Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie i odegnałam złe myśli. Może i moi przyjaciele nie byli do końca normalni, ale w końcu byli jednymi jakich miałam. Jakie miałam prawo ich oceniać, skoro ze mną też nie wszystko było w porządku? Bo nikt mi nie wmówi, że widzenie duchów i bycie medium można naliczyć do normalności. Zatem odgoniłam niechciane myśli, bo przecież nie wszystko musiało się źle skończyć, oni i ja mieliśmy takie samo prawo żyć jak inni.
Zatem podeszłam do nich do krawędzi dachu i razem patrzyliśmy na panoramę miasta.
- Jak zejdziemy na dół? - zapytał Leo, a jego wzrok był zamglony, bo widocznie już zdążył się naćpać. Westchnęłam na to w duchu.
- Jak każdy budynek, który spełnia normy bezpieczeństwa, powinny gdzieś tu być zewnętrzne schody przeciwpożarowe. Nimi dostaniemy się na ziemię.
- Tutaj są – powiedziała Kornelia znajdując je kilak metrów dalej. - Ale by się do nich dostać musimy najpierw zejść po drabinie, bo schody odchodzą tylko od najwyższego piętra, a nie od dachu. Ale jest tutaj zaczepiona drabina, która po spuszczeniu pozwala się dostać na schody.
- Świetnie – powiedziałam. - Dasz radę ja sunąć?
- Tak, ale potrzebuje na to trochę czasu.
Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy znów rozległy się głosy parowników szpitala, którzy nadal nasz szukali. Może i wydostaliśmy się z budynku, ale wciąż mogli nas złapać. Musieliśmy uciec na tyle daleko by nas nie dogonili. Ale na razie znajdowaliśmy się na dachu wielopiętrowego budynku i nasza droga ucieczki była ograniczona.
Słyszałam kroki na klatce schodowej i kiedy serce waliło mi jak młotem ,uświadamiałam sobie z przerażaniem, że to nie jest głos wchodzenia po schodach. To był dźwięk wspinania się po drabinie. Wiedzieli, że uciekliśmy na dach. Szli po nas.
Zanim zdążyłam powiedzie o tym moich towarzyszy, na dach weszło trzech pracowników ośrodka. Od razu nas zauważyli. Cała zesztywniałam i momentalnie zaschło mi ustach. Patrzyłam na nich przerażona, niezdolna się poruszyć.
- Mamy mały problem – powiedziałam do moich przyjaciół nie spuszczając przeciwników z oczu.
Nie wykonali jeszcze oni żadnego ruchu, jakby obserwując nas i dokonując analizy swoich i naszych umiejętności. Ale widziałam, ze to kwestia chwili, zanim się na nas rzucą by nas pochwycić. Kiedy moich towarzysze zobaczyli, że mamy towarzystwo, też nie wydawali się tum zachwyceni, a poziom zdenerwowania i paniki znacznie wzrósł.
- Odwrócę ich uwagę, a wy w tym czasie zapewnijcie nam drogę ucieczki – powiedziała Harley tak, że pracownicy szpitala nie mogli jej usłyszeć.
Momentalnie wyraz twarzy blondynki z radosnego zmienił się w zaciekły i wyglądała teraz jak wściekłe zwierzę gotowe do boju. Zacisnęła mocniej dłonie na kiju do baseballa i z okrzykiem bonowym rzuciła się na niespodziewających się tego opiekunów szpitala.
Kornelia w tym czasie zaczęła się bardziej energicznie szarpać z drabiną, którą miała opuścić, a Leo rzucił się by jej pomóc, kiedy nasi wrogowie byli zajęci.
Harley nie traciła czasu, z werwą i odwagą godną podziwu, machała swoim kijem celując w przeciwników. Tłukła ich po głowach, plecach i we wszystkie inne miejsce w które udało jej się dosięgnąć. Była niczym pantera, poruszająca się zwinnie i z gracją, a jednocześnie nie mająca oporów przed zadawnieniem ciosów.
Lecz nagle się zatrzymała się gwałtownie w miejscu i wyprostowała się jak struna. Całe jej ciało się nienaturalnie napięło. Z jej gardła wydobył się nieludzki krzyk. Tak głośny i przepełniony bólem jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Cierpiała. I to bardzo. Na jej skórze perlił się pot, a ona sama miotała się targana męczarnią. Kij wypadł jej z dłoni, a ona upadła twardo na posadzkę dachu.
Nie wiedziałam co się dzieje, nie rozumiałam. Wtedy przepełniona paniką spojrzałam na opiekunów z szpitala. Jeden z nich trzymał w rękach urządzeni kontrolujące i wtedy zrozumiałam. Harley podeszła zbyt blisko i znalazła się w strefie zasięgu działania bransoletek. Pracownicy psychiatryka porazili ją prądem.
To co jej zrobili było nieludzkie. Nigdy nie widziałam by użyli na kimkolwiek tak dużej mocy, a sądząc po reakcji Harley, mogło ją to zabić. Jej rozdzierający krzyk cały czas dźwięczał mi w uszach, kiedy upadła nieprzytomna na ziemię. To było za dużo dla jej ciała, nie wytrzymało i się podało. Leżała teraz jak szmaciana lalka na ziemi, a jej klatka piersiowa ledwo się poruszała. Oczy miała zamknięte, lecz na jej twarzy wciąż było widać grywam bólu i okropieństwa jaki jej zaserwowano.
Zapomniałam ręką usta, zszokowana tym co właśnie zobaczyłam. Kim byli ci ludzie z szpitala, ze byli zdolni posunąć się tak daleko? By młodej dziewczynie zgotować takie tortury? Starając się trzymać od niej jak najdalej, złapałam Harley za nogi, które były najbliżej mnie i odciągnęłam na drugi koniec dachu, by znalazła się poza zasięgiem działania bransoletek.
- Drabina gotowa – usłyszałam głos Korneli.
Ale kiedy spojrzała w naszym kierunku, jej twarz stała się blada jak papier z przerażenia na widok nieprzytomnej Harley leżącej u moich stóp. Przyłożyłam palce do jej szyi. Miała tętno, słabe po słabe, ale żyła.
Oddech Korneli stawał się coraz szybszy i bardziej charczący, kiedy zaczęła ją opanowywać furia i pierwotna złość na widok tego co zrobili jej przyjaciółce. Złapała swoja zapaliczkę i zapaliła ją, patrząc na przeciwników przez jej płomienie.
- Pożałujecie tego – przysięgła i jednym dobrze wymierzonym zamachem, rzuciła w nich zapaloną zapalniczką. Trafiła idealnie w cel. Ich ubrania od razu zajęły się ogniem, który po chwili rozprzestrzenił się na całą ich trójkę. Krzycząc i próbując zgasić ognień, całkowicie stracili nami zainteresowanie, mając ważniejsze sprawy na głowie.
Leo podbiegł do mnie i Harley. Był równie przestraszony i bezradny jak ja.
- Musimy wiać. Teraz jej nie pomożemy – powiedziałam, a on pokiwał na głową na znak, że rozumie, ale nie potrafił wydusić z siebie słowa.
Podniósł ją delikatnie, a jej głowa i ręce zawisły bezwładnie. Widziałam jak twarz Leo wykrzywia się w zmartwieniu i utrapienie jakby to on on sam przeżył te katusze.
- Nic jej nie będzie, tylko jej nie upuść – pocieszyłam go, choć sama nie wiedziałam czy w to wierze, bo bałam się o nią równie mocno.
Potem czym prędzej ruszyłam w stronę drabiny. Zamieszanie jakie powstało na dachu na pewno zaraz ściągnie kolejnych pracowników psychiatryka, więc musieliśmy się spieszyć. Kornelia zabrała kij Harley i zaczęłam schodzić po drabinie, a ja za nią. Kiedy starłyśmy pewnie na najwyższej platformie dachu, Leo podał nam nieprzytomną blondynkę, a my ją przejęłyśmy do niego, by i on mógł zejść po drabinie.
Kiedy i on stanął z nami na szczycie schodów, znów wciął w ramiona Harley, by był z naszej trójki najsilniejszy. Widziałam jak delikatnie ją trzyma starając się nie sprawić jej dodatkowego cierpienia. By nie marnować więcej czasu, czym prędzej zaczęliśmy schodzić schodami w dół.
CZYTASZ
Medium. Do zaświatów i z powrotem
ParanormalU Sophii zdiagnozowano omamy, halucynacje oraz jeszcze inne fachowo nazywane objawy i jak kiedy tylko powiedziała, że widzi zmarłych, zamknęli ją w szpitalu psychiatrycznym na cztery spusty bez gadania. Ale czy na pewno jest ona chora psychicznie i...