nie był, ani nie jest dobrą osobą. Po tym jak umarł trochę mu odbiło, a może stało się to już wcześniej, tak czy siak, po śmierci wpadł na szalony pomysł, by przejąć władzę nad światem i urządzić inwazje duchów. Jak się okazało, ten plan wcale nie był aż taki szalony i znalazł wiele popleczników. I teraz znajdujemy się na granicy wojny między żywymi, a umarlakami. Pracetor, bo tak nazywa się teraz ojciec Alexandrii, jest zdeterminować, by dopiąć swego i jak widać dowiedział się o ruchu oporu, o którym miał nie wiedzieć, a który chce go powstrzymać – powiedziałam to na jednym wdechu, a rozdziawiona buzia Korneli, podpowiadała mi, że jednak przesadziłam z ilością informacji.

- A ty do należysz to tego ruchu oporu tak? - dopytała Kornelia, kiedy już otrząsnęła się z szoku i zapewne dochodząc do takiego wniosku, na podstawie tego co słyszała w domu Alexandrii.

- Tak. Jako medium potrafię przeprowadzać duszę na drugą stronę. Jeśli zrobię to z Pracetorem unieszkodliwimy go i unikniemy wojny.

- O matulo, myślałam, że nic mnie już dziś nie zaskoczy, lecz apokalipsa trupów, przebija nawet wieści o tym, że jesteś medium. Nie wierze, że nam o tym nie powiedziałaś! Zataiłaś przed nami apokalipsę?! Choć w sumie z drugiej strony, jakbyś wyjechała z tym tekstem tak po prostu przy śniadaniu, uznałabym cię za wariatkę. Boże, trupy chcą zawładnąć naszym światem, kto wie ile czasu nam jeszcze zostało...

Jak prędko nic nie zdziałam, to naprawdę nie wiele czasu nam zostało, pomyślałam. Doszłam do wniosku, że może lepiej było nie mówić jej o wszystkim, bo mogła nie dać rady znieść tego psychicznie, ale Kornelia była twardą osobą, wiedziałam, że szybko upora się z tymi nowościami, by przejść nad nimi do normalnego trybu życia. Wierzyłam też, że zechce mi jakoś pomóc, w duszy skrycie na to liczyłam.

- A w sumie po co przyjechałaś dziś do byłego domu Pracetora? - zapytała Kornelia, bo jak widać jej ciekawość przezwyciężała niepokój.

- Potrzebowałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej, odkryć coś co pomoże mi go powstrzymać. W pewnym sensie można powiedzieć, że mi się udało. Ale niestety okazało się też, że w naszych szeregach rebelii jest zdrajca. A to bardzo niedobrze... - westchnęłam ciężko, zmęczona tym wszystkim.

- Wszystko jakoś się ułoży – powiedziała Kornelia z niespotykanym dla niej przejawem troski.

Naprawdę bardzo chciałam jej wierzyć, ale z dnia na dzień wszystko stawało się coraz bardziej zagmatwane i coraz bardziej niepokojące. Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam zanim całkowicie się załamie oraz zawaruje i wtedy psychiatryk rzeczywiście będzie miejscem do którego powinnam trafić.

Resztę drogi spędziłyśmy w milczeniu, bo żadna z nas nie wiedziała co mogłaby jeszcze powiedzieć, a Kornelia potrzebowała to sobie wszystko na spokojnie poukładać w głowie. Ja za to zastawiałam się jak powiedzieć o tym innym. Leo powinien uwierzyć bez większego trudu, zawsze wydawał się stać po mojej stronę, kiedy mówiłam o zjawach. Co do Harley, to nie miałam zielnego pojęcia jak zareaguje na takie wieści, bo z nią nigdy nic nie wiadomo i jakakolwiek próba przewidzenia tego jak postąpi, zazwyczaj była bezcelowa. Najbardziej obawiałam się o Aurelie. Ona zawsze wszystko brała na logikę i uwierzenie w coś co jest całkowicie nieracjonalne, mogło być dla niej trudne. Nawet jak by się starała, jej mózg odmawiała by pojęcia czegoś, co nie można naukowo wyjaśnić, bo taka już była.

Westchnęłam ciężko. Czemu wszystko jest takie trudne i zagmatwane? Ja chciałabym po prostu zwykłe życie, spokojne, może nawet ciut nudne. A co dostałam? Zamknięcie w psychiatryku, zdolności medium i główną rolę w ratowaniu apokalipsy przed umarlakami. No po prostu spełnienie marzeń.

W końcu nasz autobus dojechał na końcowy przystanek. Wysiadłyśmy w totalny mrok nocy i ruszyłyśmy w drogę do domu opuszczonymi uliczkami. Weszłyśmy na klatkę schodową tylnymi drzwiami, którymi było szybciej i ruszyłyśmy w górę schodów. Kiedy jednak stanęłyśmy przed drzwiami do mieszkania, moje ciało nawiedziło dziwne i niezrozumiałe napięcie. Spięłam się cała i na moja skórę wstąpiła gęsia skórka. Nie rozumiałam co się działo, ale podświadomie wiedziałam, że coś jest nie tak. Coś jest bardzo nie tak, ale nie wiedziałam co. Rozejrzałam się niespokojnie, ale nie dostrzegłam niczego podejrzanego. Kornelia zdawała się niczego nie wyczuwać, więc sama też kazałam sobie wyluzować i się uspokoić. To pewnie tylko nerwy i emocje dzisiejszego dnia, powiedziałam do siebie w myślach.

Z takimi myślami weszłam do mieszkania.

I stanęłam jak wryta.

Medium. Do zaświatów i z powrotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz