Rozdział 5.

8.7K 369 7
                                    

Rozdział 5.

Alessia

Leżę w łóżku i tępym wzrokiem spoglądam na niebo za oknem.

W nocy nie spałam. Ilekroć zamykałam oczy, mój mózg odtwarzał wydarzenia z rezydencji Carrusso. Nie przypomniałam sobie żadnych szczegółów, które ułatwiłyby wskazanie mojego oprawcy. Mojego gwałciciela. Tata rano wziął moje ubrania do badań, ale szanse, że go odnajdą, są niewielkie. Wiem to.

Słyszę znajome pukanie do drzwi. Próbuję wykrzesać na twarz choćby cień uśmiechu, ale to diabelnie trudne.

- Lesii! – woła od drzwi mój dziesięcioletni brat. – Czemu nie zeszłaś na śniadanie? Jesteś chora? – Wskakuje na moje łóżko i przygląda mi się uważnie.

- Tak, źle się czuję. Chyba złapałam jakiś wirus... - kłamię.

Może i ten łobuz niedługo wkroczy w szeregi naszego ojca i wuja, ale na tą chwilę nadal jest tylko niewinnym dzieckiem, któremu nie zamierzam opowiadać prawdy o własnej tragedii.

- Mam zadzwonić po lekarza? – pyta poważnym tonem.

Jego postawa i troska sprawiają, że pod powiekami czuję łzy wzruszenia.

- Nie, Dario. Nic mi nie będzie. Poleżę trochę w łóżku i mi przejdzie - zapewniam.

- To może przyniosę ci coś do jedzenia do pokoju? Albo do picia? - sugeruje.

Czochram jego kręconą czuprynę.

- Przynieś mi butelkę wody - proszę. - A potem pozwól mi się przespać, dobrze?

- Zdrowiej! – Cmoka mnie w policzek i wychodzi, zostawiając samą w pokoju.

Godzinę później do sypialni wchodzi papa.

- Skarbie, jak się czujesz? – Siada obok mnie na łóżku i spogląda z troską wymalowaną na twarzy.

- Dobrze - wyznaję cicho.

Jeśli mój głos się teraz załamie, zacznę znowu płakać, a nie chcę, by ojciec załamał się razem ze mną. Tym bardziej, że widzę, jak sam ledwo się trzyma.

- Dziecko, powiedz, jak mam ci pomóc? – Jego głos przechodzi w zbolały szept. – Gdybym nie pozwolił ci jechać... - urywa, kręcąc głową, a ja łapię go za dłoń.

- To nie twoja wina. – zapewniam go. Żadne z moich rodziców nie powinno się czuć odpowiedzialne za to, co się wydarzyło. – Nikt nie mógł się spodziewać takiej zasadzki.

- Czego ci trzeba? Powiedz mi, co mam zrobić, byś poczuła się lepiej? Jak mam ci to wynagrodzić? – pyta desperacko.

- Pozwól mi wyjechać. – Paapa sztywnieje na te słowa, ale ja spoglądam na niego z nadzieją. – Pozwól mi stąd wyjechać. Uciec na jakiś czas, bym mogła uporać się z tym na swój sposób...

- Gdzie chcesz wyjechać? – pyta podejrzliwie.

Zastanawiam się dosłownie kilka sekund.

- Do Anglii. Pozwól mi wyjechać na studia - szepczę błagalnie.

- Tak daleko?!

- Nikt mnie tam nie będzie szukać... Nie wpadnę tam, na nikogo znajomego - zauważam, przykładając dłonie do twarzy.

- Kto miałby cię szukać? - dopytuje z podejrzliwością.

On...

Nie mówię tego jednak na głos.

- Bez znaczenia - mówię zamiast tego. - Pozwól mi na ten wyjazd. Proszę...

- A co z Marcello? Ze ślubem? - pyta, odciągając moje dłonie od twarzy.

- Nie chcę ślubu... - oznajmiam pustym głosem. - Jesteśmy jeszcze szczeniakami, a uczucie, które nas połączyło, to po prostu dziecięce mrzonki... - mówię, odwracając wzrok. - Chcę się stąd wyrwać, uciec przed wszystkimi, poskładać swój świat na nowo...

Ojciec zastanawia się dłuższą chwilę nad moimi słowami.

- Porozmawiam z Raffaele i zorganizuję wszystko, co jest związane z twoim wyjazdem i studiami.

- Nie! – krzyczę, łapiąc go za dłoń. – Nie chcę, by ktokolwiek wiedział, gdzie wyjechałam. Niech to pozostanie naszą ścisłą tajemnicą - nalegam. - Nawet Dario ma tego nie wiedzieć. Proszę!

- Nawet Marcello? - rzuca, unosząc brew.

- Szczególnie on... - odpowiadam, spuszczając wzrok.

Między nami nastaje chwila ciężkiej ciszy.

- Skoro tak chcesz, to tak będzie - mówi w końcu. - Ale z Raffaele i tak muszę porozmawiać. Jest moim Szefem i musi wiedzieć o takich rzeczach - zaznacza. - Jednak wiesz, że możesz mu zaufać, prawda?

Przytakuję skinieniem głowy. Wuj kocha mnie jak własną córkę. Wraz z ojcem są gotowi spalić na popiół całą Sycylię, byleby pomścić moją krzywdę. Wiem to.

- Tak. Tylko wam dwojgu ufam bezgranicznie - mówię zduszonym głosem, bo jeszcze do wczoraj do tej listy zaliczał się mój były narzeczony.

- Gdzie i co chcesz studiować? - pyta na odchodnym.

- Literaturę angielską na Oxfordzie - mówię z bladym uśmiechem.

Papa uśmiecha się w odpowiedzi i ściska mnie za dłoń.

- Załatwione.

Wstaje z miejsca i rusza do drzwi, ale mnie nachodzi ostatnia prośba.

- Tatku...

Gramolę się z łóżka i podchodzę do niego, zdejmując po drodze mój zaręczynowy pierścionek.

- Co mam z nim zrobić? - pyta, gdy kładę biżuterię na jego otwartej dłoni.

- Oddaj cioci Avieli - proszę. - Wiem, że to pamiątka po jej matce - dodaję szeptem.

Tata kiwa sztywno głową i opuszcza pomieszczenie, a ja ponownie kładę się do łóżka, rozmyślając nad moją przyszłością. 


Dwa dni później siedzę w prywatnym samolocie, który ma za zadanie zawieźć mnie do Anglii. Poza rodzicami i wujem, nikt nie wie, że gdziekolwiek wyjechałam. Nawet mój braciszek myśli, że pojechałam z koleżankami na wycieczkę do Rzymu. To jest mój czas, by zacząć nowe życie. By uciec od wszystkiego...

By uciec od wszystkich

Odzyskane uczuciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz