Rozdział 39

42 8 15
                                    

Siedziałam w salonie na kanapie zwinięta w kłębek z kolanami podciągniętymi pod brodę i próbowałam zachować resztki opanowania, ale szło mi nad wyraz opornie. Reszta moich towarzyszy milczała pogrążona w swoich myślach po tym jak podzieliłam się z nimi najnowszymi wieściami. Kaya, jedna z dusz z ruchu oporu, która odwiedzała nas od czasu do czasu by pomóc przy planowaniu wojny, wydawała się być równie roztrzęsiona i przerażona jak my wszyscy. Przez bardzo długi czas nikt się nie odzywał, nie było nic do powiedzenia.

Sytuacja wydawała się beznadziejna i wiedzieliśmy, że będziemy musieli to przeboleć i postawić się z powrotem na nogi, ale dzisiejszego wieczoru pozwoliliśmy sobie po prostu po ubolewać sobie nad stratą, zanim będziemy zmuszeni zaakceptować to jako fakt i przejść nad tym do porządku dziennego i do ustalania kolejnych planów wojny.

Tego dnia zasnęłam w salonie na kanapie tak jak siedziałam. Nie do końca wiem w którym momencie zamknęły mi się oczy, ale odpłynęłam w płytki i niespokojny sen, wciśnięta w oparcie kanapy. Ale nie dane mi było długo pospać.

Gdzieś dobrze po drugiej w nocy coś mnie znudziło ze snu. Początkowo zaspana nie bardzo wiedziałam co takiego, lecz szybko sobie uświadomiłam co to było. Mimo, że dom Aleksandry znajdował się w niewielkiej wiosce, gdzie ruch za dnia był nieduży, a w nocy już w ogóle nie istniał, teraz panował niespotykany zamęt na na drodze. Słyszałam syreny policji i karateki, które jeździły tam i z powrotem. Skonsternowana zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc co może być przyczyną takiej ilości karetek i policji w tak spokojnej okolicy.

Lecz chwilę później krew zmroziła mi się w żyłach, a na ramiona wstąpiła gęsia skórka, kiedy do wycia syren dołączyły ludzkie krzyki. Nie jakieś okrzyki zaskoczenia czy wystraszone głosy, nie, to były ewidentnie przerażone i pełne lęku wrzaski, które brzmiały jakby sam diabeł zstąpił na ziemie i urzeczywistnił wszystkie ludzkie koszmary.

Zlękniona i zdezorientowana tym co się dzieje, poderwałam się gwałtownie z kanapy i mimo szczerego niepokoju odnoście tego co się działo na zewnątrz, poczułam jak w żyłach działa mi adrenalina, która sprawiała, że mój mózg nie był w tamtym momencie bezużyteczną galaretką.

Nie zdążyłam się jeszcze zorientować co się dzieje, kiedy do pokoju wpadli moi towarzysze równie zaspani, zdezorientowani oraz przerażeni jak jak. No dobra, może tylko Harley nie była przestraszona, bo ziewała sobie w najlepsze i wydawała się wręcz znudzona oraz poirytowana, że wyrwano ją ze snu.

- Co się dzieje? - zapytałam, a kiedy żadne z mich przyjaciół nie było mi w stanie odpowiedzieć, podeszłam do okna by samej zobaczyć co się dzieje na dworze.

Kiedy odsłoniłam zasłonę, ujrzałam tylko drogę przed domem i stojący tam radiowóz na sygnale. Mimo że patrzałam uważanie nie umiałam dojrzeć nic co było by przyczyną całej tej sytuacji, a ta niewiedza nie wiedzieć czemu, przerażała mnie w tym samym stopniu.

W momencie, kiedy już miałam odsunąć się od okna, nagle coś niespodziewanie uderzyło w szybę od zewnątrz tak gwałtownie, że przerażona odsunęłam się z krzykiem. Drżąc na całym ciele, znów spojrzałam na to co walnęło w okno i po raz drugi nie potrafiłam uwierzyć w to co widzę. Za oknem, waląc pięściami w szybę, stał potwór.

Potwór był chyba najlepszym określeniem tego co wiedziałam, bo mimo że to coś wyglądało jak człowiek, zdecydowanie nim nie było. Zmusiłam się by znów spojrzeć na to coś, mimo że wszystko we mnie krzyczało bym tego nie robiła. Ten potwór rzeczywiście wyglądał jak człowiek, tyle że dość mocno zdeformowany człowiek, jakby jego ciało zaczęło się rozkładać i wyglądał on jak...

- Czy to jest zombie? - zapytałam zdławionym głosem, sama nie wierząc, że to mówię.

- Tak wygląda, choć jeśli mam być szczery w życiu nie widziałem zombie, co chyba że w "Nocy żywych trupów" – odpowiedział mi Leo, sam będąc w niemałym szoku i przerażeniu.

Medium. Do zaświatów i z powrotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz