Rozdział 13

464 52 13
                                    

Stałam jak słup soli, a z moich szeroko otwartych oczu leciały łzy. Nie, one spływały strumieniami.

Kiedy mama, szczupła kobieta o włosach kasztanowych, sięgających do karku i niebieskich oczach, ubrana w czarny płaszcz podeszła do mnie, cofnęłam się.

To przecież nie możliwe. Oni zginęli... Tylko ja przeżyłam...

Przed oczami stanął mi tamten okropny dzień. Dzień, który na zawsze zmienił moje życie.

Wracaliśmy od Rose i Bena. Ciocia była wtedy w ciąży. Jechaliśmy do domu, a rodzice śpiewali ze mną. Patrzyłam z podziwem, jak zerkali na siebie wzrokiem pełnym miłości i trzymali się za ręce. Obok, mój starszy o cztery lata brat grał na Nintendo i nie zwracał na nic uwagi. Nagle, nasze radio zaczęło się zacinać, aż w końcu wydobywał się z niego tylko szum.
Lucas, mój brat, podniósł głowę i odłożył grę.
Rodzice spojrzeli po sobie, a mama odwróciła się do nas i uśmiechnęła szeroko. - To nic - powiedziała. - Muzyka zawsze jest z nami. - Spojrzała na mnie. - My zawsze będziemy z wami, w sercu. Nawet, jeśli będziecie myśleli inaczej.
Spojrzałam uśmiechnięta na mamę. Nie rozumiałam wtedy tych słów.
- Sam! - Krzyknął przerażony tata. Odwróciła się gwałtownie i... Nie pamiętam co dokładnie się stało... Był błysk reflektorów. Nie, to nie były światła. To byli... Błyszczący! Próbowali zatrzymać nas za pomocą mocy. A potem... Pamiętam tylko, że obudziłam się w szpitalu, a Rose, zapłakana Rose tłumaczyła mi, że oni zginęli. Mama, tata, Lucas. Nie żyją.

- To nie możliwe... - Powiedziałam na głos.

Mężczyzna o krótkich, czarnych jak smoła włosach i zielonych oczach, również ubrany w płaszcz podszedł do nas kawałek.

Scott wystąpił krok przede mnie, próbując mnie ochronić. No tak. To jego zadanie.

Mama przeniosła na niego spojrzenie.

Scott krzyknął z bólu. Z jego czoła płynęły krople potu, a w oczach malował się ból. Upadł na kolana, ale nie spuszczał wzroku z moich rodziców.

- Co robisz?! Przestań! - Krzyknęłam do mamy. Pokręciła głową, jakby próbowała coś strzepnąć z włosów.

Scott przestał się wić i leżał teraz na podłodze. Uklękłam przy nim i przyłożyłam rękę do jego czoła. Było gorące. Obróciłam go na plecy.

Patrzyliśmy sobie w oczy. Wiedziałam, że chce wstać i pełnić swoje zadanie, ale ból mu na to nie pozwalał.

- W porządku, Scott? - Spytałam go w myślach.

- Zważając na sytuację, nie. Ale zaraz mi przejdzie. Dowiedz się o co chodzi, dobrze?

Skinęłam głową i przeczesałam ręką włosy.

- Czemu to zrobiłaś?

Rodzice patrzyli uważnie to na mnie, to na Scotta.

- Jesteście zakochani. - Stwierdził tata, lekko przerażony.

- Co? Oczywiście, że nie! - Zaprzeczyłam, ale gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wiedziałam, że to kłamstwo.

Jestem zakochana w Scottcie?!

- Holly - zaczęła mama i uśmiechnęła się, na sam dźwięk mojego imienia. - My... Nigdy nie zginęliśmy...

Patrzyłam na na nich bezmyślnie. Że niby co?

- A Lucas? - Spytałam. - Czy mój brat żyje?

Tata przytaknął, a ja zasłoniłam ręką usta i zamknęłam oczy. Lucas żyje. Żyje.

Wszystko, czego pragniesz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz