Rozdział 1

734 60 11
                                    

- Holly! Holly, na litość boską, spóźnisz się do szkoły!

Podniosłam się gwałtownie i nabierałam tyle powietrza, ile tylko mogłam. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Rozejrzałam się dookoła i powoli rozumiałam, że to mój pokój; podłoga z jasnego drewna, ciemnoniebieskie ściany, blat po lewej stronie i regał z książkami po prawej. Łóżko postawiłam na przeciwko drzwi, pod dużym oknem, zasłoniętym kremową firanką.

Więc pogoń w lesie, walka o życie, to był tylko... Sen? Pokręciłam głową. Nie, niemożliwe. To było takie realistyczne...

- Holly! - Ciotka Rose stała nade mną ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Jej grymas nie wróżył nic dobrego. - Czy ty wiesz, która godzina?!

Pokręciłam przecząco głową, na co ciotka prychnęła z irytacją. Najwyraźniej nie zamierzała mi nic powiedzieć. Sięgnęłam za głowę i chwyciłam budzik.

- Kurde! - krzyknęłam i z wytrzeszczonymi oczyma zerwałam się z łóżka. Miałam tylko godzinę do szkoły, z czego czterdzieści minut zajmuje mi dojazd. Miałam więc tylko dwadzieścia minut na umycie się, ubranie, szybkie śniadanie i zawiezienie mojego, jakże uroczego kuzyna do jego szkoły.

- Język, młoda damo!

Przewróciłam oczami i pobiegłam do łazienki. Niestety, skubany, dziesięcioletni kuzyn Daniel, wbiegł pierwszy.

Warknęłam wściekła. Kopnęłam w drzwi.

- Danny, ty mały gnomie! Wyłaź! - Usłyszałam jego diaboliczny śmiech, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. - Masz szkołe za dwie godziny, mam pierwszeństwo!

- Możesz pomarzyć, wredna trollico.

Odetchnęłam głęboko i uderzyłam czołem w drzwi z lakierowanego na ciemny brąz drewna.

- Mścisz się za wczoraj? - cisza. - Oj, Danny, przecież Allison na pewno nie uwierzyła, że masz paskudną wysypke...

Uderzył ręką w drzwi co sprawiło, że odskoczyłam.

- Uwierzyła! Tak jak cała reszta mojej zakichanej klasy!

Zachichotałam, ale usłyszałam zza drzwi coś o tym, że mam nie przeginać, bo nie wejdę nigdy. Odchrząknęłam.

- Dobra, przepraszam. To było głupie... Ale zemściłam się za to, że w zeszłym tygodniu ukradłeś mój stanik, wypełniłeś go bitą śmietaną i wywiesiłeś na szkolnej tablicy, z przyczepioną karteczką: "Holly T. lubi ostro" a pod spodem mój numer telefonu. Musiałam go zmienić, bo co chwila dzwonili do mnie napaleni licealiści!

Danny śmiał się pełną parą, otworzył mi drzwi, a ja wślizgnęłam się do środka i wypchnęłam debila na zewnątrz. Jego blond włosy podskakiwały, a zielone oczy zmierzyły mnie od stóp do głów. Potem, w piżamie w superbohatetów poszedł do swojego pokoju i już po chwili słyszałam, że odpala jedną ze swoich ulubionych gier, gdzie zabija się zombie.

Wskoczyłam pod prysznic, myjąc od razu zęby, by zaoszczędzić czas.

Potem szybko wbiegłam do pokoju i wzięłam pierwsze lepsze, co wpadło mi do rąk; jasne, sprane dżinsy, białą koszulkę z czarnym napisem "Lucky me", a na nią zarzuciłam niebieską, zapinaną na zamek bluzę. Szybko wciągnęłam ulubione, białe trampki i przejrzałam się w lustrze. Brązowe, długie i mocno kręcone włosy spięłam w luźnego koka, a rzęsy lekko potraktowałam mascarą, co podkreśliło moje niebieskie oczy. Zgarnęłam torbę i zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie czekał już na mnie Mike, dwunastoletni chłopiec o tym samym kolorze włosów co u brata i piwnych oczach.

Zgromił mnie wzrokiem za spóźnienie. Ze śniadania nici... Wzięłam kluczyki i razem wbiegliśmy do mojego forda pickupa.

***

Uwinęłam się dość szybko, więc nie powinniśmy się spóźnić. Szkoła Mike'a była po drodze, więc zawsze go podwoziłam. Dzisiaj miał na sobie koszule w kratę, ciemne dżinsy i szare trampki. Co chwilę odgarniał włosy, wpadające mu do oczu.

- Może pojedziemy do fryzjera po szkole, hm? - Mike spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. - Ok, jasne. Możemy po prostu pojechać prosto do domu...

Nie odezwał się. W ogóle, rzadko coś mówił... Nasz dom znajdował się daleko od centrum, dlatego jechaliśmy starą drogą, zapomnianą, a po obu stronach rozciągał się las.

Gdy zerknęłam na kuzyna, był wyraźnie zagłębiony w myślach.

Wróciłam do kierowania i krzyknęłam.

Na środku drogi stał jakiś facet. Ubrany cały na czarno, płaszcz, spodnie, buty, koszulka. Jedynie włosy miał białe jak śnieg, a oczy niepokojąco... Złote... Obok niego stał jeleń. Tak, prawdziwy jeleń! Patrzył na mnie, jakby czekał na zderzenie. Trąbnęłam. Nie ruszyli się. Facet zaczął głaskać zwierzę. Uruchomiłam klakson jeszcze raz. Zero reakcji.

- Co ty wyprawiasz? -wrzasnął Mike.

Wrzeszczałam na całe gardło, kiedy istoty przed samochodem patrzyły ni w oczy i się nie ruszały. Musiałam to zrobić.

- Trzymaj się! - krzyknęłam do kuzyna, poczym ostro skręciłam, aby uniknąć zderzenia. Wjechaliśmy w rów. Uderzyłam głową o kierownicę, a Mike w szybę.

Złapał się za czoło, z którego leciała strużka krwi.

Trząsł się, ja też.

- Co. Ty. Do. Cholery. Wyczyniasz?! - na każde słowo kładł nacisk.

- Musiałam, inaczej oni, ten facet i jeleń... Przejechałabym ich...

Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Pewnie tak wyglądałam. Paplałam bez ładu i składu...

- Tam nikogo nie ma... - wyszeptał.

Uniosłam brwi. Jak on mógł ich nie widzieć? Stali na środku drogi!

Odwróciłam się, i po chwili opadłam na fotel z pulsującum bólem głowy.

Mike miał rację. Tam nikogo nie było...

⚫⚫⚫
Mam nadzieję, że wam się podobało i jesteście choć troszkę ciekawi, co wydarzy się dalej ;) Proszę, piszcie co myślicie, bo to zawsze daje osobie piszącej satysfakcję, gdy mają jakieś komentarze i opinie :)

Wasza Trish

Wszystko, czego pragniesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz