Rozdział 2

262 32 2
                                    

Siedząc naprzeciwko doktora, jak zawsze potulnie słucham jego kazania, kiwając twierdząco głową, by na koniec powiedzieć mu co o tym wszystkim myślę. I tak w kółko od wielu miesięcy. Na konie jak zawsze przepisuje mi stos psychotropów, których zawsze potajemnie się pozbywam. Nie potrafię znieść kiedy jestem pod ich działaniem, wszystko jest wtedy takie przytłumione i ma ważnie, że mój mózg wolniej pracuje, a myśli są ociężałe. A duchu po nich i tak dalej widzę duchy, nie znikają tak jak powinny po prochach, więc jest to całkiem bezcelowe. To jest definitywnym dowodem, że naprawdę jestem medium, a nie miewam halucynacje.

Od jakiegoś czasu się zastawiam czy nie udawać, że wszystko jest w porządku, że żadnych duchów nie ma i mówić wszystko inne co oni chcą usłyszeć, tylko po to żeby się stad wydostać. Ale miała bym się poddać i pozwolić im myśleć, że pogodziłam się z rolą szaleńca, kiedy wcale nie zwariowałam? Na początku jeszcze wierzyłam, że są w stanie mnie wyleczyć, ale teraz wiem, że to nie w metodzie leczenia jest problem. To ze mną jest problem. To nie jest choroba, to jest niespotykana umiejętność, której nikt nie rozumie i wszyscy się boją, więc naciągają pod zaburzenia psychiczne. Poszperałam nieco w necie, kiedy jeszcze miałam do niego dostęp i utwierdziłam się w swoim przekonaniu, ze mną wszystko jest w porządku.

Ale nikt oczywiście tego nie rozumie. Ja nie zwariowałam, po prostu dostałam dziwny dar, który mam od zawsze i którego nie jestem w stanie się pozbyć. Ja po prostu widzę duchu, zjawy, zmarłych, ma wgląd w życie poza grobowe, tak już jest i zawsze będzie, żadne sesje i psychotropy tego nie zmienią. Trzeba się z tym pogodzić, jak widać łatka chorej psychicznie zostanie ze mną aż do grobu, bo to jest nieuleczalne.

Kiedy w końcu sesja dobiegła końca, doktor jak zawsze podany i bezradny bez żadnych odniesionych sukcesów, odsyła mnie do swojego pokoju, w którym zapewne spędzę zamknięta kilka następnych godzin. Jak zawsze wkurzona po bezsensownej sesji, udałam się z pielęgniarką do mojego pokoju.

Potem zostałam już w nim sama i podałam zmęczona na łóżko. Od tej wszech ogarniającej bieli dostaje bzika. Przyłożyłam pięści do oczy, by tyle o tym nie myśleć, bo im więcej nad tym rozmyślam, tym jest gorzej. Wtedy powiewa w pomieszczeniu chłodem. O nie, wiem co to znaczy.

Kiedy otwieram oczy i siadam widzę przed sobą kobietę w średnim wieku w czerwonej sukni. Jest duchem, zawsze ich przybyciu towarzyszy powiew zimna. Co ciekawe zjawy, mogą się bezkarnie poruszać po tym świcie, bo każdy po śmierci ma wybór czy zostać na ziemi, czy przejść na drugą stronę. Większość przechodzi, bo w końcu im się nudzi na tym świecie, ale nie wszyscy. Głównie te złe dusze tu zostają by siać zamęt i straszyć ludzi.

- Czego chcesz? - zapytałam kobietę niezbyt przyjaznym tonem. Na moje nieszczęście duchy lubią plotkować i rozeszło się, że potrafię je dostrzec. Podobno takich osób jak ja jest więcej, tylko potrafią lepiej ukrywać swoją zdolności niż ja.

- Czyli to prawda, widzisz mnie – odezwała się delikatnym głosem, nic sobie nie robiąc z mojej wrogości i unosząc się kilka centymetrów nad ziemią. Zawsze się zastanawiam jak to jest nie mieć ciała i być tak lekkim, że można się unosić.

- Tak i co z tego? Już i tak mam dużo na głowię jak byś nie zauważyła – wskazałam na swoje otoczenie.

- No tak, przykro mi – powiedziała skruszona, kiedy dociera do nie, że to odział zamknięty psychiatryka. Jest plus w widzeniu duchów, bo mam czasem towarzystwo w tym paskudnym miejscu. – Nie będę tu długo, słowo.

- Ale po co tu przyszłaś? - zapytałam zniecierpliwiona. Nie mam dziś ochoty bawić się w załatwiania spraw zmarłych, nie jestem od tego.

- Żeby cię ostrzec... - Na te słowa oprzytomniałam i spojrzawszy na nią niepewna co ma zamiar powiedzieć.

- O czym ty mówisz? - zapytałam podejrzliwe

- Nie powinnam, nie wolno mi mówi. Nawet nie powinno mnie tu być... - była ewidentnie przestraszona, co było niespotykane wśród duchów. W końcu są martwi, co może im grozić? - Ale ktoś z żywych musi wiedzieć by ich powstrzymać. Umarli się zbuntują! To będzie koniec świata jaki znacie.

Potem znów zawiało chłodem, a jej sylwetka się rozmyła. Patrzyłam zdezorientowana na miejsce w którym przed chwilą była i poczułam ciarki na plecach. Owszem, duchy czasem do mnie przychodziły, na przykład na ploteczki albo żeby mnie podręczyć i postraszyć z nudów, choć raczej też nie chcą pomocy przy załatwianiu swoich niedokończonych spraw tutaj, same się tym zajmują. Ale z tym się jeszcze nie spotkałam, ale przez te lata nauczyłam się jednego.

Świata umarłych nie można lekceważyć.

Medium. Do zaświatów i z powrotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz