ROZDZIAŁ 25

130 5 0
                                    

Anexa

Budzę się wypoczęta. Jest już jasno na dworze. Lecz jestem sama w łóżku. Do moich uszu docierają ciche rozmowy dochodzące z werandy. Nos mój wyniuchał kawę. Podnoszę się do pozycji siedzącej i przeciągam się.

-Dzień dobry. – słyszę kobiecy głos Sylwii. –Jak spałaś?

-O dziwo, całkiem dobrze. – mówię szczerze.- Krótko ale dobrze.

-Bartek był grzeczny? Pokłóciłaś się z Mateuszem? – patrzę na nią pytająco. – No bo spałaś tu, a oni... – pokazuje palcem na górę.

Pyta o nasz trójkącik. I co ja mam jej powiedzieć? Jak to wytłumaczyć?

-To skomplikowane.

Mam nadzieję, że nie będzie drążyć tematu.

-Ok. A tak sobie myślałam... tu jest tak pięknie, a ty masz ze sobą aparat. Może tu byśmy zrobili sesję w plenerze? Chociaż kilka zdjęć. Będziemy dziś pływać łodzią i tak sobie ...- przerwała widząc moją minę. – Nie?

-Sylwia, ja dziś nie pracuję. I nie mam odpowiedniego sprzętu. I podejrzewam, że wy nie macie ciuchów. Bo chyba w dżinsach nie chcesz pozować.

-Miałam wizję odnośnie naturalności...

Prychnęłam. Od wizji, to jestem ja.

-Skoro tak, to możecie sobie walnąć kilka sefiaczków.

-Nie musisz być niemiła. – warczy.

-Bez kawy nie jestem sobą. Dopiero otworzyłam oczy, a ty już zagoniłaś mnie do pracy. Nie wiem czego się spodziewasz?

Odejdź i nie wkurwiaj mnie gnijąca panno młoda.

-Anexa, chodź. Jest kawa. – woła Mati z werandy, widząc, że już nie śpię.

-Frunę.

Ominęłam sztywniarę i poszłam na zewnątrz, zarzucając na siebie bluzę. Bartek chwalił się rybą, którą złowił. Pola i Mati wyglądają, jakby bzykali się cała noc, co jest bardzo prawdopodobne. Dawid patrzy na mnie z uwielbieniem, znów.

-Dzień dobry- witam ludziska.

-Będziemy mieli dziś obiad. Grillowana ryba.

-Kawa dla ciebie moja piękna. – Mati podsuwa mi kubek z życiodajną substancją.

Upijam łyczek i od razu mi lepiej.

-Najedzcie się, napijcie kawy. Ogarnijcie się i idziemy żeglować kochani. – dyryguje Bartek.

Słońce świeci na niebie dając ogromną dawkę energii. Ubieramy się sportowo i wygodnie. Na przystani podziwiam piękne łodzie. Oczywiście doktorków jest największa ze wszystkich. Niczym mały jacht. Wiem, że rodzina ze strony matki w Hiszpanii ma jacht. Jako dziecko będąc tam na wakacjach pływaliśmy. Ale nie za dobrze pamiętam tamto lato.

Jeziora są tak duże, że chwilami czuję się jak na morzu. Nie znam się na żeglowaniu, dlatego siedzę w kamizelce i się nie ruszam.

Wietrzyk łaskocze mnie. Słoneczko ogrzewa. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Po zejściu na ląd, zwiedzamy miasteczko. Jeszcze nie ma sezonu turystycznego, lecz jest weekend i poza mieszkańcami można dostrzec kilkoro turystów. Są głośni i rzucają się w oczy.

Wracamy do domku na obiad. Bartek przyrządził pyszną rybkę na grillu.

Potem byczymy się. Włączyliśmy sobie na laptopie film i całą szóstką siedzimy w salonie i relaksujemy się. Ja i Pola jesteśmy wtulone w Matiego. A on siedzi jak młody bóg. Obejmuje nas zaborczo i z czułością. Dawid siedzi obok Sylwii a Bartek, żeby nie być pominiętym, trzyma głowę na jej kolanach.

PRZEŚWIETLENIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz