Ostatni raz spojrzałam na Noaha, a on na mnie. To co zrobiłam, było głupie, ale zrobiłam to. Nachyliłam się i pocałowałam go.
Jęknął zaskoczony, lecz po chwili położył swoje silne dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie.
W zaistniałej sytuacji, kiedy Błyszczący z jakimiś dziwnymi potworami otaczali nas, ten pocałunek był bardzo, bardzo zły.
Ale nie tylko to. Kiedy Noah pogłębił pocałunek, poczułam, jakby jakaś część mnie się urwała. Sprzeciwiała temu.
Odsunęłam się od niego, dysząc ciężko. Na jego ustach gościł uśmiech. Ale po chwili zniknął. Błyszczący się zbliżali.
Dane mi jeszcze było zobaczyć tajemnicze tatuaże Noaha, pokrywające jego tors i ramiona, gdy zaatakował mnie Błyszczący o złotych oczach.
Zrobiłam unik. Błyszczący wymachiwał nożem ze złotą rączką i zadrasnął moje ramię. Syknęłam z bólu, ale odwdzięczyłam mu się, wbijając w jego szyję strzałę.
Błyszczący upadł na ziemię, a ja strzelałam z Łuku Wybranych. Pomogłam Noahowi, który walczył z dwoma Błyszczącymi i dwoma stworami.
- Celuj w Zębaki! - Krzyknął. Chodziło mu pewnie o te chimery, więc tak zrobiłam. Celowałam w psie łby, ale potwory nic sobie z tego nie robiły. Jedynie odwróciły się w moją stronę i powoli się zbliżały, pomimo moich licznych strzałów.
Została mi tylko jedna opcja.
Zamknęłam oczy.
- Tellus in actus. Leto bestia.
Ziemia zadrżała niebezpiecznie, aż w końcu rozstąpiła się i pochłonęła Zębaki. Znów ujęłam łuk i kolejno wypuszczałam strzały. Co było dziwne, nie kończyły mi się. Kiedy łapałam ostatnią, w magiczny sposób kołczan się napełniał.
Jeszcze miesiąc temu świadomość o tym, że kogoś zabiłam... Zabiłaby mnie. Teraz myślę tylko o tym, żeby uratować Noaha i siebie. Musiałam zabijać. Brzmi to okropnie, ale niestety, to prawda.
Obejrzałam się, aby zobaczyć jak radzi sobie Noah i... Zamarłam.
Noaha ciągnęli Błyszczący w stronę ciemnego lasu. Wiercił się, kopał, ale to nic nie dało. Spojrzał na mnie rozpaczliwie.
- Uciekaj! - Krzyknął i to były jego ostatnie słowa, zanim zniknął między drzewami.
Chciałam mu pomóc, ale w moją stronę biegło pięciu Błyszczących.
Warknęłam i biegiem ruszyłam w stronę Biblioteki.
Zasapana wybiegłam z lasu i zobaczyłam, że jestem w domowej cześci SkyLandu. Usłyszałam za sobą stłumione głosy. Przyspieszyłam.
Miasto było jakby uśpione. Mimo tego, że było popołudnie, nikogo nie było na ulicach.
Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch Błyszczących.
Na szczęście, zbliżałam się do bramy biblioteki, a w niej ujrzałam staruszka. Dziwne, to wydarzenie było znajome...
- Joe! - Krzyczałam na cały regulator. - Joe!
Staruszek zobaczył mnie i biegnących za mną Błyszczących.
- Pomocy!
Joe szepnął jakiemuś strażnikowi coś na ucho. Brama zaczęła się zamykać.
- Nie. Nie! Otwórzcie! Joe, pomóż!
Dopadłam bramy w momencie, gdy się zamknęła. Szarpnęłam mocno. Nic. Strażnicy patrzyli mi w oczy, wyzuci ze wszelkich emocji.
Odwróciłam się twarzą do Błyszczących. Byli bardzo blisko. Zamknęłam oczy.
Pomyślałam o Mike'u, Dannym, Rose, Benie, Katherine, Matthew, o moich rodzicach.
- Kocham was - powiedziałam głośno.
Poczułam nacisk na moich ramionach.
- Holly? - Znałam ten głos. - Co ty tu do cholery robisz?!
Spojrzałam na Scotta. Nic już nie rozumiem. Gdzie są Błyszczący?
- Holly? - Spytał niepewnie.
I wtedy jeden z Błyszczących wbił mu sztylet w ramię.
Krzyknęłam. Scott upadł na kolana, wpatrując się we mnie zielonymi oczami.
Stali nad nim Błyszczący. Jeden miał fioletowe oczy, drugi złote.
- Chodź z nami, Wybrana. Nasz pan czeka - Powiedzieli chórem, zachrypniętym głosem.
- Nigdzie z wami nie pójdę!
Potwory roześmiały się i zbliżały powoli w moją stronę.
- Zostawcie ją - wyszeptał Scott, leżąc w wielkiej kałuży krwi. Muszę mu pomóc.
Zacisnęłam pięści i wbiłam wzrok w Błyszczących. Złapali się za gardła. Dusiłam ich. Oczywiście mogłam użyć łuku, ale chciałam widzieć jak cierpią.
Ten ze złotymi oczami padł pierwszy i rozwiał się z wiatrem.
- Przestań. - Joe położył rękę na moim ramieniu.
I wtedy zobaczyłam coś we fioletowych oczach Błyszczącego. Zmarszczyłam brwi, ale przestałam go dusić. Wypowiedziałam zaklęcie.
- Prodeo.
Jego długie, białe włosy zmieniały kolor na brązowe, oczy z fioletowych przybrały kolor błękitnego nieba, a czarne ciuchy zamieniły się w białe szaty strażników.
Mężczyzna upadł na kolana, a Joe podszedł do niego z niedowierzaniem.
- Allan? - Wyszeptał, podając na kolana tuż obok mężczyzny. - Czy to ty, mój synu?
Mój mózg zaczął pracować na pełnych obrotach.
Wszyscy Błyszczący to strażnicy. Władca Ciemności zrobił to, przemienił ich w stwory, żeby zadać nam jeszcze większy ból. Tylko, czemu nikt mi nie powiedział?
Moje rozmyślania przerwał cichy głos.
- Scott! - Krzyknęłam. I kucnęłam przy krwawiącym chłopaku.
- Przepraszam - wyszeptał, a ja pokręciłam głową.
Uniosłam dłonie i przyłożyłam do jego rany. Wydobyły się z nich złote płomienie i po chwili krwawienie ustąpiło. Odetchnęłam z ulgą, ale Scott stracił przytomność. Stracił za dużo krwi.
- Zanieść go do skrzydła szpitalnego - zarządziłam i po chwili paru strażników przyszło z noszami.
- Holly - Odezwał się staruszek błagalnym i przepraszającym głosem.
Prychnęłam tylko i poszłam za strażnikami.
Muszę zaczekać aż obudzi się Scott. Tylko on może mi pomóc.
⚫⚪⚫
Witam! :)
Rozdział krótki, wiem ale nie mogę przełamać braku weny :/
Dlatego właśnie musze wam powiedzieć (nie zabijajcie pls!), że nie wiem, kiedy będzie następny rozdział.
Straciłam wiarę w to opowiadanie i totalnie nie mam weny. Ale postaram się ją pogonić i napisać dla was wspaniały rozdział ❤
PS dziękuję bardzo za ponad 4k odczytów i 450 głosów! *o* jesteście wspaniali i bardzo bardzo was kocham! ❤❤❤
PPS polecam książkę "Wataha" :D
PPPS zapraszam do przeczytania mojej nowej książki: "Walka Dusz" :D mam nadzieję, że się wam spodoba, chociaż prolog absolutnie niczego nie zdradza :p
❇ Wasza Trish ❇
CZYTASZ
Wszystko, czego pragniesz...
ФэнтезиByło ciemno. Nic nie widziałam. I... Nie wiedziałam gdzie jestem... Czułam jednak, że powinnam się spieszyć. Wybiegłam z zaciemnionej części... czego? Uh, nieważne. Biegłam chyba jakąś szosą. Po obu stronach drogi były małe, drewniane domki. Gdzieni...