Rozdział 8

420 50 8
                                    

Nie mogłam w to uwierzyć... Scott moim strażnikiem... Co to w ogóle oznacza?! Umiem się bronić. Chyba...

Zerknął na mnie i spojrzał głęboko w oczy. Bolała mnie głowa... Zaraz... Zawsze gdy tak patrzył czułam pulsowanie w czaszce...

Złapałam się za głowę i zamknęłam oczy.

- Przestań! - Krzyknęłam.  - Wynoś się z mojej głowy. Wooon!

Scott zachwiał się, jakby odepchnęła go niewidzialna siła. Odrzucił wciąż lekko wilgotne włosy.

- Jak to zrobiłaś? - Spytał. Patrzyłam na niego bezmyślnie. - Nikt nigdy nie wyczuwa, jak przeszukuje jego myśli, wspomnienia...

Czytał moje wspomnienia?!

- Jak śmiesz czytać mi w myślach! Jak mogłeś mnie okłamywać tyle czasu? I całować mnie tak... Wykorzystałeś mnie!

Scott przeraził się i zrobił kilka kroków w moją stronę. Nie cofnęłam się, o nie. Wręcz chciałam, żeby tu podszedł.

- Holly, to nie tak, ja... Nawet nie wolno mi było tego robić...  Jestem twoim strażnikiem, a to znaczy, że przez cały czas jestem z tobą. - Że co?! - Tak naprawdę, pilnuję cię od zawsze. Odkąd twoi rodzice zginęli.

- Ale to było dwanaście lat temu!  Mieliśmy po pięć lat!

Pokręcił lekko głową, a na jego twarzy malował się ból.

- Holly, jest coś, o czym jeszcze nie wiesz...

- Coś?  Ja nie wiem prawie nic! Nikt mi nic nie mówi!

- Ja powiem - Odezwał się szeptem. - Ja nie jestem stąd. Nie z tego świata... Ja... Jestem ze SkyLandu. A tam czas mija inaczej...

To co mówił było niedorzeczne. Miałam już tego dość.

- Nie mam siedemnsatu lat, tylko dziewiętnaście. I kiedy ty miałaś pięć, ja byłem w wieku Mike'a. - Czyli miał dwanaście lat... - A kiedy ty przeniesiesz się do mojego świata, też odczujesz ten czas.

Pokręciłam przecząco głową.

- Nigdy się tam nie przyniosę. Nie zostawię mojej rodziny...

- A myślisz, że oni się nie domyślili?  Jak byłaś dzieckiem twoje moce były nie do okiełznania. Oni wiedzieli.

Nie... To nie może być prawda...

- Holly, masz moc. Potężną moc. I On będzie chciał ją tylko dla siebie. Czytanie i przekazywanie swoich myśli, panowanie nad niektórymi żywiołami, tworzenie bariery i swoich własnych zaklęć...

Jestem jakąś cholerną czarownicą czy co?!

- To gdzie byłeś, kiedy na mnie napadli, gdy miałam dziesięć lat?!

Nie odezwał się.

A ja nigdy tego nie zapomnę. Kiedy szłam wesoła do domu, a zza rogu napadli na mnie bandyci i zaczęli bić. Kopać. Zabrali moje nieliczne kieszonkowe i zostawili, żebym się wkrwawiła. Potem obudziłam się w szpitalu...

- Zniosłeś mnie tam, prawda?

Z całej siły uderzył pięścią w samochód, a ja odskoczyłam zaskoczona.

- Gdybym tylko przybył wcześniej... Ale gdy tylko cię odstawiłem, znalazłem tych frajerów i wszystkich zabiłem.

Wciągnęłam z sykiem powietrze.

Morderca.

Dopiero gdy na mnie spojrzał, zdałam sobie sprawę, że przez przypadek przesłałam mu tę myśl.

Próbował ująć moje dłonie, ale się wyszarpnęłam. Odetchnął głęboko i mówił dalej.

- Zawsze starałem się nad tobą czuwać. Nie mogłem nic zrobić ze snami, które budziły cię w nocy. I nigdy nie mogłem zobaczyć, co takiego w nich widziałaś, że tak się bałaś... Ale wtedy był przy tobie Mike i wszystko było w porządku.

Nie, nie było, pomyślałam sobie.

Odwróciłam wzrok i patrzyłam na lśniącą wodę. Mieniła się fioletem...

Rzuciłam się naprzód, do morza.

- Stój! - Krzyczał za mną Scott.

Przyspieszyłam.

Z jakiegoś powodu musiałam wskoczyć w ten fiolet. Po prostu musiałam.

I tak zrobiłam.

⚪⚫⚪
Hey! ^^
Rozdział krótki, ale chciałam dać wam mały niedosyt xd
Mam nadzieję, że chociaż troszkę się wam podobało i mi o tym napiszecie ;)
Czekam na wasze opinie kochani!
P. S. Polecam książkę "Maskarada"
P. P. S. Dziękuję za 400 odczytów i pozdrawiam wszystkich moich czytelników! ;*
❇ Wasza Trish ❇

Wszystko, czego pragniesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz