Rozdział 34

48 8 4
                                    

Po raz kolejny otoczyła mnie nieprzenikniona ciemność. Czułam jej gęstość, jej mrok i zgrozę. Nie będę ukrywać, było ty chyba ostanie miejsce w którym pragnęłam się znaleźć. Lecz tym razem nie byłam sama. Trzymałam się kurczowo ręki Zacka, bo mimo iż go nie wiedziałam w wszechogarniającej ciemność, to wiedziałam, że jest tuż obok mnie i to podnosiło mnie na duchu. Kiedy już myślałam, że to nigdy się nie skończy i na zawsze utknęliśmy w mroku, ciemność ustała.

Poczułam jak coś wbija mi się w lewy brak. Dziwne. Będąc duchem i będąc martwa nie powinnam odbierać żadnych bodźców fizycznych. A mimo to czułam jak ból rozchodzi się od mojego braku drażniąc mi zmysły, a w powietrzu unosi się metaliczny zapach krwi.

Nie rozumiałam co się dzieje. Byłam martwa, umarłam, więc nawet jeśli mojej duszy udało by się wrócić na ziemie, nie powinna niczego czuć, bo w końcu nie miałam już ciała. Powinnam sobie po prostu lewitować tak jak zawsze robił to Zack czy inne duchy. Więc czemu miałam wrażenie, że ból zaraz rozsadzi mi czaszkę?

Kiedy ucisk w głowie trochę zelżał i udało mi się też odebrać inne bodźce z otoczenia, odkryłam, że leże na jakimś twardym podłożu i boli mnie dosłownie każdy centymetr ciała. Ból był ogromny i nieznośny. Jęknęłam z bólu, ale w ustach miałam tak sucho, że wydobył się chyba ze mnie tylko charkot, a gardło paliło mnie niemiłosiernie.

- Sophia?! Sophia żyjesz?! - poczułam jak ktoś złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną brutalnie.

- Harley odsuń się od niej! Chcesz ją bardziej uszkodzić? - usłyszałam drugi głos, który zapewne należał do Aurelii i po chwili dłonie z moich ramion zniknęły.

Chyba tylko siłą woli zmusiłam się by w końcu otworzyć oczy. Na początku jak tylko uchyliłam powieki uderzyła we mnie jasność, więc od razu znów je zamknęłam, lecz za drugim podejściem, udało mi się, choć powoli, otworzyć całe oczy. Zobaczyłam nad sobą niebo i płynące po nim obłoczki. Mimo, że niebo wyglądało jak zawsze, wydawało mi się jakieś takie blade i nijakie z powróceniu z tym, które widziałam w niebie. Rzeczywistość na ziemi była teraz taka szara i ponura po moich odwiedzionych w zaświatach, gdzie wszystko miało piękne i intensywne barwy.

Po chwili w moimi polu widzenia pokwiliły się też zatroskane i przerażone twarze moich towarzyszy.

- Dzięki bogom, ona rzeczywiście żyje – po twarzy Aurelii łzy płynęły rzewnymi strumieniami, lecz uśmiechała się uradowana faktem, że jednak nie kopnęłam w kalendarz. No cóż, ja też się cieszę.

- Karetka już jedzie – powiedział Leo, patrząc na mnie jak na ducha, blady niczym ściana, a ja rzeczywiście usłyszałam zbliżające się koguty.

Zobaczyłam też Harley pochyloną nade mną, bo wciąż leżałam plackiem na asfalcie, niezdolna do żadnego najmniejszego ruchu, który nie spowodował by masakrycznej fali bólu. Ona chyba jako jedyna nie była przerażona czy zatroskana. Przyglądała mi się raczej z ciekawością, jakby oglądała jakiś niespotykany okaz w zoo. Ja sobie tu umieram, a on sobie patrzy na mnie, jak jakiś student na owada w szkolnym laboratorium. O cudownie.

Wciąż byliśmy na drodze na której potraciła mnie ciężarówka, a sam pojazd stał kawałek dalej i wokół niego krążył niespokojny kierowca. Byłam pewna, że od tej chwili minęło już mnóstwo czasu, byłam przecież w niebie dobre kilka godzin, a tu chyba minęło raptem parę marnych minut. Najwyraźniej czas w zaświatach płynął inaczej niż tu na ziemi.

Po chwili obraz zaczął mi się rozmywać, a mózg odmawiać współpracy. Słyszałam jeszcze jak Aurelia coś mówiła, ale nie zrozumiałam co, bo odpłynęłam już w ciemną pustkę, kiedy moje ciało się poddało i zemdlałam od zbyt intensywnego natężenia bólu.

Medium. Do zaświatów i z powrotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz